[Cóż, zważywszy że to trochę dziwne żeby nie ruszyła nic a nic przez 2000 lat... Tiak Raczej tiak. Edit.]
[Cóż, zważywszy że to trochę dziwne żeby nie ruszyła nic a nic przez 2000 lat... Tiak Raczej tiak. Edit.]
^A to przez zasady na za dużą sygnaturę.
[Zmienione na XVIIw. - dobra i koniec spamu - chyba, że jeszcze coś jest nie tak ]
[Po prostu ten świat ma jakąś wrodzoną chorobę. Tyle. Bezlogikus zielony.
Imię: Brak
Nazwisko: Brak
Zwany: Nieprzyjaciel, Zły, synonimy.
Kolor oczu: Who knows?
Wygląd: Bezcielesny demon, który może przyjąć dowolną formę, zależnie od ochoty. W świecie duchów wygląda jak czarny humanoid, płonący. [geez, tak bardzo Sarłon/Morguś...]
Wiek: Od początku światów i jeszcze dalej.
Wszechwświat rodzimy: Połączenie najbardziej spaczonych, złych krain jakie istnieją w jednym miejscu, w innym zielono i cukierki - skrajności gdzie się da, ogólnie takie dark fantasy, jest magia czy coś podobnego, postać to jedna z najpotężniejszych istot w multiversie, takie tam.]
"Odrzucam waszą rzeczywistość i zastępuję ją swoim własnym światem!."Adam Savage︻芫----
[Efen -.- jedna z najpotężniejszych istot w multiversie?! Możesz se byc, ale nie ma być "I wtedy wziąłem ogromną bombę wszechwświatową i cały wszechświat w pizdu..." ITP. Więc jak będziesz się rządził to zrobisz wypad z opa w trybie now. A co do mojego wszechwśeiata to wystarczy pomyśleć logicznie i stwierdzić, że po prostu nie rozwinął się równomiernie -.- ale konic dyskusji bo robimy spam. ]
[Ef, a czy to nie ma być czasem Sci-Fi(Pomijając Natanka i jego ogólną bezmózgość)?]
^A to przez zasady na za dużą sygnaturę.
[Meh. Nie.]
"Odrzucam waszą rzeczywistość i zastępuję ją swoim własnym światem!."Adam Savage︻芫----
[A zapiszę się. Dla jaj.
Inez
Rossz (wbrew pozorom takie słowo istnieje, przynajmniej tak mówi tłumacz ), ale i tak nikt tego nie wie
Błękitno-zielone zależy od oświetlenia
Mała, chuda, czarne włosy za brodę, wytatuowana konkretnie, podobno całkiem ładna, blizna na lewym policzku, tam gdzie kość policzkowa mniej więcej. Wygląda młodziej niż ma.
21
Takie trochę udoskonalone średniowiecze, nazwy państw jak obecnie, w ogóle bieda, nędza i głód, choć pewne rzeczy są lepsze niż w zwykłym średniowieczu. Język się różni od naszego.
Ponieważ nie pytam siem nikogo o zgodę, zacznę, coby opko nie zdechło przed 6 stroną:]
- Do dziewicy nędzy- przeklęła pod nosem Inez, siłując się z tępym nożem, grubą liną i włosami wpadającymi jej w oczy.
Po raz kolejny tego dnia pomyślała, że życie płatnej skrytobójczyni i tajnej agentki ma swoje minusy. Przede wszystkim trzeba mieszkać samemu i samemu rozcinać linę, która potem potrzebna jest do różnych... zajęć w pracy.
Ja sobie poczytam, bo życie jest krótkie.
[Do dziewicy nędzy? Czy tak klną... Niedziewice? Czy ten twój świat
A, dobra... I tak ni mam co robić...]
Kupa gruzów. Zrujnowane domy, metalowe szkielety wieżowców, gdzieniegdzie wielkie sterty skał, tu czy ówdzie sterta odłamków, cegieł, pustaków i ogółem dużych obiektów skalistych, jakieś luźne przęsło mostu, w tle jakiś randomowy koteł torturował randomowego szczura. Malowniczy krajobraz, nie ma co. I pomyśleć że jeszcze dwa lata temu to był bardzo przytulny zakątek Frisco... O, tu gdzie teraz stał sobie Alejandro był kiedyś niezgorszy dom publiczny... Nie żeby on sam bywał w takich przybytkach oczywiście. Ale w ruinach takich miejsc można znaleźć całkiem przyzwoite łupy. A rabusie ruin(Grobowców już nie, wszystkie trupy uprzątnięto bądź zeżarto w zeszłym roku) jak wiadomo zawsze dobrze prosperują. Chociaż musiał przyznać, że była to jednak ujma na honorze. Ze sprzedajnej świni robiącej dla tajnych służb zmienił się w sprzedajną świnię grzebiącą w śmieciach za wartymi grubą kasę obiektami. Ale Sijajejów, Efbijajów i Diiejów już nie było. Chociaż zapewne by były, gdyby przeżyło parę odpowiednich osób. Ale, jak to bywa, w Obamę p**********ł meteoryt. Akurat wylądował na Białym Domie kiedy mister president schodził sobie do schronu. Bida. Ale jak apokalipsa to apokalipsa. Cholerni majowie i ich cholerne kalendarze. Na pohybel im. Zaciągnął się obłoczkiem niebieskawego dymu ze skręta znalezionego w jakimś pseudo-bunkrze prepersa narkomaniaka.
- Pan Alejandro Ortega? - Żeński głos. Z tyłu. Nieznajomy. Ostatnio dużo ludzi miało do niego sprawy, więc się nie dziwił. Na przykład jakiś starszy pan, weteran którejś z rozlicznych wojen samozwańczego "Największego Mocarstwa Świata", próbował ostatnio wcisnąć mu przestrzeganie prawa. Bleh.
- Andrade. - Poprawił kobietę na którą jakoś kompletnie nie zwrócił poza tym uchybieniem uwagi. Wolał posługiwać się nazwiskiem ze strony matki. Ją raczej wolał od ojca. Była ciekawszą figurą. Po minucie milczenia zwrócił się do... Najprawdopodobniej damy. - Chce pani czegoś konkretnego? Bo jak nie to niech pani s*******a.
- Ktoś chce się z panem rozmówić.
- Kto?
- Dowie się pan na miejscu.
- A skąd przypuszczenie że ja chcę docierać na to miejsce?
- Bo się pan nudzi. Nudzi jak nie powiem co. A my możemy zapewnić panu rozrywkę.
- Granatem chyba... A, dobra,pójdę, co złego może się stać? - Jakiś tydzień później wypominał sobie te słowa średnio raz na pół minuty.
^A to przez zasady na za dużą sygnaturę.
Po dojechaniu do sklepu Trey wybrał kilka(naście) przedmiotów spożywczych, po czym wrócił do domu na swoim koniu. Zastanawiał się czy nie udać się na Lago Garda w najbliższej przyszłości. W mieście i tak nie było za wiele do roboty, a mógł wziąć sobie wolne. Zadzwoniwszy do Liwiusza i kilku innych znajomych z Bergamo i okolic ustalili, iż wyjadą nad jezioro. Jutro miał dzień pracy - oficjalnie to w nudnym urzędzie - jako niższej rangi radny, a potajemnie jako szpieg. Nagle otrzymał telefon.
- Wiesz gdzie, centrum. - odezwał się głos
- Już idę. - odparł Trey
[ Czas na historyka! < hehe > Natan, nie potrafię zrozumieć twojego świata. Wytłumacz mi to z datami, serio. ]
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)