Hah, widzę że spodobała wam się scenka ze starszą kobietą Cóż, w dużym stopniu wzorowana jest na moim autentycznym przeżyciu, tylko, że w moim przypadku staruszka zaczepiła mnie na ulicy pytając, czy nie widziałem nigdzie jej wnuczki. Przez bite dziesięć minut nie byłem w stanie namówić jej, by chociaż opisała, jak ta wnuczka wygląda, a na koniec, po tych dziesięciu minutach wnuczka - na szczęście - sama się znalazła.
Cóż, drugi fragment/rozdział udało mi się dokończyć dość szybko, ponieważ sporą część miałem już zapisaną, gdy wstawiałem tu pierwszy. Trzeci jednak raczej nie ukaże się tak szybko, ponieważ mam zapisane chyba niecałe pół strony, które i tak mi się nie podoba, a na dodatek od jutra wracam do szkoły.
II.
Dyrektor magister inżynier Juliusz Stokrotka wyglądał przez okno. Tak przynajmniej mógł pomyśleć ktoś, kto nie wiedział, co dzieje się w dyrektorskiej głowie. Nieee, dyrektor magister inżynier Juliusz Stokrotka obserwował. Do szkoły wchodziło coraz to więcej uczniów, a przed bramą, pod opieką wychowawców klas pojawiało się coraz więcej wypełnionych słodkościami worków. Szczerze mówiąc, ilość słodyczy, jakie przynieśli ze sobą uczniowie poruszyła go zarówno pod względem pozytywnym, jak i negatywnym. Z jednej strony, wyglądało na to, że wreszcie udało mu się zmotywować uczniów do podjęcia oddolnej działalności społecznej, co próbował uzyskać od dawna. Z drugiej zaś dyrektor przygnębiony był tym, że mimo iż szkoła już któryś rok z rzędu wspierała sierociniec Eleonory Chrubieszczak - którą, notabene, dyrektor poznał i uważał za bardzo sympatyczną, ciepłą osobę. Z pewnymi Zasadami, ale naprawdę sympatyczną. - uczniowie zmobilizowali się do przynoszenia tak wielu rzeczy dopiero, gdy w zamian została im obiecana nagroda. Oznaczało to, że nie czuli się w obowiązku do pomagania innym, jeżeli nie płynęła z tego korzyść także dla nich. Dyrektor podrapał się po łysinie. Z tym całą pewnością należało coś zrobić, uświadomić uczniom, jak ważna jest bezinteresowna pomoc. Może wdrożyć jakiś projekt? Chociaż Stokrotka aż drgnął, gdy przypomniał sobie reakcję uczniów na próbę wdrożenia projektu Okropnie Dobra Szkoła przed kilkoma miesiącami. Skończyło się to protestami uczniów oraz buntem przeciw władzy szkolnej. Jednak był gotów podjąć wszystkie możliwe kroki. Nawet zadzwonić do muzeum hydrauliki i odwołać zaplanowaną wycieczkę dla zwycięskiej klasy. To należy przemyśleć. A na razie... dyrektorowi właśnie zapaliła się nad głową jarząca lampka okrążona napisem "Geniusz".
******
Pani Pumpernikiel krążyła między olbrzymią wagą, a marznącym tłumem uczniów przy bramie szkoły.
- Klasa 1C zebrała 15,6 kilograma słodyczów. - oznajmiła i zapisała dane w notesie.
- Zimno! - odparła chórem 1C.
Stojący niedaleko Cyryl Borkowski popatrzył na klasę z niechęcią i nachylił się do, tym razem ubranej na zielono, plastyczki.
- Co za mięczaki.
- Och, nie strofuj ich tak, Cyrylu. - Nauczycielka uśmiechnęła się - Nie każda dusza wytrzymuje nacisk materializmu płynącego z otaczającego świata.
- Nonsens, Zuz...anno. Zapewniam, że nie chodzi tu o żaden... materializm. To zwykłe mięczaki są, i tyle. Dwie godziny treningu pod moją opieką szybko by ich rozgrzały.
Tymczasem Felix, Net i Nika stali nieco dalej, i jak większość uczniów przytupywali już z zimna. Pani Pumpernikiel nie spieszyła się tymczasem, i załadowała na wagę dopiero połowę worków klasy drugiej a.
- Czy wszyscy są na dworze? Nie brakuje nikogo? - pytała ich wychowawczyni.
- Nie wszyscy. Proszę spojrzeć tam - Net dyskretnie wskazał stojącego w oknie dyrektora Stokrotkę.
- To nieuczciwe - niespodziewanie poparł go Gerald - Dlaczego my wszyscy musimy tu stać i marznąć, a dyrektor siedzi sobie w ciepłym gabinecie?
- No wiesz... - Pani Chaber chwilę się zastanawiała, po czym nagle oświadczyła - Nie wiem. Czasami po prostu brak mu wyczucia sytuacji. Klaudia, co ty teraz robisz?
Dziewczyna uniosła wzrok i przez chwilę zdawała się nie wiedzieć, gdzie w ogóle jest.
- Maluję paznokcie. - odpowiedziała krótko i wróciła do zajęcia.
Nauczycielka pokręciła głową i przeszła na koniec szeregu. Felix spojrzał na zegarek. Net również chciał się nachylić, lecz przypomniał sobie, że nic nie rozumie z masy wskazówek tykających z różną częstotliwością.
- Jest 8:32 - zauważył blondyn - Pani Pumpernikiel dopiero kończy z klasą 2C, więc raczej przepadnie nam dzisiaj pierwsza lekcja.
- To informatyka, więc osobiście nie narzekam - odparł jego przyjaciel - Wolę stać tutaj jeszcze choćby i pół godziny niż spotkać się z przedstawicielem gatunku ameby informatycznej.
- Ekhem. - Nika szturchnęła go w ramię i wskazała na Eftepa, przechodzącego zaledwie kilkanaście kroków dalej w tę i z powrotem i patrzącego na uczniów z wyższością, a nawet delikatną pogardą.
- Trzecia A, worki przed siebie. - oznajmiła wreszcie pani Pumpernikiel. Po kilku minutach okazało się, że klasa Felixa, Neta i Niki uzbierała w sumie 23,5 kilograma i prowadziła w tabeli. Teraz wyprzedzić ich mogła już tylko 3B.
- Widzisz mała? - uśmiechnął się Net - Czyli 10 kilogramów od Aurelii jednak się na coś przydało.
- Wyprzedzamy drugą klasę tylko o cztery - odparła sucho dziewczyna
Eftep tymczasem wyprężył dumnie pierś, i oczekiwał ogłoszenia wyników. Również przedstawiciele obydwu klas konkurowali w zakresie bardziej zwycięskich min. Kobieta dopchała wszystkie słodycze, spojrzała na wagę i oznajmiła.
- Klasa 3B zebrała 23,4 kilograma słodyczów.
Uśmiechy uczniów klasy 3B szybko zeszły, a klasy 3A jeszcze się rozszerzyły.
- Jak to!? - zapytał głośno Eftep. - Jestem pewien, że coś jest nie tak z tym wynikiem. Musi być inny.
Pani Pumpernikiel westchnęła teatralnie, podeszła do urządzenia, poprawiała chwile to i owo, ułożyła worki nieco inaczej i przyznała nauczycielowi rację:
- Faktowo. Teraz jest 23,3 kilograma.
- Ale...ale - Informatyk rozpaczliwie bronił się do ostatka - może coś jest nie tak z tą wagą!? Niby dlaczego wyświetla dwa różne wyniki?
- Nie, jest sprawnicza. Sam chciał, to niech teraz nie histeryje. Rozejsć się do klas!
Uczniowie nie czekali, aż powtórzy. Cały tłum jednocześnie poszedł ku wejściu do szkoły. Net kroczył z dumą, niby przypadkiem przecinając drogę wściekłemu nauczycielowi.
******
Dyrektor wpadł do pokoju nauczycielskiego z miną, która mogła sugerować skrajne oburzenie. Lub obustronny paraliż twarzy. W każdym razie, udało mu się zwrócić na siebie uwagę grona pedagogicznego. Udał, że nie zauważa, jak Cyryl Borkowski chowa do kieszeni karty. Większość nauczycieli popatrzyła na niego z ciekawością zmieszaną ze znużeniem. Tego typu napady zdarzały się dyrektorowi zwykle raz na dwa tygodnie, czasem rzadziej. Zwykle też zaczynał jąkać się w ciągu drugiego zdania swojej wypowiedzi, w ciągu trzeciego wyraźnie się gubił, a po czwartym wymyślał sobie wymówkę typu âzapomniałem coś powiedzieć sekretarceâi czym prędzej wychodził z pokoju. Cecylia Bąk patrzyła za to na niego z wyraźnym uwielbieniem. Cedynia spał.
- Należy nauczyć dzieci pomagania innym. - powiedział oficjalnym tonem.
- Przecież pomagają - odezwał się Czwartek - przynieśli w sumie prawie sto osiemdziesiąt kilo słodyczy dla domu dziecka. To absolutny rekord, odkąd prowadzimy zbiórkę.
- Wiem, ale - dyrektor oparł się o biurko i powiódł zdecydowanym spojrzeniem po podwładnych. Zgodnie z "Poradnikiem naturalnego przywódcy" okazywał im właśnie wyższość i wzbudzał szacunek - chodzi o to, że zrobili to wszystko nie bezinteresownie, ale żeby wygrać nagrodę w postaci wycieczki. Właśnie, która klasa wygrała?
- Moja - odezwała się powoli pani Jola - Klasa 3A. O co chodzi?
- Doszedłem do wniosku, że najlepiej będzie, jeżeli zorganizujemy dla uczniów warsztaty - dyrektor z zaciętą miną zaczął przechadzać się po pokoju nauczycielskim, wokół złączonych stołów przy których siedziała reszta ciała pedagogicznego. Nauczyciele co chwilę obracali głowy, by utrzymać go w polu widzenia. Stokrotce, nie wiedzieć dlaczego, bardzo się to spodobało. - Dotyczące tego tematu. Początkowo uznałem, że powinni je przeprowadzać nauczyciele. Jednakże do głowy przyszedł mi pewien pomysł, i postanowiłem, że najsprawiedliwiej będzie, jeżeli przygotuje je klasa, która wygrała wycieczkę do muzeum hydrauliki.
- Dokąd? - pani Jola zrobiła wielkie oczy. - No nie wiem. Moja klasa najbardziej się postarała i zebrała najwięcej słodyczy. Niby w jaki sposób sprawiedliwe wobec nich ma być dołożenie im kolejnego obowiązku?
- Nonsens, droga Jolu - wyszczerzył się Eftep - Twoja klasa ma, widać, największe wyczucie i wiedzę w takich kwestiach. Zdecydowanie to ona powinna zorganizować takie warsztaty, by wyedukować reszcie nieuświadomionych uczniów, jak ważne jest bezinteresowne niesienie pomocy słabszym.
- Myślałem, że to my jesteśmy od tego, żeby edukować młodzież, a nie inni uczniowie. - zauważył chłodno Czwartek
- Jerzy ma rację - Stwierdziła Konstancja - Nie możemy rezygnować ze swoich godzin lekcyjnych. Po pierwsze, ledwo się wyrabiamy z programem, a po drugie oni i tak nie chcą się uczyć i dostają beznadziejne oceny. Ci lenie nawet nie znają podstawowej wiedzy geograficznej. Nie to, że ci wypominam, Jolu, ale żaden uczeń z twojej klasy nie zaliczył ostatniego sprawdzianu z poziomu urbanizacji w Japonii i Chinach.
- Możemy zawsze zorganizować te warsztaty po lekcjach. - zauważył Czwartek.
- Nie ma mowy - tym razem to Borkowski się odezwał - My też chcemy mieć czas wolny. Ciągle go marnujemy, pomagając im jak możemy, a te ciamajdy mają go aż nadto, i wychodzą z nich ciepłe kluchy, nie potrafiące zaliczyć biegu z przeszkodami na dwa kilometry po szkolnych korytarzach. Niby dlaczego mamy jeszcze się dla nich poświęcać?
Czwartek chciał chyba jeszcze coś powiedzieć, ale uprzedziła go pani Jola.
- Dobrze, zgadzam się. Zrobimy to. Ale żeby było uczciwie, proszę o czas do przygotowań. Jestem gotowa zostawać z nimi po lekcjach.
- Niech będzie. - Zastanowił się dyrektor - Od poniedziałku do środy na ósmej lekcji jest wolna sala gimnastyczna. Możecie przychodzić tam ćwiczyć. Warsztaty zorganizujemy na koniec miesiąca. - Stokrotka otworzył drzwi. - Ach, zapomniałem. Robię update szkolnej sieci, i przy okazji wezwałem komputerowców by sprawdzili komputery w sali informatycznej - Eftep wydał z siebie ciche kwęknięcie - Możliwe, że mogą wystąpić drobne kłopoty. Jeżeli zauważycie na korytarzu coś niezwykłego, to pamiętajcie, że to najprawdopodobniej tylko zbłąkane piksele.
*******
W domu państwa Polonów panowała dziwna atmosfera, którą można by określić jako nerwowo-radosną. Net przegrzebywał stosik z horrorami, Felix i Laura przygotowali jedzenie w kuchni, a Nika nakrywała do stołu i przenosiła gotowe jedzenie. Caban krążył między wszystkimi, wciąż domagając się miziania. Dobrze stało się, że akurat na ten dzień tata Felixa zaprosił mamę i rodziców Neta do jakiejś restauracji
- Nasi starzy wrócili do pracy w IBN-ie i Herman powierzył im coś, co nazywają âprojektem życiaâ. - mruknął Net w kierunku Niki - Poszli to oblewać, więc Felix ma wolną chatę.
- Cieszę się, że się cieszysz, ale to nie tłumaczy, dlaczego wszyscy pracują, a ty się obijasz - odparła przyjaciółka, stawiając na stole miskę z popcornem.
- O czym ty mówisz, kobieto!? - Net całkiem dobrze udał wzburzenie - Ja się obijam!? Ja wykonuję bardzo ważną misję wybrania filmu na wieczór.
- Pokaż. - Dziewczyna nachyliła się nad płytami. - No tak. "Piła", "Obcy", "Paranormal Activity 3"... przecież oglądaliśmy w sobotę, "Egzorcysta", "Amityville Horror" i - nachyliła się bliżej - "Mordercza Opona"!?
- Klasyk niezależnego pastiszu horroru - zachwalał Net - Opona o zdolnościach paranormalnych prześladuje Francuską kobietę i jest gotowa zniszczyć każdego, kto jej w tym przeszkodzi.
Nika popatrzyła na niego, spodziewając się, że wybuchnie śmiechem.
- Brzmi głupio - powiedziała - Nawet jak na horror.
- Ej! - Net wycelował w nią groźnie palec - Nie obrażaj horrorów, kobieto, dobra!?
Laura weszła do pokoju, niosąc wazon z zupą.
- Oj! - podniosła się Nika - Zapomniałam.
- Nie szkodzi - uśmiechnęła się Laura - Dam radę.
- Nie, czekaj, już ci pomogę.
Dziewczyny wyszły z pokoju, a Net, nie mając pomysłu, co robić, wzruszył ramionami i poszedł za nimi. W kuchni zastali Felixa, przyglądającemu się jednej z kilkunastu chyba maszyn kuchennych stojących na blatach szafek.
- Strasznie piszczy przy działaniu.
- Ale przecież dasz radę to naprawić, prawda? - spytała Laura.
- Mój mąż jest wszystko w stanie naprawić, prawda, Henry? - Szepnął teatralnie Net
Felix spojrzał na niego ciężko. W tej samej chwili rozległo się pukanie do drzwi. Nika, która była najbliżej wyjścia, poszła i otworzyła drzwi. Po chwili wróciła do kuchni, razem z Gilbertem i Zosią.
- Wszystkiego najlepszego - Gilbert uścisnął dłoń Felixa tak, że aż tamten się skrzywił, i wręczył mu malutki pakunek - To dla ciebie. Wspólny prezent ode mnie i od Zośki. Sorki, że nie przyszła.
- Przecież tu jestem. - zauważyła stojąca za nim Zosia
Gilbert odwrócił się.
- Faktycznie. - Przyznał - Kiedy przyszłaś?
- Cały czas szłam obok ciebie.
- Naprawdę? - Chłopak wydawał się szczerze zdumiony - Nie zauważyłem cię.
Zosia spuściła tylko wzrok i podeszła do Felixa. Objęła go delikatnie.
- Najlepszego - powiedziała cicho.
- Dzięki - uśmiechnął się Felix.
Zosia powiedziała cicho jeszcze coś, ale tego już chłopak nie zrozumiał. Odeszła, obdarzając Laurę krótkim spojrzeniem i schowała się z powrotem za Gilberta.
- Idźcie do pokoju - uśmiechnęła się Nika - Zaraz dołączymy.
- Aha! - zreflektował się Net i wyjął coś z kieszeni - Płyta z muzyką - powiedział
Felix tymczasem otworzył prezent od Gilberta i Zosi i uśmiechnął się szeroko.
- Co to? - spytał Net - Papier do kasownika?
- Naboje do pióra wiecznego - odparł - W piętnastu różnych kolorach. Kosztowały pewnie sporo.
- E, tam - Gilbert wychylił głowę przez framugę drzwi - Ojciec znalazł całe pudło na drodze, wypadło z samochodu firmy kurierskiej, to zaniósł do domu. Pomyślałem: przyniosę, co się mają marnować.
Rozległ się dzwonek do drzwi i Nika wprowadziła do salonu Oskara i Wiktora. Chłopcy wręczyli Felixowi gruby tom zatytułowany"Wielka księga robotyki"
- Wszystkiego najlepszego z okazji nieurodzin - rzekł Oskar, a Felix spojrzał na niego zdziwiony, więc dodał - Daj spokój, domyśliliśmy się, że chcecie po prostu dopiec Aurelii. I dobrze, należy jej się, wyjątkowo grubiańsko się ostatnio zachowuje. Nawet jak na nią. Zresztą, już raz miałeś w tym roku urodziny, prawda?
- To były imieniny. - Mruknął tylko Felix, nie licząc w ogóle, że chłopak wreszcie to przyjmie do wiadomości.
- Zapamiętaliśmy inwazję tych konstrukcji, co ożyły i wyszły z piwnicy podczas twojej ostatniej imprezki, i tak pomyśleliśmy, że cię to zainteresuje i damy ci z okazji nieurodzin. A Aurelia przy okazji się wścieknie. - powiedział Wiktor - Właśnie - ściszył głos - Nie to, żeby coś, ale tym razem wszystko wyłączyłeś?
- Słusznie - powiedział Felix, przeglądając z zainteresowaniem ilustracje - Dzięki. I spoko, dwa razy sprawdzałem, tym razem nie będzie żadnej inwazji.
- Też się domyśliłem - rzucił Gilbert, znów wystawiając głowę przez framugę - przecież urodziny w drugiej klasie obchodziłeś w innym terminie, a nie sądzę, żeby przez rok zmieniła się ich data.
- Em...
- To co - Oskar zatarł ręce - Odpalamy muzę?
- Jasne! - Net chwycił płytę i pędem pobiegł do salonu. Po drodze zahaczył nogą o stół, przez co na ziemię spadła miska z dipem. Nika spojrzała na niego karcąco, więc uśmiechnął się niewinnie.
- Zaraz posprzątam - mruknął Felix - Skonstruowałem ostatnio robota specjalnie do takich akcji. Włączaj tą muzykę.
Net skinął głową. Podłączył wieżę do prądu, włożył płytę i nacisnął play. Coś strzeliło, błysło, a w całym domu zgasło światło. W związku z tym, że na dworze się ściemniało, zostali niemal w całkowitej ciemności.
- Stary - Net zwrócił się nieśmiało w stronę Felixa - Wiem, jak to wygląda, ale przysięgam ci, że tym razem to naprawdę nie ja.
- Pewnie jakaś awaria . - odparł w zamyśleniu tamten - W piwnicy mam zapasowy agregat prądotwórczy. Net?
- Co!? - oburzył się brunet - Niby dlaczego to ja mam iść?
- Nie mogę przecież zostawić gości w takiej sytuacji.
- Ale... ale Nika...
- Muszę pomagać Felixowi w przyjmowaniu gości - odparła spokojnie dziewczyna - Zapewne jeszcze ktoś przyjdzie.
Chłopak zauważył na sobie rozbawione spojrzenia kolegów z klasy
- Nie,no spoko, pójdę. Nie myślcie sobie, że ja jestem jakiś tchórz, czy coś. Gdzie niby jest ten agregat?
- Stoi pod stolikiem, naprzeciw mojego biurka.
- A jakaś latarka?
- Nie znajdę przecież teraz. Świeć sobie telefonem.
Net już-już miał zaprotestować, ale przypomniał sobie, że dziwnie będzie to wyglądało przed kolegami z klasy. Pokiwał niechętnie głową i ruszył w kierunku zejścia do piwnicy. Wyjął z kieszeni swojego smartfona i przyjrzał się mu dokładnie.
- Świeć sobie telefonem, też mi coś - sarknął cicho.
Podszedł do drzwi i otworzył je. Schody prowadzące w dół wydawały się w tej ciemności nie mieć końca, niknęły w ciemności.
- Przepraszam, czy ma pan pożyczyć kilo prądu? - zażartował, by dodać sobie odwagi
Westchnął i postąpił na pierwszy stopień. Zaskrzypiało, i chłopak miał wrażenie, że zaraz wszystkie stopnie się zawalą, a on spadnie w przepaść.
- Znalazłeś już ten agregat? - Usłyszał Felixa
- Dopiero schodzę! Nie poganiaj mnie, człowieku, bo się zestresuję! - odkrzyknął.
Używając smartfona jako latarki, powoli i ostrożnie stawiał kolejne kroki na skrzypiących, drewnianych schodach. Wreszcie dotarł na sam dół. Wtulił nieco dół twarzy w bluzę, bo tu, na dole było mu zdecydowanie zimniej niż na górze. Poczuł też dziwny zapach, przypominający odór nieświeżej kapusty, choć też nie do końca. Zanotował sobie, by po imprezce wypomnieć Felixowi, że należy po sobie sprzątać, i rozejrzał się po pomieszczeniu. Piwnica wydawała mu się kilkukrotnie większa niż za dnia, a konstrukcje Felixa, te dokończone i te niedokończone, obserwować go i czyhać na niego. A na większym z dwóch znajdujących się w pokoju stołów leżała... głowa. Chłopak niemal krzyknął, gdy to zobaczył. Podszedł bliżej, i zauważył, że głowa nie należała do człowieka, a raczej do robota. Felix miał przecież dokończyć montowanie nowej dla Golema-Golema, bowiem poprzednia została zniszczona w dość nieprzyjemnych okolicznościach. Odetchnął z ulgą. Starając się nie potknąć o leżące tu i ówdzie części maszyn, skierował się w stronę stolika, pod którym miał leżeć agregat. Przykucnął i zajrzał. Agregat był tam, lecz leżał pod samą ścianą, co oznaczało, że będzie musiał wejść pod stół, by do niego sięgnąć. Spojrzał niechętnie najpierw na podłogę, potem na swoje spodnie i wsunął się pod stolik. Kiedy sięgał po urządzenie, niechcący zahaczył barkiem o spód stolika. Coś potoczyło się i pacnęło miękko obok niego na ziemię. Syknął i obrócił się, by zobaczyć co spadło, i odłożyć to z powrotem. Wtedy właśnie zobaczył to coś. Najprościej byłoby chyba powiedzieć, że to cień, z tym że nie był to cień na ścianie lub na podłodze, lecz stojący na dwóch nogach, tak jak człowiek, przy biurku Felixa. Rozglądał się, jakby szukając czegoś, lub będąc zagubionym. Na szczęście odwrócony był tyłem to chłopaka. W całym pomieszczeniu było już ciemno, lecz sylwetka tego stworzenia była całkowicie czarna, wydawało się, że gdyby spróbować zaświecić w nią latarką, światło nie przeszłoby na drugą stronę, tylko ugrzęzło w ciemności. Stwór wyglądał praktycznie jak człowiek i można by go nawet za niego uznać, gdyby nie ta całkowita ciemność, którą wydawał się być, i niepokój, który odczuwało się, patrząc na niego. Choć przecież nie robił nic złego, jego wrogie zamiary jakby pulsowały w powietrzu. Przerażony Net wjechał głębiej pod stolik. Najgorsze było to, że doskonale znał to uczucie swędzenia w nosie. Przypatrywał się stworzeniu, które zbliżyło rękę do Felixowego komputera. Jego dłoń przeniknęła przez peceta, i natychmiast ją cofnęło. Zachowywało się tak, jakby coś badało. Odeszło od komputera i zaczęło przyglądać się wynalazkom. Z podniesieniem teleskopowej drapaczki do pleców nie miało już problemu.
- APSIK!
Stworzenie w mgnieniu oka odwróciło się do niego. Przez może niecałą sekundę wpatrywało się w niego dwoma małymi, czerwonymi punkcikami po czym pisnęło głośno i chyba w ułamek sekundy pokonało dystans dzielący je od południowej ściany piwnicy, po czym po prostu w nią wbiegło. Dziwny zapach panujący w powietrzu zniknął, i a temperatura zaczęła jakby gwałtownie rosnąć. Net zerwał się spod stolika, przy okazji przewracając go i wszystkie leżące na nim gadżety, i w równie zaskakującym tempie dopadł do schodów, nie dbając już nawet o agregat. Zdawało mu się, że ta istota zaraz wróci tu ze wsparciem i wszystkie się na niego rzucą. Dobiegł do drzwi i szarpnął. Były zamknięte.
- Mamusiu Boska... - zaczął walić w nie pięściami - Felix! Felix! Otwieraj! To nie jest śmieszne!
Drzwi otworzyły w chwili, gdy znów miał walnąć w nie pięścią, tak, że z rozpędu nieomal się przewrócił.
- Co jest? Znalazłeś agregat? - zapytał zaskoczony blondyn
- Tam w piwnicy był jakiś potwór! - krzyknął Net
Wszyscy popatrzyli na siebie z dziwnymi minami.
- Żaden mój projekt nie spadł ci na głowę? - zapytał Felix.
- Mówię poważnie! Nawet nie mogłem otworzyć drzwi! Szarpałem , i nic.
- Otwiera się w tę stronę - Felix zademonstrował.
- Ale... ale... coś tam było - upierał się Net.
- Zdawało ci się - Nika objęła go delikatnie - W ciemności mózg czasami płata różne figle. Mnie też ostatnio wydawało się, że ktoś stoi w nocy nad moim łóżkiem i na mnie syczy. Zakryłam się kołdrą ze strachu, a jak się odkryłam, okazało się, że nic tam nie ma.
- Nie. - odparł zdecydowanie chłopak - Tam ktoś... coś było. Oglądało wynalazki. Wiem, co widziałem. Hej... światło wróciło?
- Przyszło na krótką chwilę przed tym, jak wybiegłeś z piwnicy - odparł Felix - Miałem do ciebie schodzić tam na dół.
- Przyszło, bo on odszedł.
- To niedorzeczne. - Odezwał się Oskar - Światło zniknęło, bo w domu pojawił się jakiś cieniowaty potwór, i wróciło, bo zniknął?
- No, przecież mówię. Zresztą, skoro to takie niedorzeczne, to dlaczego pobladłeś? Hej, zaraz - Net wycelował w niego palec - Skąd wiesz, że potwór był... cieniowaty? Nie opisywałem go w ogóle.
Oskar spojrzał na niego.
- Nie mówiłem niczego takiego.
- Jak to nie? - zapytała tym razem Laura - Dwadzieścia sekund temu.
- Bardzo mi przykro - Oskar rozłożył ramiona - Ale naprawdę nie pamiętam.