cóż fragment pochodzi z początku 3 rozdziału i jest... oceniajcie!
W jego oczach widziałam współczucie. Poczułam jak nogi same się po de mną uginają. Oparłam się o ścianę i poczułam gorącą łzę. Bolało mnie serce. Widziałam że Janek próbuje mi pomóc usiadł obok mnie i lekko obją.
- Przepraszam ? powiedział cicho a ja rozejrzałam się dookoła. korytarz był pusty lekcja już się pewnie zaczęła a ja nie byłam w stanie na nią dotrzeć. Wstałam otarłam łzy które wciąż bezwładnie kąpały wydając cichy dźwięk który tylko ja słyszałam. Odeszłam w przeciwnym kierunku niż Janek oboje zapewnie wiedzieliśmy że teraz wszystko się zmieni. Wiem że nie planował mnie zranić, niczego nie planował, a jednak bardzo cierpiałam.
Po kilku chwiejnych krokach zaczęłam biec. na końcu korytarzu zobaczyłam tylko jedną osobę. Miguela. Wyglądał jakby czymś się niepokoił.
- Kasti! ? krzyknął gdy mnie dostrzegł. Przebiegłam obok niego, wybiegłam na podwórze i oparłam się o rosnącego najbliżej szkoły klona. Usiadłam. Czerwone liście spadały a wiatr odgarniał moje włosy pokazując całemu światu w jak okropnym jestem stanie. Klon płakał, i ja płakałam byłam sama, to znaczy, dopóki nie pojawił się on.
- Hej. ? usiadł obok wciąż jeszcze obrażony za sprawę o której nie chciał mi opowiedzieć.
- Kiepski dzień? ? spytał zimno jakby odezwanie się do mnie kosztowało go wiele wysiłku. Nie okazywał uczuć, nawet na mnie nie patrzył.
- Nie masz nic lepszego do roboty? ? spytałam próbując wydobyć z siebie choć trochę złości której wcale nie czułam. Najwyraźniej to zauważył bo uśmiechnął się i spojrzał mi w oczy odgarniając mi włosy z twarzy za ucho, po czym szybko cofną rękę jakby bojąc się, mnie?
- Jesteś piękna, nawet jak płaczesz. ? w jednej chwili przestałam a on uśmiechną się zmieszany poczym nagle uświadamiając sobie co zrobił, odwrócił wzrok.
- Dziękuje. ? tylko tyle byłam wstanie powiedzieć. ?ałuje, ale serce bolało wciąż. Za świeża rana by móc się choćby uśmiechnąć.
- Nie ma lekcji ? odpowiedział na zadane prze zemnie w myślach pytanie. Pokiwałam głową i popatrzyłam w stronę nieba, było mocno granatowe. Zbliżał się zmierzch. Latarnie przy szkole świeciły już od ponad godziny. Nagle w tej bajecznej scenerii spadł pierwszy śnieg. Nie topił się, z sekundy na sekundę było go coraz więcej. A my Wciąż siedzieliśmy pod klonem. Spojrzał na mnie i nasze oczy znów się spotkały. Od tamtej chwili do zawsze bendę już wierzyć w magie. On, ja i grube płatki śniegu które zdawały się zatrzymać w powietrzu na tę jedną trwającą wieczność chwile. Zbliżył się do mnie, nasze usta były już oddalone od siebie tylko o kilka centymetrów. Zamknęłam oczy i poczułam ciepło które przeszło mi po całym ciele obejmując zranione serce. Jego wargi przesuwały się lekko po moich ustach. poczym po tych kilku sekundach trwających całą wieczność powoli się odsunął otworzyłam oczy. był zmieszany. Dziwne, w jego oczach pojawiły się łzy. Nie byłam w stanie mu pomóc, wiedziałam że to ma coś wspólnego z ową tajemnicą którą prze de mną ukrywa. Położyłam mu dłoń na ramieniu odwrócił się i powiedział łamiącym się głosem nie patrząc mi w oczy.
- To nie powinno się zdarzyć ? pokiwałam głową i ponownie poczułam ból świeżej rany.