? Drewno jest za domem ? odparł Gilbert ? pod daszkiem przy szopie.
? Nie wychodzę na zewnątrz! ? oświadczył Net.
? My już dziś się namarzliśmy ? zastrzegł Oskar.
Felix westchnął ponownie, wyciągnął z kieszeni i założył na czoło latarkę, po czym ruszył w kierunku hallu. Net skrzywił się, ale ruszył za nim. Założyli kurtki i otworzyli drzwi. Felix omiótł okolicę snopem światła z czołówki. Udzieliły mu się nieco obawy przyjaciela.
? Nic nie widać ? stwierdził cicho.
? A ślady?
? Zmartwiłbym się, gdyby zniknęły.
Wyszli i zamknęli za sobą drzwi. Wolno ruszyli w kierunku szopy. Skradali się, jakby w okolicy czaił się snajper. Net co chwilę odwracał się, ale bez pomysłu, co mógłby zrobić, gdyby coś tam zobaczył. ?arówka nad drzwiami była tak słaba, że w jej świetle ledwo majaczyła krzywa brama i rozpadająca się szopa. Pod zapadniętym daszkiem faktycznie leżały ułożone brzozowe polana. Ślady Koszałka Ochlałka czy może kangurzątka z korkami od szampana zamiast butów, zakręcały do rozdarcia w siatce i nikły w lesie, co obaj przyjaciele przyjęli z ulgą.
? Można by wziąć do spalenia całą szopę ? zauważył Net.
W tym momencie usłyszeli za sobą skrzypienie śniegu. Odwrócili się gwałtownie, wypuszczając z rąk drewno. W ich kierunku szła Nika.
? Co się tak wytrzeszczacie? ? zapytała, zasłaniając oczy przed światłem Felixowej latarki. ? Przyszłam pomóc.
? Lubisz chyba siwych facetów ? Net zaczął zbierać upuszczone drewno. ? Chcesz sobie zrobić jeszcze dwóch.
? Zabierzmy jak najwięcej, żebyśmy tu nie musieli wracać ? mruknął Felix.
Zebrali drewno i, z trudem łapiąc równowagę, ruszyli z powrotem.
? Patrzcie! ? Net zatrzymał się gwałtownie w połowie drogi. Ich ślady przecinał świeży trop pijanego krasnoludka. Z pewnością powstał przed chwilą, kiedy nakładali drewno.
? Chodźmy lepiej do domu… ? wyszeptała Nika.
Zanim zdążyli się poruszyć, coś furknęło za nimi. Odwrócili się, ale zobaczyli tylko opadający pył śnieżny i znajome już ślady. Net wrzasnął piskliwie, gdy coś otarło się o siatkę ogrodzenia.
? Bez gwałtownych ruchów ? wycedził Felix. ? Przejdźmy te dziesięć metrów i będziemy bezpieczni.
Ruszyli krok za krokiem, starając się nie biec. Krótki marsz zdawał się nie mieć końca. Wreszcie Net nacisnął łokciem klamkę i ogromnym wysiłkiem woli zdobył się na przepuszczenie Niki.
Zatrzasnęli za sobą drzwi i rzucili drewno wprost na podłogę.
? Widzieliście, co to było? ? zapytała szeptem Nika.
? Małe zwierzę ? odparł bez przekonania Felix. ? Lis…
? Turbolis! ? poprawił go Net. ? Odrzutolis! Widziałeś, jak pruł?
? Nie widziałem…
? Właśnie! Był za szybki jak na lisa. ? Net zamknął wszystkie zamki w drzwiach. ? To był nadlis! Torpedolis! Rakietolis!
? Nie wiem, co to było, ale jest na zewnątrz. ? Felix otrzepał i odwiesił kurtkę. ? Nie zamierzam wychodzić aż do północy, a wtedy wszędzie będzie pełno błysków i huku, a stracholis zaszyje się w swojej norze.
? To nie było zwykłe zwierzę ? powiedziała cicho Nika.
? Lisołak… ? mruknął Net. ? Jak przyjedzie tata Felixa, poprosimy, żeby podjechał tyłem pod same drzwi. Przeskoczymy.
Wnieśli drewno do salonu i zrzucili obok kominka.
? Co macie takie miny? ? zainteresował się Gilbert.
? Widzieliśmy potwora ? oznajmił Net. ? Jak to drewno się wypali, po następne idzie ktoś inny.
Fragment pochodzi z fnin.gildia.pl