- Toth? Nic Ci nie jest? - zapytał przestraszony BiM.
Ale Toth nie odpowiedziała. Nie zemdlała, ale nie miała siły odpowiedzieć. Widać było na jej twarzy ból, ale nie mogła nic zrobić.
- Musimy jej pomóc - powiedział Zegarmistrz.
- ?ał... serio? - ironicznie zawtórował BiM
Zegarmsitrz puścił ten komentarz mimo uszu. Klęknął przed szachownicą i napiął wszystkie mięśnie. Wyraźnie się na czymś się skupiał.
- Jak to robiła Toth? - mruczał pod nosem. - Jak ona to robiła do cholery?!
Wyglądał trochę jakby miał za chwilę się zesrać, był cały czerwony.
- Może połączymy siły? - zapytał BiM - Co chciałeś zrobić?
- Dobry pomysł. Wyobraźmi sobie, że za drzwiami tego Kościoła jest szpital...
- Szpital?! A na co nam szpital?
- A co zrobimy z Toth?
- No tak...
- Szpital. Za tymi drzwiami jest szpital. Powtarzaj za mną. Szpital. Szpital.
- Z personelem - dodał Bim
- Wykształconym personelem.
- I z dobrymi obiadami.
- I wygodnymi łóżkami
- I jeszcze...
- Ok. Starczy
Po chwili otworzyli oczy. Drzwi do Kościoła rozwarły się, a w środku były szpitalne łóżka i kilka pielęgniarek.
- O, już jest, zabierzcie ją - powiedziała jedna z nich.
Dwóch lekarzy zabrało leżącą na ziemi Toth i położyli ją na jednym z łóżek.
- Mogliśmy jej jeszcze wyśnić jakąś salę dla VIPów - powiedział BiM
- Spoko. Poradzi sobie. Teraz musimy dotrzeć do MART-Xa.
- Po co? Przecierz on jest tym złym.
- Tego nie wiemy. Roverbot też niby jest zły, a jednak coś w nim jest dobrego...
- Okej, no to idziemy...
Zegarmsitrz i BiM szli już po uliczce, nie do końca wiedzieli dokąd, ale i tak szli...