- Zróbmy tu mały posiad. Zmęczyłem się.
- Chyba postój?
- Za nisko tu na postój - zachichotał Net.
Mówiąc to, nieostrożnie usiadł na kratkę wentylacyjną. Gdy się zorientował, było już za późno. Rozległ się trzask, a kratka otworzyła się pod jego ciężarem. Chłopiec krzyknął i spadł... lądując na miękkim fotelu w pustym gabinecie. Przerażony siedział chwilę bez ruchu, potem uniósł głowę i ujrzał równie przerażoną twarz przyjaciela. W tym momencie drzwi się otworzyły i do gabinetu weszła starsza kobieta. Na nosie miała grube okulary, zza których jej oczy wydawały się małe, jak u myszki. Net wjechał głębiej w fotel, ale kobieta nie zwracała na niego najmniejszej uwagi. Grzebała w pokaźnym pliku papierów i teczek, które ściskała pod pachą.
- Mam już te dokumenty z NASA, o które pan prosił, panie dyrektorze. - Położyła przed oniemiałym Netem kilka kartek. - Podpis z prawej strony, tu gdzie różowy post-it, bardzo proszę.
Net chwycił długopis i posłusznie podpisał we wskazanych miejscach. Kobieta zebrała papiery, wciąż próbując opanować wysuwające się teczki. Odwróciła się i wyszła zamykając za sobą drzwi, nie obdarzając Neta ani jednym spojrzeniem.
Chłopiec zerwał się i rozpaczliwie spojrzał w górę. Felix wyciągnął ręce, pomógł przyjacielowi dostać się do przewodu wentylacyjnego, po czym wetknął kratkę na miejsce. Net oparł się o ścianę i uniósł do twarzy trzęsące się dłonie.
- To nie na moje nerwy... - wysapał, łapiąc oddech i ścierając pot z czoła. - Już wolę się uczyć matmy.
- I tak będziemy się musieli uczyć... Ale przecież ty jesteś bardzo dobry z matmy!
- Tym bardziej wolę się jej uczyć niż być tutaj i wpadać... gdzieś...
- A co ty tam podpisałeś?
- Nie mam bladego pojęcia... Przynajmniej nie podpisałem się własnym nazwiskiem.
- A jak się podpisałeś?
- James Bond...