[...] Prawie przy końcu drogi, na odśnieżonym, zwalonym pniaku siedział stary góral i ćmił fajkę. Gapił się pozornie bez celu na uschnięte drzewo po drugiej stronie ścieżki. Chłopcy podeszli bliżej, nieco zdziwieni.
-Dzień dobry -przywitał się Net. -Umie pan przepowiedzieć
pogodę?
Góral wolno spojrzał na wszystkich i zapytał:
-Myślicie, że jak stary i górol to zaraz musi byc meteorolog?
Net zaskoczony bąknął coś niewyraźnie i chciał już odejść, ale góral znowu się odezwał:
-I dobrze myślicie! Cieszcie się pogodą, bo jutro, po południu będzie śnieg, wiatr jakiegoście jeszcze nie widzieli... Trza bedzie w chaupie siedzieć. A telewizji przeca nie mocie.
Przytknął do ust fajeczkę i wypuścił kółko dymu. Stracił zainteresowanie chłopcami i znów zapatrzył się w drzewo.
-Niezły wygib z tego dziadka -powiedział Net, gdy odeszli
kawałek. -Wcina nas. Jaka burza? Słońce pięknie świeci.
Za ich plecami rozległ sie donośny trzask. Chłopcy odwrócili się gwałtownie. Suche drzewo, na które gapił się góral, zwaliło się w las, pękając w kilku miejscach i wznosząc chmurę śniegu.
-Ja cię! -wzdrygnął się Net. -Chodźmy szybciej, zanim zacznie gapić się na nas.