Ich stary domek nie został przez nikogo zajęty. Wywnioskował to przede wszystkim po tym, że ktoś wyniósł meble - zapewne po to, by zbudować barykadę, której fragment dane mu było zobaczyć, gdy wszedł na teren obozu. Na szczęście pościel została zapomniana bądź uznana za zbędną i leżała w kącie, złożona w niezbyt zgrabny stosik. Położył obok niego swój plecak, później umości tu jakieś posłanie. Teraz planował rozejrzeć się po obozie, poszukać mężczyzn i może czegoś do jedzenia, jako że głód zaczynał dawać mu się we znaki. Żałował, że nie uszczknął choć odrobinę przygotowanego z Polą spaghetti, choć z drugiej strony wtedy obiad mógłby potoczyć się jeszcze gorzej.
W zdenerwowaniu potarł ręką kark, zahaczając mimochodem o skrzela. Bruzdy zamknęły się, chyba z niedoboru wilgoci. Cóż, przynajmniej wciąż mógł oddychać. Z doświadczenia wiedział, że przemiana trwa zwykle kilka godzin i że choć da się stawiać jej opór, to w z pewnością nie będzie w stanie robić tego dostatecznie długo. Zmieni się tu, na obozie. Ta myśl napawała go lękiem, którego za wszelką cenę nie chciał do siebie dopuścić.
By zająć czymś umysł, wyszedł przed domek i zaczął się przechadzać po obozowisku. Z tego co zrozumiał kapelan (Michał) opuścił na razie obóz, co było jednocześnie dobrą i złą wiadomością. Złą, bo nie wiadomo, ile będzie musiał na niego czekać. Dobrą, bo to znaczyło że będzie miał okazję wcześniej spotkać się z Jorge.