- To prawda... - podniósł wzrok - wydaje mi się, że to przez to że co ten psychol robił rano. Przecież on za to powinien siedzieć. A tak to nam przynajmniej dzisiaj dali spokój.
- To prawda... - podniósł wzrok - wydaje mi się, że to przez to że co ten psychol robił rano. Przecież on za to powinien siedzieć. A tak to nam przynajmniej dzisiaj dali spokój.
TW:
Self-hate, self-harm, suicide thoughts, broken heart, horniness
Bose stopy bezwiednie wisiały ponad taflę wody, trzymane tylko masą ciała, leżącego na krańcu pomostu. Promienie popołudniowego słońca grzały chłopaka, walcząc z delikatną bryzą jeziora. Zwinięta, zakrwawiona koszula spoczywała smutno obok, przypominając o wydarzeniach przed chwilą. Powieki z wysiłkiem trzymały się swej pozycji, pragnąc jednak opaść, pozwolić wyłączyć się zmysłom. Julien westchnął szybko, krzywiąc się zarazem. Czuł przeraźliwy ból żeber, cieszył się jednak z miękkiego materiału olbrzymiej bluzy, przez to nienachodzącej na blizny po kościach.
Cholera. Sprawiedliwość mnie w końcu dosięgnęła, co? Nawet... Nawet nie wiem jak to wszystko zrozumieć. Stało się tak wiele. Tyle dobrego, ale głównie złego. Tyle z moich rąk. Fran. Twoje włosy. Aleks. Twoje rany. Pola. Twoja szyja. Magda. Janek. Przecież prawie was zabiłem. Mogłem was wtedy zabić. Nowe umiejętności. To, że sprawiam im wszystkim niepewność, przykrość... Strach. To, że jestem teraz sam. Jestem za wszystko odpowiedzialny.
Ale co to za odpowiedzialność, gdy... Nie myślałem o tym? Nie planowałem żadnej z tych rzeczy. Nie chciałem ich... Nigdy? Nie, chciałem, czułem, że chciałem. Ale nie tak, by wychodziły z mojego wyboru. Czułem, lecz nie wybierałem. Czemu więc... Miały miejsce? Czemu jednak to wszystko zrobiłem? Patrzę na moje skrawione dłonie. One to czyniły. One, ale... Czy ja też? Jeśli ja, to czemu teraz nie czuję tego, co wtedy? Czemu nie czuję pędu, który... Który kierował mną? Tej energii, która pozwalała pokonać każdą barierę, która dała mi pocałunki, ale też ból. W zamian jest to okrutne zmęczenie. Tak bardzo chcę spać... A jednak tylko teraz mam tak czysty umysł, tylko gdy ciało poległo. Nie mogę odpocząć. Julien. Skup się. Nie skupiałeś się od tak dawna. Ten chaos w mojej głowie... Muszę go powstrzymać. Muszę się powstrzymać.
Ale nie wiem jak. Nie poznaję siebie. Tak naprawdę nie wiem o sobie... Nic. Ale muszę. Muszę walczyć. Julien. Skup się. Walcz. Co się ze mną dzieje? Muszę zapanować nad chaosem, nawet jeśli nie mam sił. Muszę się zrozumieć. Muszę logicznie dojść do wniosków. Muszę zapanować nad sobą.
Julien z twarzą pełną frustracji spoglądał na swe odbicie w tafli jeziora.
***
Julien z twarzą pełną frustracji spoglądał na swe odbicie w tafli olbrzymiej szyby, oddzielającej deszczowy poranek od basenu. Znowu za wolno. Czas gorszy od średniej szkolnej. Mama nawet nie spojrzy jak pływam. Czy... Oh. Nawet jej nie ma na trybunie.
OCZYWIŚCIE. NIE STARASZ SIĘ. CZEMU MIAŁABY BYĆ DLA TAKIEJ POKRAKI JAK TY?
Cieszyłbym się, gdyby tutaj była.
JESTEŚ ZBYT OPTYMISTYCZNY. ŻEBY TUTAJ PRZYSZŁA TO MUSISZ SIĘ LEPIEJ POSTARAĆ. JESZCZE RAZ, PSIE.
Julien wziął głęboki oddech i przygotował się. Mocno odepchnął się od ścianki basenu, pozwalając wodzie przepływać między jego kończynami, agresywnie, lecz płynnie, poruszającymi się w rytmie. Jeden, dwa, trzy, cztery, wdech i wydech, raz za razem. Spotkanie ze ścianą. Dwie sekundy dłużej.
Znowu poległem. Znowu... Znowu nie przyjdzie, tak?
MASZ RACJĘ. MOŻE POWINIENEŚ SIĘ UTOPIĆ I OSZCZĘDZIĆ KAŻDEMU WSTYDU.
Julien rozejrzał się. Był sam. Niewiele osób o tej porze odwiedzało baseny. Nawet ratownik chował się w kanciapie. Woda bulgotała w pobliżu wpływów, będąc jedynym źródłem dźwięku.
Nikt by nie usłyszał... Nikt by nie widział. To tylko... Moment dłużej pod wodą. Miałbym już spokój. Nie martwiłbym się... Nie musiałbym się starać...-
Moje serce bije tak mocno. Stresuję się? Czym? Nie mam czym.
Boisz się, że nie dasz rady. Ani to zrobić... Ani być lepszym. Czujesz gniew na samego siebie. Twoje ciało to czuje.~
JULIEN, ZNOWU TCHÓRZYMY? OBRZYDLIWE.
Zrobię to.-
CZYLI CO ZROBISZ?
Ja...
Chłopak zagłębił się do linii nosa, by nagle wzdrygnąć się na dźwięk klapek, odbijających się żwawo na mokrych kafelkach. Głowa natychmiast odwróciła się, gdy tylko rzuciła okiem. Wysoki i zgrabny mężczyzna w bokserkach. Łysy. Mięśnie wyrzeźbione pływaniem. Nie zwracając uwagi na chłopaka wszedł do wody, zaczynając rozciąganie rąk i nóg.
NIE ZROBISZ TEGO NA JEGO OCZACH. TO NIEODPOWIEDZIALNE.
Wiem.
A mimo to czujesz tak wiele. Jesteś cały napięty.~
Wiem.
Nogi Juliena odepchnęły się od ścianki, posyłając jego ciało w ruch, zatrzymując je dopiero na końcu zbiornika. Chłopak ciężko dyszał, mając w pamięci już prawie godzinę ćwiczeń.
A mimo tego zmęczenia dalej to czujesz.~
Czarnowłosy przetarł oczy, by ujrzeć mężczyznę, swobodnie unoszącego się na wodzie... Tuż przy nim.
OH? CZYŻBY BYŁ NA MIEJSCU SZYBCIEJ NIŻ TY? SAM PŁYNĄŁEŚ SEKUNDĘ DŁUŻEJ.
To... Nieważne.
MOŻE I JEST LEPIEJ WYPOCZĘTY... ALE MOŻE I LEPSZY?
Sprawdzimy?-
Głębszy oddech, odbicie się, lepsze ułożenie dłoni, głębszy rytm. Szybkie spojrzenie na bok.
Zaczął wraz ze mną? Jesteśmy głowę w głowę. Wyprzedza mnie. Nie. Nie dam się. Dobiliśmy mety razem.
NIESAMOWITE, WALCZYSZ O SWOJE? CIEKAWA ZABAWA, NIE POWIEM. POLEGNIESZ JEDNAK. NIE POWINIENEŚ WYGRAĆ.
Twoje mięśnie są niczym rozpalone żelazo... Kuj je. Wykorzystaj je.~
Czeka na mnie.
Julien ponownie skoczył w przód. Każdy ruch stawał się cięższy, ściągając go w dół, mimo to trzymał się na równi z nieznajomym. Szybkie odwrócenie się ku łysemu. Uśmiech?
Czyżby... Bawi się. Po prostu się bawi. Przyspieszył. Wyprzedza mnie o dobre 4 metry. Unosi się przy krawędzi. Czeka na mnie. Ma szeroki uśmiech. Nie patrzy na mnie... A jednak.
Nie dam mu tego.-
JULIEN. NIE WALCZ. ODDAJ POLA I IDŹ DO SZATNI.
Kuj, póki gorące.~
Rzut do wody. Ciężkie ruchy. Jedna długość. Druga. Równa szybkość. Trzecia. Czwarta. Zwycięstwo mężczyzny.
Nie umiem unieść ręki. Moje nogi mnie nie słuchają. Moje płuca błagają o powietrze. Nie mogę przestać. Muszę płynąć dalej.
Dalej.
Dalej.
Dalej.
Wszystko dla celu.
Chlorowana woda drapie mnie po gardle. Moje oczy widzą jedynie światła. Nic nie słyszę.
GŁUPCZE.
Ale... Ale walczyłem, prawda? Teraz... Teraz mogę spełnić obie rzeczy, czyż nie?-
Umierasz, Julien.~
Może to i lepiej?-
***
"I jak tam, Królu?"
"W porządku, tato."
"Poperfumowałeś?"
"Tak."
"Świetnie, Królu. Powodzenia! Wiem, że ci się uda. Jestem z ciebie dumny."
"Dzięki, tato."
"Nie mogę się doczekać, aż ją do nas przyprowadzisz na obiad)))"
Chłopak westchnął cicho, wyłączając ekran telefonu, zarazem próbując coraz głębiej schować się za ławką. Słowa wychowawczyni przepływały przez jego uszy. Nie mógł się na tym skupić. Wolał patrzeć na ozdobione sercami pudełko.
PRZECIEŻ WIESZ, ŻE ŻADNEJ NIE DOSTANIESZ.
Wiem. Ale...
NIE LICZ TEŻ, ŻE ONA JĄ ZAUWAŻY.
Wiem, ale...
Nie potrafisz przestać wyobrażać sobie, co by był, gdyby odpowiedziała pozytywnie na twoją walentynkę. Przyjemny dreszcz przechodzi przez twoje ciało, czyż nie?~
...
CZCZE ZABAWY. TO STRATA CZASU. NIKT CIĘ NIE POKOCHA.
Uścisk w gardle. A mimo to... Szybkie spojrzenie na bok. Rozmawia z koleżankami. Piękne i zadbane włosy do ramion. Przeuroczy sweterek. Piątka z układu nerwowego. Wspaniała.
ONA NA PEWNO CIĘ NIE POKOCHA.
A... Tak bardzo tego chcę.+
Wrzuciłeś walentynkę do pudełka. Zbliżasz się do tego. Czujesz się znacznie lepiej. Rozpierają cię emocje.~
- Więc mając za sobą kwestię obowiązkowych nieszporów niedzielnych... Czas rozdać walentynki! - Zakrzyknęła wychowawczyni, ku poruszeniu uczniów. Jego serce zabiło znacznie szybciej, a oczy pędziły to od niej, to w stronę karteczek i laurek, rozdawanych przez nauczycielkę. Nie dostał żadnej, ona natomiast... Jedną. Jego.
MÓWIŁEM, ŻE NIKT CIĘ NIE KOCHA. NIE ZASŁUGUJESZ NA MIŁOŚĆ.
Więc czemu tak bardzo nie mogę się doczekać jej reakcji?+
Otworzyła ją. Czyta. Wącha. Otworzyła szerzej oczy. Nie podpisałem się, ale czy... Zaciekawi się, kto jest autorem? Moje serce łomocze. Mam zimne dłonie. Policzki płoną.
Jesteś pełen napięcia. Kręci ci się nawet w głowie.~
Chcę ją pocałować i wyznać moje uczucia. Chcę ją tak blisko siebie. Chcę ją przyprowadzić na obiad. Chcę, by poznali ją rodzice. Chcę móc z nią uczyć się, bawić, pływać...+
Dzwonek. Tak szybko? Wszyscy wychodzą. Też powinienem. Nadal nie widziałem jej reakcji. Stoi przed drzwiami ze znajomymi. Zabieram swoje rzeczy. Wychodzę.
Chcę ją przytulić i powiedzieć, że to ode mnie. Czuję, jak moje nogi startują w jej stronę...+
- Myślicie, że to od Janka z 3b? - Powiedziała, odgarniając włosy za ucho. Jest taka przepiękna.
- Coś ty, to przecież straszny jełop. Z resztą, on by nie napisał "piękno, dające życia smak i rozkosz".
- Iks de, racja. To jest na niego zbyt romantyczne. Może Oliwier?
- Chciałabym... Jest strasznie słodki.
- Ej! - Zakrzyknęła jej znajoma. - A co jeśli. IKS DE. To Julek?
- Kto to?
Zimny uścisk złapał jego serce, zatrzymując dech, rozkazując nogom przyspieszyć.
- Ten cichy, co z przodu zawsze siedzi. Przecież chodzimy z nim do klasy dwa lata.
- Ah, ten. Przecież on jest dziwaczny. Dzięki za zepsucie tego listu...
MÓWIŁEM, PSIE. NIKT CIĘ NIE POKOCHA.
Szybki krok do łazienki. Pusta. Niemy krzyk. Łzy.
NIKT. PRZENIGDY. JESTEŚ DZIWNY. NAWET NIE UMIESZ BYĆ NORMALNY. USPOKÓJ SIĘ.
Rzut plecakiem o ścianę. Uderzanie dłonią o kafelki. Raz. Dwa. Trzy. Cztery. Pięć. Siniejąca dłoń.
Julien... Z każdym uderzeniem się męczysz. Jednakże... Ranisz się. To złe. Cierpisz.~
JESTEŚ POTWOREM, JULIEN. NIE ZASŁUGUJESZ NA NIC. BĘDZIESZ SAM PO WSZE CZASY.
Dzwonek telefonu.
"I jak tam, synu?"
"Niestety pani wylała wodę na karteczki. Nikt nic nie dostał :/"
"Oh, to źle! Oby za rok było lepiej... Albo zawsze zaproś ją wprost!"
"Haha, może. Lecę na fizykę! Dzięki za pomoc, tato. Jesteś najlepszy."
Drżąca dłoń upuściła urządzenie na podłogę.
OBRZYDLIWY KUNDEL, KTÓRY NAWET NIE POTRAFI PRZYZNAĆ KOLEJNEJ PORAŻKI.
To... Wstyd i empatia naraz, Julien. Nie chcesz, by poznał prawdę... By czuł się lepiej. Nie chcesz, by był przez ciebie smutny.~
Czarnowłosy spojrzał na swe odbicie w lustrze. Grymas. Łzy. Czerwień policzków.
Co trzeba zrobić, żeby być kochanym?
***
Co trzeba zrobić, żeby być kochanym? On tak łatwo zdobywa serca innych. Moje t-
Julien przyglądał się Oliwierowi spod półprzymkniętych oczu. Dźwięk organów rozbrzmiewał w kościele, ciążąc Julienowi na głowie, sercu, duszy swą kakofonią, zmuszając do skupienia inne zmysły, by choć na moment uspokoić słuch. Obserwował drgania jabłka Adama bruneta skąpane w kolorach witraży, gdy ten formował ustami słowa dziękczynnej pieśni. Tak pięknie śpiewał. Nic dziwnego, że wybrano go na solistę.
ZAZDROŚCISZ MU TEGO.
Może. Jestem tylko tłem w tym momencie... Mimo to wiem, że zasługuje na owacje. Gdybym mógł wybrać ten talent to nie odebrałbym go.
MÓGŁBYŚ BYĆ KIMŚ LEPSZYM DZIĘKI TEMU.
... Nadal nie. To jego głos. Tylko w jego ustach brzmiałby tak dobrze.
MASZ RACJĘ. NIE DAŁBYŚ RADY TEGO WYKORZYSTAĆ.
Mimo to chciałbym być lepszy, to pewne, ale... Ale w inny sposób.-
Chłopak poczuł szybsze bicie swojego serca w nagłej pauzie, idealnie przed dalszym śpiewem. Nogawka spodni uginała się pod jego palcami, intensywnie mielącymi materiał między sobą.
Mam czerwone policzki?+
Oho. Budzisz się do życia. Coś chcesz zrobić i jesteś w pewien sposób podekscytowany. Twoje ciało chce nakarmić nas obu?~
Głos chłopaka ucichł, wzburzając nieodpowiedni dla kościoła harmider oklasków i gwizdnięć. Solista pokornie skłonił się zebranych i zszedł z ołtarza, pozwalając księdzu Kózce dokończyć gratulacje i ogłoszenia parafialne, będąc jednak bez przerwy obserwowany przez czarnowłosego.
NIE ZROBISZ TEGO. PRZECIEŻ WIESZ, ŻE SIĘ NIE ZGODZI.
Twoje nogi aż ciągną cię ku niemu.~
LEPIEJ ZOSTAŃ I BĄDŹ TŁEM, PSIE.
Wszystko dla celu, Julien?~
Wszyscy wierzący zaczęli w końcu formować się w małe grupki poza budynkiem. Zmrużył oczy, chroniąc je przed jasnym, marcowym słońcem, mimo to przyjemnym. Jego rodzice na pewno rozprawiali z Michałową i księdzem odnośnie ogródków, pływania i nim samym... On jednak wśród tłumu szukał zadbanych, brązowych włosów i tego głosu, tego specjalnego, pięknego głosu. Jest.
Moje serce bije tak szybko...
Idź do niego! Pocałuj go!~
NIE WOLNO.
Poproś o wszystko czego zapragniesz. Odbierz jego chwałę!~
NIE WAŻ SIĘ, KUNDLU.
Moje nogi skręcają w drugą stronę. Nie mogę... Nie mogę podejść.
I DOBRZE. ROZPŁACZ SIĘ ZNOWU, MILCZ I NIECH CAŁY ŚWIAT O TOBIE ZAPOMNI.
Czujesz zarazem olbrzymi stres. Dawno rozmawiałeś z ludźmi poza szkołą, co?~
I NIECH TAK ZOSTA-
- Julian? - Mruknął znany głos.
Nagłe złapanie za ramię. Powolny obrót. Jego twarz. Wygląda... Wygląda... Chcę...
Buzujesz.~
- Wszystko w porządku? - Spytał Oliwier.
- Ja... Tak...
- Szedłeś w moją stronę. Chciałeś coś?
- Ja... - Kiwnięcie głową.
On ma tak spokojne manieryzmy. Czy jest choć gram tego, gdzie nie jest tak idealny?
Chłopak uśmiechnął się delikatnie, nachylając się nad mniejszym czarnowłosym.
- Wkurzają cię ci wszyscy ludzie, co? Chodź, powiesz mi co się dzieje w spokoju.
Wyciąga rękę w moją stronę.
UCIEKNIJ. MASZ TEN SWÓJ PĘD, WIĘC NIECH UCIEKA, ŚMIECIU. NIE MOŻESZ. WIESZ CO SIĘ STANIE. WIESZ. PIES. PIES. PIES.
Dąż, Julien. Wszystko dla celu?~
Palce złączyły się w uścisku, nisko, poza oczami zebranych, lecz mocno, czule, troskliwie.
Oliwier... Pokaż mi jak być dobrym.
***
Głowa Juliena spoczęła na deskach wraz z plecami. Zmrużył oczy, chroniąc je przed palącym słońcem, mimo to przyjemnym. Uśmiechnął się delikatnie, układając zarazem ręce za głową.
Ty. Oh, ty. Skąd się pojawiłeś znowu w mojej głowie? Sądziłem, że... Zapomniałem już. Że wyparłem cię z pamięci. Żyłem, spałem, trwałem w rzeczywistości bez ciebie, bez twych słów, bez żadnego wpływu. Tak było prościej wiesz? Samotnie... Ale trochę łatwiej. A mimo to wróciłeś. Ile bym dał za choć jedno słowo w tej chwili. Za minutę śpiewu. Za twoje przytulenie... Tęsknię. Nie czułem tego tak długo, ale tęsknię. Może łatwiej poradziłbym sobie ze wszystkim, gdybyś tu był. Zawsze wiedziałeś co mówić, jak myśleć, kiedy robić. Na pewno zrozumiałbyś ten strumień pędu, wspomnień, świadomości... Co byś mi teraz powiedział, Oliwier?
***
Głos Juliena zdawał się sunąć wzdłuż strumienia muzyki, harmonijnie łącząc się w przeprawie przez sztukę, sprawnie przeskakując nad kataraktami pauz, wznosząc się na skałach wyższych tonów, relaksując zarazem w wolniejszych prądach. Zmrużył oczy, chroniąc je przed palącym słońcem, mimo to przyjemnym... W końcu tak ślicznie oświetlającym twarz bruneta, grającego na fortepianie, ustępując jedynie wirtuozom ze światowych akademii. Chłopak oddał spojrzenie, zmuszając serce Juliena do szybszego tempa. Ten jednak nie przerwał śpiewu.
Czujesz to bardzo dobrze, co? To napięcie... Kujesz je w utwór. Niesamowite, przelać pocałunki i doskonałość w pieśń...
TCH.
Fortepian przestał grać, pozwalając czarnowłosemu złapać oddech i zmierzać w stronę zaścielonego łóżka. Oliwier wodził za jego krokiem w milczeniu. Miał tak nieogarnięte oczy...
NIE PODOBA MU SIĘ. ZNOWU POLEGŁEŚ.
Ja... Na pewno. To nie było to samo co on. Może powinienem...
Julien zmienił kierunek ku swojemu plecakowi, szybko narzucając go za ramię.
- Hej, Julek, co ty robisz? - Odezwał się w końcu brunet, podnosząc się z siedziska.
- Ja... - NO, PRZYZNAJ SIĘ O SWOJEJ ŻAŁOŚCI. - Ja... Nie wyszło mi. Sorki, że musiałeś poświęcić mi czas.
- Weź. - Chłopak przewrócił oczami, łapiąc go zarazem delikatnie, choć stanowczo, za ramię. - Weź, Julien.
- Dziękuję, Oliwier. - Szepnął, odwracając wzrok. - Do zobaczenia w szkole.
- Stój.
Nie umiem ruszyć nogami.
Nie chcą iść. Chcą klęknąć. Twoje oczy chcą płakać. Twoje usta go całować.~
UCIEKAJ.
- Julien... - Chłopak przeniósł dłoń ku jego ręce, splatając ich palce. - Chodź, głuptasie.
Ciągnie mnie na łóżko. Sadza na nim, on umieszcza się obok. Ciągle trzyma mnie za dłoń. Mam je tak chłodne... A policzki gorące niczym to piekielne słońce. Patrzy na mnie. Odwracam wzrok. Boże. Nie wiem...
UCIEKAJ PÓKI MOŻESZ.
Wejdź na niego.~
- Julien... To był najpiękniejszy śpiew jaki słyszałem od chyba zawsze. - Szepnął Oliwier, nie spuszczając z niego oczu. Jezus na krzyżu i rockowi muzycy z plakatów w jego pokoju zdawali spoglądać to na nich, to na siebie, pełnym sprzeczności wzrokiem. - Nigdy, przenigdy nie czułem tego tak mocno jak u ciebie.
- Przestań. Muszę iść.
Twój oddech przyśpieszył. Drgasz. Twoje nogi chcą coś zrobić.~
UCIEKAJ, PSIE. NIE PODOBA MI SIĘ TO.
- Nie, Julien. Stój. Widzę, jak się czujesz. - Szepnął wznosząc dłonie ku wargom, nakładając drobny pocałunek. - Nie musisz nigdzie iść. Jesteś tutaj bezpieczny i szanowany. Jesteś tutaj kochany.
Sięgasz apogeum. Łzy wchodzą do twoich oczu. Co czujesz? Smutek, żal, niepewność... Miłość?
- Hej... - Oliwier zauważył błysk w oczach. - Hej, głuptasie, no już. Nie płacz. Nic się nie dzieje.
Jego ciepłe ramiona. Mój szloch. Czemu tak nagle zacząłem? Czemu... To się tak skumulowało? Nie umiem przestać, moje łzy brudzą jego t-shirt. Jestem okropny. Obejmuję go. Moje serce zaraz wybuchnie. To okropne. Powinienem... UCIEC. To nie wypada. Nie mężczyźnie. W ogóle nie wypada. Muszę... Muszę...
- Obserwuję cię już trochę dłużej, Julien. - Mruknął wysoki, głaszcząc jego ulizane włosy. - Widzę jak walczysz ze swoimi demonami. Widzę, jak się męczysz. Widzę, jaki jesteś napięty. Tak bardzo mi ciebie szkoda... Bo nikt inny tego nie widzi. Nawet ty sam, głupku. Ale nie martw się. Jestem przy tobie. Poradzisz sobie. Jestem tutaj.
Patrzę w górę. Uśmiecha się. Jest tak piękny. Jest tak dobry.
- Pokonasz te demony. Pokonamy je razem. Zapanujesz nad nimi i będziesz szczęśliwy. Nieważne skąd one pochodzą, jakie są, czy są w tobie czy w nas wszystkich. Zrozumiesz wszystko i będziesz szczęśliwy.
Tyle energii... Zagłuszyłeś swojego ciemiężyciela. Rób to, co możesz, Julien.~
Westchnięcie. Spadające łzy. Pocałunek w policzek. Jego skonfundowane spojrzenie. Zastrzyk adrenaliny. Chęć ucieczki. Jego uśmiech. Uścisk, tak miękki, tak miły.
Oliwier, pokaż mi jak być dobrym...
***
Mnóstwo ludzi. Za dużo ich. Widzą mnie. Za dużo ich. A jeśli ktoś mnie pozna?
WTEDY O WSZYSTKIM DOWIEDZĄ SIĘ RODZICE, KSIĄDZ, NAUCZYCIELE... I BÓG. W KOŃCU TEN AMBARAS SIĘ SKOŃCZY, DLA DOBRA NAS WSZYSTKICH, OBRZYDLIWY PSIE.
Twoje nogi chcą uciec, choć nie mogą się ruszyć. Twoje serce wali jak szalone. Oh, Julien...~
Przytulenie za pleców. Znajome ramiona. No tak. Powienien zrobić tak jak mówił. Głęboki oddech. 10 razy. Uspokojenie się. Nie jestem sam.
- Hej, 'ronica. - Zawarczał Oliwier, uśmiechając się szeroko.
- Co?
- No tak. Dzieła kultury inne niż lektury jeszcze na ciebie czekają. Mimo to wybacz, że mnie nie było tak długo. Musiałem... Eh! Musiałem pożegnać rodziców. Znowu jadą w góry. Ale! Już jestem. Gotowy? - Ubrania zazwyczaj z najlepszych firm nagle zamieniły się w zwykły, biały t-shirt i jeansowe, potargane szorty. Julien spojrzał na swój, bardziej reprezentatywny. - Hm. Chyba zaczniesz tracić koszule, wiesz?
- Serio?
- Nigdy nie słyszałeś o festiwalu kolorów?
- Niezbyt.
- W Parku Śląskim też nie byłeś?
- Tylko biegać.
- No! - Brunet objął chłopaka ramieniem i zaczął kierować ku wielkiej zbieraninie. - Więc znowu skradnę twój pierwszy raz.
- Weź. - Julien zaczerwienił się.
- Nie musisz nawet tam iść, by być pokolorowany.
- Weź... - Czerwień w końcu opuściła twarz, ustępując miejsca zwątpieniu. - Oli?
- Tak?
- Boję się.
- Wiem. I to wiem czego. Chcę jednak byś wiedział, że to tylko twoje ciało i twoje przyzwyczajenia. - Chłopak przystanął, patrząc mu w oczy. Miał je takie głębokie... Czemu jego obecność była taka uspokajająca? - Jesteś tutaj ze mną. Nikt nie będzie zwracać na nas uwagi. Tutaj po prostu będziemy się bawić, wiesz? Jeśli zechcesz możemy wrócić... Ale daj szansę sobie. Przez chwilę nie czuj, że coś jest nieodpowiednie, zgoda?
Czuję znowu to pobudzenie. To okrutne, popychające do tak wielu konfliktów. Czemu jednak wszystko zdaje się klarowne? Czemu... Wiem, że to coś swobodnego? Patrzę na zbieraninę. Patrzę na chmurę kolorowego pyłu. Patrzę na Oliwiera... Boję się... Ale to tylko przeze mnie jest ten strach. Chwytam go za dłoń. Kiwam głową. Ciągnę go ku pięknemu chaosowi.
Oh, Boże, moja koszula...
***
"Znowu się ugryzłeś?"
"To nic takiego."
"Przecież widzę. Przez kogo?"
"Spójrz za okno. Jest tak pięknie. Chciałbym już koniec zajęć. Moglibyśmy iść na spacer na hałdę."
"Pójdziemy, ale nie mogę od tak tego zostawić, głuptasie."
"..."
"No odpisz mi, Julek."
"Ola."
"Szmata. Co ci zrobiła?"
"Dała na swoje grupki moją starą... Walentynkę. Nawet się nie podpisałem, a mówi, że to ja. Miałem w plecaku wydrukowany tekst z dopiskiem, że jestem zjebany. Wszyscy o tym wiedzą. Teraz jestem skończony."
"Hej, hej, hej. Nie ma po co płakać. Nawet na drugim końcu dali widzę twoje słodkie oczka. Nic się nie stało."
"Stało."
"Będzie w porządku. Wiesz dobrze, że inni, choć liczą się... Nie są jedynym wyznacznikiem ciebie. Jesteś wspaniałą osobą. Masz w sobie tyle niesamowitości. Czasami ci zazdroszczę, wiesz? Nie zapominaj o tym."
"Mówisz to, by mnie pocieszyć."
"Owszem. Ale jestem szczery. Jesteś najwspanialszy, Julien."
Chwila ciszy.
"Widzę twój uśmiech :3 na spacerze popocieszam cię bardziej, a potem może pączki na Mariackiej?"
"Dziękuję."
"Ale obiecaj mi. Nie gryź się. Znam to uczucie. Często je mam, gdy starzy gdzieś znowu pojadą, wczoraj przez to robiłem wazon. To obrzydliwe napięcie, wiem. Ono rośnie. Ono zmusza. Ale to tylko napięcie. Można je spuścić w inny sposób. Choćby spacerkiem z najlepszym przyjacielem, prawda?"
"Jesteś okropny, Oli."
"WiemAle chowaj ten telefon. Stara patrzy."
Chwila ciszy.
"... Maczek na odreagowanie tego pytania?"
"Mhm."
***
Boże. Ale mam zaschnięte gardło. Muszę powoli przełykać ślinę, by nic nie zauważył. Ba, muszę się odsunąć. Moje policzki pewnie płoną ogniem słońca.
Twoja pościel to wyjątkowo nędzna ochrona przed wykryciem, Julien.~
BRZYDZĘ SIĘ TOBĄ.
Chłopak roztrzęsionym wzrokiem spoglądał to na towarzysza, to na ekran laptopa, oświetlającego białawym blaskiem ogarnięty w ciemności pokój Oliwiera. Jęki i plaśnięcia z wideo zdawały się wychodzić poza pusty dom, krzycząc o jakże niegrzecznej czynności.
Czy on słyszy mój oddech? Jest okropnie urywany. Czy widzi, jak każdy mój ruch jest wymuszony, bo boję się oddać ciału, w obawie przed głupstwem?
Zerżnij go. Chcesz tego. Twoje ciało tego chce. To idealny moment.~
Nie ma na sobie koszulki. Widzę jak kropelki potu błyszczą się na opalonej skórze. Czemu te wakacje są takie ciepłe?
POCZUCIE WINY CIĘ NIE OPUŚCI KOLEJNEGO DNIA.
Znowu jestem u granicy. Boże. Co mam zrobić? Filmik w połowie nie jest tak...
Boisz się to przyznać... Ale wiesz jak on na ciebie działa.~
Boże.
Przełknięcie śliny. Drżąca ręka odkrywająca nogi. Szybkie przeturlanie na krawędź łóżka.
- Muszę się załatwić. - Wyjąkał Julien, stając nierówno, odwrócony plecami do przyjaciela.
Chwila ciszy. Czemu stoję jak słup? Na pewno na mnie patrzy. Ale żenada. Jak dobrze, że mrok skrywa moją twarz. Boże.
- Na pewno. - Mruknął Oliwier rozbawionym tonem. - Idź.
Powolne kroki. Chwycenie klamki. Przecież zrobię to w sekundy. Przecież on o tym wie. Nie wytrzymam. Jak do tego doszło. Boże. Boże.
- Zanim pójdziesz... Czasami to, co czujesz, jest dobre, wiesz? Nie musisz zawsze wstydzić się tego, co w tobie buzuje. Szczególnie, gdy komuś ufasz i nie ma z tym problemu. Bierz z tych momentów jak najwięcej.
- Mhm.
- Nie będę zły, jeśli pobrudzisz mi łóżko. Sam też będę winowajcą, wiesz?
Na pewno widać moją czerwień na policzkach.
Chwila ciszy. Urwany oddech. Puszczenie klamki. Szmer kołdry. Jego delikatny uśmiech.
***
- Halo?
- Hej. To ja.
- Julien? Co się dzieje?
- ...
- Julien... Słyszę szum. Basen? Ten konkurs, na który namówiła cię mama?
- ...
- Halo? Płaczesz?
- Spróbowałem. Nie udało mi się...
- Julie-
- Czemu cię tu nie ma?
- Głupku, przecież wi-
-------------------
- Halo? Julien, nie rozłączaj się.
- Przepraszam.
- Boże słodki.
- Przepraszam.
- Nie masz za co.
- Potrzebuję cię.
- Wiesz, że nie mogłem przyjechać. Starzy znowu coś złapali w Brazylii. Muszę się nimi opiekować. Przyjedź do mnie. Będzie lepiej.
- Mhm. Cześć.
- Julien, stój.
- Mhm.
- Nie rozłączaj się.
- Mhm.
- Nic się nie stało. Znam twoją mamę. Nie zabije cię. To tylko konkurs.
- Mhm.
- Zbyt mocno cię znam, by usłyszeć, jak uderzasz w ścianę. Przyjedź. Dostaniesz całusa w łapkę, zgoda?
- Mh-
- Nie mhmuj, okej? Julien. Zanim przyjdziesz. Ale słuchaj. Zanim przyjedziesz... Przemyśl to sobie, Julien. Idź i znajdź spokojne miejsce, policz cyfry jak mówiłem, i czekaj. To działa, sam wiesz. Uspokój swoje nabuzowane ciało. A potem... Myśl. Nazywaj wszystko. Ułóż sobie wszystko. Nagle wszystko okaże się łatwiejsze. Wierzę, że dasz radę. To był tylko konkurs, to tylko widzimisię pani Damh, tylko próba swoich sił. To nie koniec świata, okej? Wszystko może się zmienić, głuptasie.
-------------------
-------------------
-------------------
"Przepraszam, że znowu biłem w ścianę. Przyjadę. Dziękuję. Czuję się lepiej. Rzeczywiście, konkurs "Najlepszy delfinek w parafiii 2019" to niespecjalnie wielka sprawa."
"Zuch chłopak. Zrobię naleśniki. I pamiętaj, od razu do mnie. Starzy chyba zaczynają kaszleć krwią..."
"Brrrrrr"
***
Chłopak ścisnął swoje wargi, przymykając też mocniej oczy.
Myśl, Julien. Myśl. Co by powiedział ci Oliwier? Jednak pamiętasz wszystko. Połącz kropki i kreski. Wszystko to, co czujesz i robiłeś, wraz z tym, co słyszałeś.
Raz. Dwa. Trzy. Cztery. Pięć. Sześć. Siedem. Osiem. Dziewięć. Dziesięć. Spokojnie. Po kolei.
W sumie od zawsze to czułem. Nigdy mnie to nie opuściło, ot, uciszyłem to. Zawsze miałem ten... Popęd. Nie, dwa. Pragnę być lepszy, ale też pragnę po prostu być szczęśliwy. Są sobie czasami tak równe, a czasami tak przeciwne.
"To po prostu twoje ciało. Twoje zmysły są szybsze od ciebie i mówią to twojemu mózgowi, zanim on powie tobie. Ciało reaguje na to, co spotka i przygotowuje cię przed wyborem, ba, mówi też o tym, czego chce, by przetrwać albo wyjść w czymś dobrze. To jest to okropne napięcie. Po prostu... Nie miałeś nad nimi kontroli. Albo gorzej, zbyt je ukrywałeś. Tak cholernie się męczyłeś psychicznie..."
Okropnie przyznawać samemu sobie taki fakt. Ale to jednak prawda. Nie mogłem się tego pozbyć, ale nie wiedziałem jak... Pogodzić to wszystko.
"Ja wiem, że czasami chcemy to, co nieakceptowalne. I to normalne. Wychodzę z założenia, że powinniśmy robić co chcemy. Powinniśmy być szczęśliwi, kochani, wspaniali. Nie powstrzymujmy tego, dopóki nie ranimy innych."
A co jeśli to się dzieje, Oliwier? Co, jeśli ranię?
"Nasze ciało często coś chce. Ono potrafi nas męczyć, czasami nawet nami kontrolować. Ile razy ja potrafiłem krzyknąć na... No wiesz. To napięcie dąży do spełnienia albo naszych myśli, albo pragnień ciała. To normalne, choć niekiedy niebezpieczne. Wtedy, cóż. Trzeba złapać byka za rogi. Ale to nie jest takie trudne, jeśli spróbujesz. Albo będziesz jak najmocniej dążyć do tego... Albo zrobisz coś w zamian OPRÓCZ NIENAWIŚCI, GRYZIENIA I UDERZANIA W ŚCIANĘ... Albo po prostu wychillujesz i przemyślisz wszystko. Możesz zawładnąć sobą, Julien."
Szkoda, że o wszystkim zapomniałem... Albo w zemście nie chciałem pamiętać. Byłoby mi teraz znacznie łatwiej... Może dalej byśmy rozmawiali. Teraz żałuję wszystkiego, wiesz? Tak cholernie cię przepraszam, Oliwier.
***
Co mam mu powiedzieć?
Oliwier zasyczał, gdy czarnowłosy chwycił jego skrwawioną dłoń, mimo delikatnego uścisku.
Co mam teraz niby zrobić?
Julien puścił rękę i rzucił się po papier toaletowy, szybko zawijając w niego palce. Materia natychmiast zassała część posoki, drobne krwotoki mimo to nie ustępowały.
Co on by zrobił?
- Co byś teraz zrobił? - Spytał, wznosząc brwi w niemej prośbie.
- Julek... Ja... - Łzy ciurkiem spłynęły wzdłuż czerwonych policzków bruneta.
- Uh... Zawołam obsługę.
- Nie.
- Ale-
- Nie. Nie chcę by mnie widzieli.
- Ale krwawisz.
- I co z tego?
- No i trzeba... Coś z tym zrobić. Uh.
- Niech zostanie tak jak jest.
ZABIJESZ GO TUŻ ZA MOMENT.
Nie wiem co zrobić...
Twoje ciało się boi. Najlepiej, jakbyś uciekł. To trudna sytuacja.~
To prawda. Nie chcę tutaj być. Nie wiem... Jak... Co...
Julien spojrzał na rozbite lustro, na poplamione krwią garnitury, na kawałki szkła, błyszczące się na podłodze restauracyjnej toalety.
Ja pieprzę. To ciężkie. Ja... To za dużo. Do jasnej cholery... Za dużo. Nie wiem. Co. Jak. Pomocy. Kurwaa. Pomocy. Oddycham szybko. Szybciej. Nie mogę dłużej. Co robić? Boże. Nie mogę. Pomocy. Muszę. Co. Nie wiem. Oliwier, do kurwy nędzy, czemu nic nie robisz, by było lepiej. Zawsze robiłeś.
Czarnowłosy zaryczał głośno. Jego całe ciało trzęsło się jakoby w konwulsjach. Jego ręce... Raz. Dwa. Trzy. Dopiero reakcja Oliwiera powstrzymała pięść przed uderzeniami w rozsypane kawałki szkła.
- Julien, przestań! Nie wolno, Julien, Boże, przecież to tylko moje emocje, nie możesz tego robić, Julien, głupku, nie mogę też ciebie stracić, chociaż ty nie umieraj jak oni, Julien, proszę cię.
Płacz ich obu. Zniszczone stroje. Uścisk w krwi.
Boli mnie ręka. Cierpię. Oliwier, czemu nie pokazujesz mi, jak być dobrym?
***
"Hej. Jak tam? Idziemy na hałdę?"
Nie no. Nie napiszę tak. To głupie.
"Lepiej się czujesz?"
To jeszcze głupsze.
"Życie i śmierć to naturalny cykl. Rodzice odchodzą, pojawią się jednak dzieci..."
Chłopak westchnął i rzucił telefon na bok, odbijając się od powierzchni pościeli. Szelest deszczu i musical o nastolatkach wcale nie współpracowały, tworząc swoistą kakofonię.
Co mam mu powiedzieć? Może...
Julien ponownie chwycił za telefon, wybierając kontakt "Oli".
*Beep. Beep.*
Sygnał rozłączenia.
Nie umiem
I DOBRZE. ZOSTAW GO. ŻAŁOBA JEST WAŻNA. MUSI TO JAKOŚ PRZETRWAĆ.
To prawda, ale... Co ze mną? Sam nic nie napisał od pogrzebu...
Twoje nogi ciągną cię do jego domu. Twoje ręce chcą się zemścić za to, że nie ma go przy tobie. Tyle razy mówił, że w dwójkę przetrwacie wszystko. A mimo to twoje ciało czuje taką samotność.~
PRZYDA CI SIĘ ONA, KUNDLU. JESTEŚ ŻAŁOSNYM DODATKIEM DO NIEGO. ZAPAMIĘTAJ. DOBRZE, ŻE W KOŃCU CIĘ ODRZUCIŁ. MOŻE TO WŁAŚNIE DZIĘKI TEMU ODŻYJE.
Ale ja tak bardzo go chcę... Tak bardzo chcę go przytulić. Mam łzy w oczach. Czemu to jemu musieli umrzeć rodzice? Czemu to on teraz cierpi? Ja powinienem. Ja powienienem mieć opiekę nad sobą. Pieprzony debil. Co ze mną? Co trzeba zrobić, żeby być kochanym? Przynajmniej jeszcze przez moment? Oliwier, bądź znowu dobry i wróć do mnie.
***
Zmiotka zrzuciła śnieg z nagrobka, odsłaniając znane nazwisko i sztuczne kwiaty, niepasujące do atmosfery cmentarza. Julien westchnął głęboko, powtarzając czynność przez kilka minut, by w końcu włożyć narzędzie do torby, pocierając zarazem dłonie w rękawiczkach. Zimno.
NO. PRZYNAJMNIEJ RAZ ZROBIŁEŚ COŚ DOBRZE. PAMIĘĆ O ŚMIERCI JEST WAŻNA.
Szkoda, że on nie pamięta o mnie.
MOZE JAK TY UMRZESZ, TO CIEBIE ODWIEDZI.
Wracaj do domu. Nie jesteś fanem mrozów.~
Najpierw chwila ciszy dla zmarłych. Słyszę jednak kroki na śniegu. Czyżby moja mama też się przekonała do odwiedzin..
Reakcyjny obrót głowy. Westchnięcie. Poszerzone źrenice. Spojrzenia, tak samo zdziwione i pełne emocji.
- Julien.
- Oliwier.
Nie umiem się ruszyć. Z jednej strony wicher uderza chłodem w moje ciało, z drugiej ono płonie. Nie umiem wytrzymać tego płomienia.
To jest czas na jego uwolnienie. Ile minęło czasu? Miesiąc? Dwa? Długo to wstrzymywałeś, słodki.~
- Oliwier... - Wydyszał drżącym głosem chłopak.
- Odwiedzasz ich? - Szepnął, podchodząc powoli do niego, nie zważając na obserwujące go oczy. - Widziałem, jak odgarniasz śnieg. Dziękuję.
Chwila ciszy. Biały puch niczym naboje z karabinu uderzał w ich ciała, osadzając się na odsłoniętych włosach i płaszczach.
To nagłe. Nie wytrzymasz dłużej.~
ODEJDŹ I DAJ MU SPOKÓJ. WIDZISZ JEGO TWARZ. CIERPI. MA OPUCHNIĘTE OCZY. JEST SZCZUPLEJSZY. ZOSTAW GO.
- Oli... - Łza zsunęła się po policzku czarnowłosego.
- Julien.
- Oli... - Chłopak postąpił do przodu, by nagle zaprzestać adwansu, widząc jak brunet cofa się jednym krokiem. - Oli...
- Przyleciałem, by ich odwiedzić. Na moment. Jutro mam znowu samolot do Niemiec. Do babci. - Szepnął cicho, niemalże zagłuszony przez burzę śnieżną. - Mieszkam z nią, jako mój jedyny opiekun. Jeśli chcesz wiedzieć.
- Oliwier...
Ponowny krok, ponowne cofnięcie się, kolejna łza. Pierwsza kropla na jego policzku.
- Nie chciałeś wiedzieć. Ani esemes. Ani wiadomość. Ani telefon. Czekałem, Julian.
Ścisk serca. Czerwone policzki wstydu. Drżące od emocji i chłodu dłonie.
- Ja...
- Nie musisz nic mówić. - Kolejna łza. - Wszystko rozumiem.
- Oli, nie...
- Interesowałem cię chociaż? Cokolwiek, jak się czuję, co robię, co chcę? - Ton głosu podniósł się, gdy brunet spojrzał z góry na chłopaka. - Jak przeżywam ich śmierć?
Roztapiający śnieg potok łez. Zaciśnięte dłonie. Kłęby dymu z ust.
- Boże, Oli, tak, po prostu-
NIE MYŚLAŁEŚ O NIM. MYŚLAŁEŚ O SOBIE.
- Po prostu co?
- Nie wiedziałem...
- Czego?
- Oli, przecież... Tęsknię cały czas. Ja... Kocham Cię.
Podejście, znacznie szybsze. Chwycenie w uścisku. Podniesienie głowy. Nie ruszył się. Nie patrzy w dół. Bicie jego serca. Usta do pocałunku. Nagłe odepchnięcie.
- Przestań. - Szepnął Oliwier. - Nie kochasz mnie. Tylko tak myślisz. Julian, nie byłeś nigdy dla mnie. Oboje to wiemy.
Urywany oddech. Zbierający się szloch obu.
- Oliwier, kocham cię.
- Ja... Chciałbym cię kochać. - Odwrócenie się. Jąkanie. - Ale to niemożliwe. Chciałem, byś był szczęśliwy. Od samego początku, wiesz? Ty jednak tego nie chcesz. Znasz wszystkie wskazówki, pamiętasz każdą sytuację... A nic nie robisz. Nie jestem... Nie jestem w stanie teraz być dla nas obu. Szczególnie, gdy ty nigdy nie byłeś, ani dla mnie, ani dla siebie. Przepraszam, Julian.
Bieg przez śnieg. Jęk co każdy ruch nogą. Ryk.
Więc nigdy nie będę dobry. Nigdy nie będę kochany.
ZAPOMNIJ O WSZYSTKIM.
***
Julien otarł pojedynczą łzę z policzka.
Tak cholernie tęsknię, Oli. Co teraz robisz? Myślisz o mnie? Też ci mnie brakuje? Czy może masz lepsze, spokojniejsze życie? Cholernie chcę cię też przeprosić. Tak bardzo miałeś rację ze wszystkim. Nie poradziłem sobie. Wszystko co robiłeś przez ten rok... Zaprzepaściłem. Nawet gorzej. Zrobiłem to specjalnie. Za karę nie chciałem pamiętać o niczym. To popieprzone. Cholernie nie rozumiałem twojej decyzji, nie chciałem jej rozumieć... Ale teraz to widzę. Boże.
Chłopak obrócił się na bok, zauważając na drugim pomoście sylwetki. Fran. Pola. Andrzej i Anka. Śmieją się i rozmawiają swobodnie.
To wszystko zaczęło się powtarzać. Ktoś okazał mi choć odrobinę afektu... A ja to wykorzystałem, nie dając nic. Stają się poligonem mego ciała, mego pędu, mego konfliktu między każdym aspektem życia. Tak jak ty. Tak bardzo... Tak bardzo ciężko to powstrzymać. Naprawdę. Szczególnie z tymi mocami, które zdają się niekontrolowane...
Ale Oli. Pamiętam wszystko. Jednak wszystko wiem. Nie chcę powtórki. Nie chcę cię znowu stracić, chociaż tak, wiesz? Oh, Oli... Będę walczyć. Będę walczyć z ciałem, ze sobą, z zasadami. Dla ciebie. Dla mnie. Dla nas. Tym razem dla nas. I dla nich.
Wszystko dla c-
Nie. To nie tak. Nie teraz. Raz. Dwa. Trzy. Cztery. Pięć. Sześć. Siedem. Osiem. Dziewięć. Dziesięć. Szum jeziora. Śpiew ptaków. Nie czuję teraz pędu. Dobrze. "Wszystko dla nas" brzmi lepiej w tym momencie.
Przepraszam, dziękuję i tęsknię, Oliwier.
Przepraszam, dziękuję i będę walczyć.
Wszystko dla nas.
- Dzięki, że ze mną poszłaś.
- Daj spokój, Pols. Dla ciebie wszystko, przecież wiesz. Nie, nie łap mnie tu za rękę, poczekaj, przejdziemy jeszcze ze dwie przecznice... No dobra, tu jest okej. W każdym razie nie dziękuj, naprawdę mi się podobało.
- Serio? Dla mnie było tak trochę sekciarsko.
- Ty jednak jesteś uprzedzona. To, że to był pomysł twojej mamy nie znaczy, że nie możemy się dobrze bawić. Ludzie byli mili.
- I guess, ale jakieś to wszystkie takie wzniosło podniosłe i nadęte. Ale czy to znaczy, że pójdziesz też ze mną w przyszłym tygodniu?
- Pewnie, z przyjemnością... POLA! No co ty!? Nie na ulicy! A jak nas ktoś zobaczy? Hmm... No tak, dobrze, ja ciebie też
Na poprzednim koncie przebiłam Kage w postach w opku, więc będę się teraz tym flexować.
Fran pierwszy go usłyszał. W zwierzęcy sposób zastrzygł uszami.
- Madre de Jesús, czy wy też to...
Ryk starego silnika zagłuszył jego słowa. Głowy wszystkich zwróciły się w kierunku bramy wjazdowej, przez którą mknęła podrdzewiała WSK 175. Motocykl zatrzymał się gwałtownie, wznosząc tumany kurzu. Siostra Lydia zdjęła kask.
- Magda. - Nie musiała podnosić głosu - nad jeziorem zapanowała nienaturalna wręcz cisza.
Młodsza kobieta zerwała się z koca, pospiesznie poprawiając habit.
- Siostro! - rzuciła się biegiem, zdejmując pospiesznie plastikowe okulary. - Martwiłam się o siostrę...
- Widzę. - Powiodła wzrokiem po rozlazłej młodzieży. - Gdzie Marek?
- W mieście. Miał... jakieś sprawy. Ależ Lydio, twoja szyja! Czy ja widzę krew?!
- Wypadek przy pracy - kobieta poprawiła opatrunek. - Dobrze, że po mnie posłałaś. Musimy porozmawiać.
Odpaliła papierosa, po czym oddaliła się w kierunku swojego domku. Wyraźnie zdezorientowana młodsza kobieta pobiegła za nią.
***
- ...cud. Nie można tego wyjaśnić inaczej - zakończyła swoją opowieść kobieta. Kolejny papieros zniknął z paczki. W pokoju było już siwo od dymu. Uchylone okno nie pomagało.
- Niewidzialna ściana wewnątrz klasztoru - powtórzyła Magda, próbując nadać tym słowom sens. Na próżno. - Jest siostra pewna, że to zwykłe papierosy?...
- Nie kpij, to poważna sytuacja. - Skarciła ją starsza. - Bóg dał nam znak.
- No dobrze, ale co on oznacza?
- Tego musimy się dowiedzieć. - Zaciągnęła się papierosem. Magda miała wrażenie, że cienka strużka dymu wydobywa się spod opatrunku, choć mogły to być omamy. - Zaskoczyło nas to, ale sytuacja jest już opanowana. Znak pozostaje pod ścisłą obserwacją, a my tymczasem będziemy kontynuować nasze dzieło.
- W temacie 'dzieła'... wybrałam kilku podopiecznych, którym dobrze zrobi wizyta w klasztorze. Oczywiście, o ile w obecnej sytuacji jest to możliwe...
- Jest. - Odparła krótko. - Część cel znalazła się za ścianą, ale już nad tym pracujemy. Inne pomieszczenia są w tej chwili przystosowywane do pełnienia ich funkcji. Wypalę jeszcze jednego i będę mogła zabrać zbłąkane owieczki ze sobą. Roberta mówiła, że samochód odmówił posłuszeństwa?
- W zasadzie już działa.
- Doskonale. Zbierz wybranych pod bramą. I przygotuj mi ich akta.
***
Dudnienie sandałów na pomoście.
Grupa nastolatków wlepiła w nią wyczekujące spojrzenia. Wiedzą, że coś się święci. Proszę, wybaczcie mi. To najlepsza opcja.
- Ekhem. - Wyjęła z kieszeni pomiętą kartę. Zaczęła czytać. - Aleksy Dębek. Francisco García Kwiatkowski. Anastazja Kurszewska. Apolonia Ziółkowska. Siostra Lydia oczekuje was w samochodzie pod bramą. - Odwróciła wzrok. - Możecie chcieć przebrać się w coś cieplejszego. Byle szybko. Przeprowadźcie nieobecnego kolegę - nakazała, po czym oddaliła się szybkim krokiem.
Ostatnio edytowane przez Na pewno nie Keit ; 25-05-21 o 18:39
Nie wiedział, ile czasu spędził siedząc skulony na łóżku.
Chyba pierwszy raz od początku obozu miał okazję spędzić czas samemu ze sobą. A razem z tą okazją przyszły wspomnienia. Bycie na tym obozie działa na niego w zły sposób. Za dużo myśli. Za dużo czuje.
Oddychał szybko, próbując opanować uczucie duszenia się i zaciskał palce do utraty czucia.
Powoli, Aleks. Czemu się tak spieszysz?
Nie dzieje się nic. Akcja z kapelanem źle na niego działa. Dużo osób w jego otoczeniu miało podobne historie, to tyle. To wszystko jest już za nim. Przecież już dawno zapomniał o nim. Nie czuł wyrzutów sumienia, korzystał z życia.
Oddech powoli wracał do normalności.
Ile czasu minęło?
Dlaczego Julien tak dobrze wszystko widzi?
Pola poczuła jak cała krew odpływa jej z twarzy. To oznacza klasztor. Umrę tam. Starając się robić dobrą minę do złej gry pocałowała Andrzeja w policzek i wstała, żeby iść się ubrać.
- No cóż, czyli znowu wylosowała mi się wycieczka. - Błagam, nie! Błagam! - Będzie dobrze, zobaczycie że wrócimy na obiad. - Uśmiechnęła się do Anki i Frana starając się podnieść ich na duchu, choć wypadło to cokolwiek blado. Ratunku, proszę! Ktokolwiek!
Nie mówiąc nic więcej poszła do domku. Przebrała się szybko i skierowała się do bramy, starając się nie iść jak na ścięcie.
Co oni mi zrobią?
Co oni mi zrobią?
Co oni mi zrobią?
Co oni mi zrobią?
***
ANDRZEJ POV:
Względnie luźna atmosfera zniknęła momentalnie, Andrzeja znów zmroziło.
Nie. Nie. Nie. NIE! Nie mogą jej tam znowu zabrać! Zrób coś!
Jednak ani jego nogi, ani usta nie drgnęły. Przelotnie tylko uścisnął dłoń Poli, próbując zdobyć się na pocieszający uśmiech.
- Nie idź tam - chciał jej powiedzieć, ale słowa nie przeszły mu przez gardło. Stał tak jeszcze przez chwilę odprowadzając wszystkich wzrokiem. Schował twarz w dłoniach.
I znowu nic nie zrobiłeś... tchórzu. Po tym wszystkim dalej nic nie zrobisz? Wszystkim się obrywa a ty ZNOWU siedzisz sobie jak gdyby nigdy nic. Sprowadziłeś to na Frana. Na Aleksa. Na Ankę. Na Polę.
Nagle, jakby niesiony falą pobiegł w kierunku, w którym zdawała się pójść siostra Magda.
Ostatnio edytowane przez mimbla.tres ; 26-05-21 o 22:41
Na poprzednim koncie przebiłam Kage w postach w opku, więc będę się teraz tym flexować.
Fran zastygł. Czy to znaczyło... Czy teraz znikną jak tamte dwie dziewczyny?
Ogarnij się, Fran. To kolejna próba. Twój Bóg cię sprawdza.
Odetchnął głęboko i sztywnym krokiem ruszył do domku. Kazała wziąć coś ciepłego. Ile warstw powinien założyć? Dwie pary skarpetek, to na pewno. Może jeszcze...
Dostrzegł chłopaka skulonego na łóżku.
- Aleks?
Anka ruszyła za Polą. Pobladła dziewczyna wydawała się być na skraju rozpaczy. Chciała jakoś ją pocieszyć, ale żadne sensowne słowa nie przychodziły jej na myśl. Pola jako jedyna z nich wszystkich wiedziała co ich czeka... Nic dziwnego, że się bała...
Turkusowowłosa przebrała się z kostiumu w zwyczajną bieliznę, uważając by za bardzo nie naruszyć wybitej podczas gry ręki. Więcej problemów sprawiło nałożenie na siebie bluzki z długim rękawem, ale jakoś dała radę. Do tego długie spodnie, dodatkowy , luźny t-shirt i ciepła bluza. Był upał, ale jeśli każą im spać na zimnej podłodze... lepiej mieć te parę dodatkowych warstw...
Aleks powoli zaczął wstawać. Miał wrażenie, że rusza się w zwolnionym tempie, że każdy jego ruch wygląda nienaturalnie. Czego się spodziewał? Że nikt nie wejdzie do tego domku? W którym mieszkają poza nim 3 osoby?
Odetchnął i uśmiechnął się do Frana.
- Odpoczywałem sobie. Coś się stało? - rzucił, starając się brzmieć naturalnie.
Tessa westchnęła ciężko i pokręciła głową w reakcji na entuzjastyczne słowa blondynki.
- To chyba jedyna dobra strona tego całego obłędu... - mruknęła cicho.
Ostatnio edytowane przez alicecomeback ; 26-05-21 o 15:58
drugie konto, i guess?
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)