Zmarszczyła brwi. Czy on zamierzał dalej pić?
- No dobra... - Powiedziała, obserwując butelkę - To chodźmy, Andrzej na nas czeka.
Zmarszczyła brwi. Czy on zamierzał dalej pić?
- No dobra... - Powiedziała, obserwując butelkę - To chodźmy, Andrzej na nas czeka.
Aleks po ułamku sekundy wahania wziął potężnego łyka z butelki i poczuł, jak pieczenie alkoholu zastępuje obrzydliwy smak w jego ustach. Bez słowa ruszył w kierunku tarasu.
Pola rzuciła szybkie spojrzenie Julienowi, ale ruszyła za Aleksem. Gdy dołączyli do Andrzeja stojącego nad wykopanym dołem, wyjęła z kieszeni Franową szczotkę.
- To... Jesteśmy wszyscy. I możemy zaczynać, chyba...? - powiedziała, tracąc nagle pewność siebie.
Buty Juliena świstały na jeszcze wilgotnej trawie, gdy szedł za Aleksem i Polą, przyglądając się to im, to swoim dłoniom, błyszczącym od delikatnych ogników. Płomyki znowu, jak na złość, tańczyły na jego skórze, w zamian zabierając poszerzone ciało. Ponadto, z każdym krokiem zaczynało mu być gorąco. Jego ręce ciągnęły do zdjęcia swetra, nagle gryzącego nieprzyjemnie, do zniszczenia go, a najlepiej do wskoczenia znowu pod lodowatą wodę.
Nie tak to powinien wyglądać pogrzeb Frana.
Ciągle był napięty, mimo usilnych prób uciszenia swoich myśli, mimo chwili apatii, mimo zrobienia czegoś dla towarzyszy.
~I po co to wszystko, Julien? Zwykła formalność dla kogoś, kto nie zaakceptował siebie. A mógł być doskonały w inny sposób...~
Cicho.
~Nie tak to powinno wyglądać.~
Muszę to zrobić. Nieważne to, co czuję, co myślę, co się dzieje w mojej głowie. Dlatego niech to się skończy.
Jego ręce zacisnęły się mocno w pięści, gdy przybliżył się do dziewczyny, spoglądając na nią spode łba.
- Miejmy to z głowy. - Powiedział głucho.
***
Dziwne, że woda jest ciągle ciepła w środku apokalipsy, pomyślała Ida, patrząc na mokry po kąpieli prysznic. Żałowała jednak, że wraz z mydłem i brudem strumień nie zabrał doświadczenia ostatnich dni. I smutku jej towarzyszy. I bariery. I całego tego gówna, które ciągle ich spotyka. I śmierci Frana. I jej, tak przy okazji, daleko, poza tym wszystkim.
A jednak, była właśnie w łazience, kończąc przebieranie się w znalezione czarne jeansy i koszulę, niemalże gotowa na pogrzeb. Pogrzeb. Pogrzeb osoby dla kogoś bliskiej. Jak zachowywała się na pogrzebie ojca? Niewiele pamiętała, jak na złość nie przypominając sobie tej sytuacji. I teraz będzie musiała sobie z tym poradzić. Matka na stypie się chyba zachlała. Powinna wziąć alkohol? Chyba nie.
Dziewczyna spojrzała na lustro, dostrzegając brunetkę z krótkimi włosami, które jak na złość nie chciały się ułożyć, z maseczką na ustach i ze zmęczonym spojrzeniem. Ta brunetka nie chciała tutaj być. Wręcz czuła, że może nie być, co było nad wyraz kuszące... Ale mimo to wyszła na korytarz, odczuwając zawroty głowy. Coś jej mówiło, że chyba było ważniejsze to, jak inni się czują. Bo to oni cierpią. Ona... To tylko chwila. Przetrwa. Mama przetrwała, brat przetrwał, to ona nie? Z resztą, tak należy.
Stanąć obok Juliena czy Poli?, zadała sobie jeszcze pytanie, koniec końców zatrzymując się na werandzie, z oddali spoglądając na zebranych.
Andrzej spojrzał się na Juliena że złością.Miejmy to z głowy!? Przecież... robimy to dla Frana! Robimy to dla siebie! Nikt cię tutaj nie trzyma! Powstrzymał się jednak od gniewnych słów. Nie teraz, nie tutaj... nie wiesz przez co przechodzi Chrzaknął więc tylko próbując rozluźnić ściśnięte gardło.
Rzuciła Julienowi spojrzenie pełne wyrzutu. Użył mocy przypomniała sobie To nie jest ten sam Julien z którym godzinę temu płakałaś na podłodze. Najwyraźniej ten ma lepsze rzeczy do roboty.
Uklęknęła przy wykopanym dole i, czując jak na sercu zaciska jej się lodowata dłoń, złożyła w nim szczotkę do włosów. Zawahała się przelotnie, muskając ją jeszcze palcami. Fioletowy plastik składany do grobu wyglądał absurdalnie, ale co innego im zostało? Co innego jej zostało?
Wstała z kolan i spojrzała na swoich towarzyszy. Powinnaś coś powiedzieć! Wzięła do ręki garść luźnej ziemi. Odkaszlnęła, ale mimo tego gdy zaczęła mówić jej głos brzmiał chrapliwie i obco.
- Fran emanował jasnym światłem i od wczoraj nasz świat stał się znacznie ciemniejszy. Mieliśmy z nim zaledwie dni, ale dla mnie stał się tak bliski, jakbym znała go całe lata. To tak niesprawiedliwe, że nigdy tych lat nie dostaniemy. Fran kochał, śmiał się, wygłaszał najbardziej teatralne przemowy i skupiał na sobie uwagę każdej osoby, która znalazła się w jego towarzystwie. Ale też bał się, cierpiał i nienawidził tego, jaki był, bo ktoś wmówił mu, że to jaki jest jest brudne i grzeszne. To ostatecznie nam go odebrało. Nigdy pewnie nie przestanę się zastanawiać czy mogłam zrobić coś więcej. Zauważyć wcześniej. Przekonywać dłużej. Biec szybciej. Ale w tej chwili nie mogę zrobić dla niego już nic poza pamięcią. Więc będę pamiętać. Fran... - Łzy pociekły jej po policzkach, gdy wrzuciła ziemię do grobu. - Kocham cię i przepraszam.
Otarła oczy grzbietem czystej dłoni i cofnęła się kilka kroków, wracając do reszty.
Julien czuł spływający po nim pot. Naprawdę było gorąco, a płomyki, agresywniej skaczące po skórze, wcale nie ułatwiały tej sytuacji, kłując dodatkowo w oczy. Wbijanie paznokci w skórę wcale nie odwracało uwagi. Ból był w zasadzie niezauważalny.
Chłopak wiedział, że powinien przytulić Polę, przeprosić za swe słowa, wspomnieć Hiszpana. Przecież miał mu tak wiele do powiedzenia! Tak wiele mu mówił, tak wiele czekało do odkrycia. Powinien coś zrobić... A jednak.
~No już. Wina jest po jego stronie. Gdyby wolał nie słuchać się zasad nadal by tu był. Inaczej mógłby być doskonały.~
To zły moment. Powinienem...
~Odejść stąd i skończyć to wszystko. Zdobyć to, co chcesz.~
Nie. Cicho. To pogrzeb Frana. Mojego Frana. Mojego słodkiego. Powinienem być inny.
~A będziesz?~
PRZYWRÓĆ MNIE I CIERP.
Chwiejnym krokiem, naraz szybkim i niekontrolowanym, podszedł do grobu, przyglądając się szczotce. Nie tak to wszystko powinno wyglądać. Nie tak powinno się wszystko skończyć. Nie tak powinien zostać zapamiętany.
"Zabijemy za to wszystko i Magdę, i Mostowiaka. Zabijemy wszystkich." Słowa trzymały się na końcu języka, jednakże nie powiedział nic, oddychając ciężko. Fran nie chciałby takiej przyszłości.
Ogniki przyspieszyły swój enigmatyczny taniec.
Hiszpan zacisnął usta. W milczeniu sięgnął po kolejny oszczep. Przez chwilę chciał rzucić się w pogoń za bestią skrytą wśród dymu, ale to był moment. Choć jego pierś rozpierał gniew i ogień walki, w myślach znowu przejmowała kontrolę przyjemna, chłodna obojętność. Jego oddech zwolnił, gdy spokojnie wzniósł uzbrojoną rękę. Czekał.
Czarne niczym smoła ciało zdawało się wić, gdy potężne mięśnie poruszały się powoli, okrężnym ruchem obchodząc blondynów. Równie mroczne oczy skrywały się w pokracznej czaszce, mierząc spojrzeniem swój cel - szyja Janka wydawała się być dla istoty kusząca. Gęsta, spieniona ślina zostawiała za sobą ślad, spadając z kilku rzędów żółtawych zębów, idealnie pasujących do niedawnej rany Mostowiaka.
To coś czekało.
A ani kapelana, ani nieznajomej, nie było widać, za jedyną pozostałość po nich mając rozwiany dym.
Andrzej stał obok nich nie wiedząc czy coś mówić, czy cisza była w tym wypadku najlepszą opcją. Z niepokojem tylko spoglądał na Juliena, który się bezustannie palił, bardziej niż zazwyczaj.
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)