Miał wrażenie, że coś w jego wnętrzu drgnęło.
Nie podobało mu się to.
- Jestem gotowy. - Skinął twierdząco głową. - Jaki jest plan działań?
Miał wrażenie, że coś w jego wnętrzu drgnęło.
Nie podobało mu się to.
- Jestem gotowy. - Skinął twierdząco głową. - Jaki jest plan działań?
- Napierdalać!
- Chciałbym zrobić lot próbny z najcięższym z was. Jeśli dam radę przez dłuższy czas któregoś utrzymywać, to spróbuję najpierw sam zneutralizować demona. Jeśli przetrwa, to wrócę do was i zobaczymy, czy nie będziemy musieli stawić mu czoła w trójkę.
Znów skinął głową i zmierzył drugiego nastolatka wzrokiem. Janek był wyższy i w normalnych warunkach z pewnością był cięższy. Czy obecnie tak było? Nie potrafił ocenić. Własne ciało zdawało mu się jednocześnie gęstsze i lżejsze, choć z pewnością jego osąd był zaburzony przez wzrost siły. Z drugiej strony, Jan mógł wytworzyć zdaje się nieograniczoną ilość obciążenia. Podzielił się tym spostrzeżeniem z mężczyzną.
- Sugerujesz zrobienie ze mnie bomby? - Mruknął Janek, ku dezaprobującsemu spojrzeniu kapelana.
Franciszek milczał przez chwilę. Jego czoło przecięła zmarszczka wysiłku.
- Zrobiłeś już coś podobnego. W obozie. - Dlaczego sięganie do wspomnień było takie... trudne? - W czasie walki z... z nami. Zamieniłeś się w kościany sarcófago. - Na pewno walczył wtedy z Jankiem? Potrząsnął głową. Nieważne. - W razie upadku powinieneś być bezpieczny.
- Ej, nie było cię tam. Chyba, że byłeś jakimś zwierzem, albo co. Przegrałem co prawda, ale kule, nieźle wam dojebałem, co nie?
Mostowiak z politowaniem przyglądał się dwójce, by zaraz odwrócić się w stronę Kardynała, dalej stojącego na swoim miejscu.
Ten pomysł nie wyglądał na chwalebne dzieło... Ale z drugiej strony to tylko potwór. Nie demony. Nie Dzieci Tirofijo. Oni... Oni mają zginąć w sposób godny Archanioła.
- To nie jest zły pomysł.
Podniósł rozrzucone po dachu włócznie.
- Będę was osłaniać.
- Ej! Nie powiedziałem, że się zgadzam!
- Zgadzasz się?
- Tak.
Mostowiak prychnął, po czym zwrócił się w stronę Hiszpana.
- Obserwuj nas i "Kardynała". W razie zagrożenia powiadom nas jak najszybciej. Gabrielu, stwórz rogi. Następnie złap się mnie i utwardzaj, aż nie powiem, byś przerwał. Muszę sprawdzić, jak dużo jestem zdolny unieść.
- Ja pierdolę, będę Kapitanem Bombą. GALAKTYKA KURWIX-
- Gabrielu.
- Dobra, dobra. Rogi, próba i lot.
Zgodnie z rozkazami, Janek wytworzył odpowiednie narzędzia, po czym dość koślawie wdrapał się na ramię Mostowiaka, trzepoczącego skrzydłami. Chwilę unosili się w powietrzu, tworząc dodatkowy kościec, by po słowach księdza zaprzestać procesu. Szczęśliwie rana nie doskwierała aż nadto, nawet z większym obciążeniem, pozwalając blondynowi wznieść się z chłopakiem ponad czerwonawa sylwetkę.
- Gotowy?
- GALAKTYKA KURWAAAA! LECIMY!
Fran mógł zauważyć, jak humanoidalne ciało Janka rozrasta się w bieli, tworząc znajomy kształt, opadający ciężko w stronę potwora.
Ostatnio edytowane przez Sternberg ; 03-02-22 o 17:10
Fran w skupieniu patrzył, jak kościany pocisk opada na nieruchomą sylwetkę Kardynała. Otaczające wysuszony szkielet macki drgnęły w samoobronie, były jednak zbyt wolne. Wzmocnione pancerzem z kości ciało Janka, obdarzone dodatkowym pędem przez kapelana, bez trudu zmiażdżyło ciało potwora i przy okazji także kawałek balkonu. Obleczone wyblakłą skórą ciało rozsypało się w pył, nie stawiając praktycznie żadnego oporu, zupełnie jakby tylko rusztowanie z grzybni trzymało je do tej pory w pionie.
Hiszpan zacisnął dłoń na kośćcu włóczni. Grzybnia.
Czerwone macki zdawały się zupełnie obojętne na zniszczenie kardynała. Nim kościany pył na dobre opadł, masywne strzępki wyciągały się w kierunku Janka, powoli oplatając biały sarkofag. Ich rozmiar sprawiał, że były dużo mniej sprawne od swoich drobniejszych sióstr, ale w ostatecznym rozrachunku nie miało to znaczenia. Pod upartym naporem wapienna zbroja chłopaka powoli zaczynała się kruszyć.
- Jasny chujj... - Mruknął Janek niesłyszalnie, widząc oplatające go macki przez drobną szparę w sarkofagu.
Mostowiak natomiast zacisnął mocno dłonie, jaśniejące z każdą sekundą. Powietrze nad nimi zdawało się falować w narastającym cieple.
Może i nie miał przy sobie miecza... Lecz po co przedmiot, gdy on sam był bronią Boga.
Kapelan w mgnieniu oka znalazł się przy demonicznej grzybni, łapiąc jej pęta w rozpalone palce.
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)