Mężczyzna rozejrzał się po namiocie. Na razie członków rodzin nie było zbyt wielu, ale miejsce było przygotowane tak, by pomieścić naprawdę liczną grupę osób. Jakaś para cicho rozmawiała przy stole zastawionym smętnymi kanapkami. Gdzieś dalej mężczyzna obejmował kobietę kołyszącą płaczące niemowlę. Na drugim końcu namiotu drobna blondynka siedziała sama z pochyloną głową i odmawiała różaniec.
Przy automacie z kawą pojawił się krępy mężczyzna z sumiastym wąsem. Bartłomiej widział go już, przyjechali do strefy zamkniętej mniej więcej w tym samym czasie, tamten miał jeszcze ze sobą jakiegoś młodego chłopaka, mniej więcej w wieku Poli. Ta cała papierolgia zajęła im znacznie więcej czasu niż mnie... Może ich żołnierz był bardziej rozmowny i coś wiedzą?
- Ja pierdolę... - westchnął nieznajomy.
- Trudno to inaczej podsumować - zgodził się Ziółkowski.