Żółtawy blask słońca, walczący z niebieskawą, ciągle słabnącą poświatą nocy, powoli wkradał się do środka, kąpiąc bladą skórę Juliena w kolorze. Chłopak natychmiast otworzył szkarłatne oczy, by zaraz znowu je przymknąć. Typowe. Zawsze wstawał wraz ze wschodem. Przyzwyczajenie, którego pewnie się nie pozbędzie. Mimo to przeciągnął się intensywnie, pozwalając kościom i mięśniom na zebranie nowych sił, zdobytych w czasie snu. Jego serce biło spokojnie, miarowo, jego brzuch nie przejawiał się w żaden sposób, jedynie siniaki dawały o sobie znać, znacznie jednak słabiej w porównaniu do wczoraj. Czuł się jednak świetnie. Szeroki uśmiech wdarł się na twarz, przejmując zarazem nastawienie, uczucia, emocje.
Jestem Julien. Mam 16 lat i pochodzę z Katowic.
Właśnie przeżyłem najbardziej intensywne dni mojego życia.
Zmieniłem się nie do poznania. Wcześniej byłem dosłownie słupem, na którym naklejano kolejne zasady. Przykazania Boga, którego się bałem. Obowiązki państwowe, które zmuszały mnie do relacji. Zainteresowania, których nawet nie lubiłem. Byłem niewolnikiem tego, co nade mną, tego, co we mnie rozkazywało się ukorzyć. A ponadto w tym słupie - energia tworzenia i zniszczenia, pragnąca wyjść na zewnątrz. Gdy tylko pozbyłem się zasad, stałem się niewolnikiem ciała. Byłem narzędziem do ekspresji jego potrzeb, sposobem spełnienia tego, co pierwotne.
Nigdy więcej, mam nadzieję. Teraz czuję. Myślę. Jestem. Wybieram, co chcę czuć. Nie słyszę siebie w sposoby, jakich nie chcę. To ja decyduję, co zrobię dzisiejszego dnia. Ha, mogę przecież wszystko. Mogę bawić się swoją mocą. Mogę pokonać nawet Magdę. Mogę śpiewać i grać! Tak bardzo mi za tym tęskno. Oliwier był tak dobrym kompanem do tej zabawy, lecz czas nauczyć się wszystkiego od nowa. Czas nauczyć się być znowu, być dla innych, w imię jego wiary we mnie. I zrobię to.
Julien obrócił się na bok, czując pieklące policzki, wraz z przyjemnym wibrowanie w brzuchu. Jego ręce i nogi skuliły się, jakoby chciały przytulić się do fantomowej postaci.
Wcześniej czułem w nich pewne oparcie. Nagle mogłem przeżyć to, co skrywało się w środku, byli nagle buforem między zasadami, a moim ciałem. Potem zdawali się być tym, na czym przeżyłbym swoje potrzeby. To było okrutne. Pragnąłem ich śmierci i uległości... To było prawdziwie złe. Nie widziałem ich jako osoby, tylko jako cele moich pragnień. Chciałbym powiedzieć, by teraz było inaczej... Nie, przecież jest. To głupie, być tylko wobec zasad, albo tylko wobec ciała. Przecież nadal... Mogę ich pragnąć. Ale mogę być też dla nich. I to chyba jest właśnie niesamowite. Mam wrażenie, że... Ah, przed samym sobą nawet to tak ciężko przyznać, choć już wypowiadałem te słowa. Mam wrażenie, że ich kocham. Sprawiają, że myślę o sobie inaczej. Są katalizatorem moich przemian. Pokazają mi, że mogę czuć. Że mogę lubić. Że mogę robić co zapragnę. Że mogę myśleć co chcę. Sami pragną mych ust, mojej obecności, moich orgazmów. Odkrywają przede mną to, co było ich demonami. Zawstydzające, ale nie zamierzam tego ukrywać. Nie przed sobą. Nie przed światem.
Już nigdy więcej nie będę ukrywać tego, kim jestem. Żadnego z tysiąca stu mnie.
Julien zerwał się z łóżka i jeszcze raz przeciągnął. Natychmiast potem otworzył okno, biorąc haust porannego, jeszcze trochę chłodnego powietrza. Uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
To będzie dobry dzień. Przywitajmy go należycie.
Cicho, wykorzystując swą gibkość, wydostał się z pokoju i ruszył w stronę kuchni. Śniadanie przez niego przygotowane będzie idealnym pomysłem na rozbudzenie wszystkich, wykurowanie z ran dnia poprzedniego, zdobycie siły na cokolwiek zapragną dzisiaj zrobić! Zanim jednak otworzył szafki, by sprawdzić ich zawartość, coś innego przykuło jego uwagę. Starając się nie skrzypić podłogą, dostał się do sylwetki, leżącej na sofie. "Leżącej". Nogi i ręce Frana walały się na wszystkie strony w skomplikowanej konfiguracji, mimo to zapewniającej mu swoistą wygodę. Może. Spał, zdawałoby się, twardo. I cholernie uroczo. Julien wykrzywił twarz w słodkim grymasie, szybko jednak zmieniając się na zdziwienie, przeradzające się ponownie w uśmiech. Więc udało się, choć trwało to dlugo. Ciekawe, czy mu się to spodoba. Dłoń chłopaka przejechała po blond włosach delikatnie, po całej ich długości, prawdopodobnie większej nawet od tej z początku obozu. Wyglądał równie przepięknie, co cały czas.
No nic! Niech śpi, a obudzi go zapach pyszności! Pytanie jednak, co zrobić. Krupnioka raczej nie mają w tym Lubelskim... Ale może chociaż jajecznica? I to ta lepsza, niż zniszczona tamtego dnia...