- Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś.
- Luca, tak strasznie przepraszam, ja...
- Czy to znaczy, że mnie nie kochasz?
- Oczywiście, że cię kocham. Wiem, że to żadna wymówka, ale byłem napierdolony jak nigdy. Nawet tego nie pamiętam...
- Nie, to nie kwestia alkoholu. Mówiłeś już o tym wcześniej. Zapowiadałeś to. Boże, jaki ja jestem głupi. Od jak dawna ze sobą kręcicie? Kiedy planowałeś w końcu ze mną zerwać?
- Luca...
- W ogóle to planowałeś? Czy wolisz spotykać się z dwoma kolesiami w tym samym czasie? Z iloma osobami jeszcze kręcisz-
- Luca. - Złapał go za ramiona i pocałunkiem zmusił do zamknięcia ust. Pozwolił, by brunet uwolnił w nim swoją złość. Przyciągnął go do siebie mocniej, zacisnął dłonie na jego koszuli, wytrzymał wzmacniający się uścisk. Po chwili zdającej się trwać wieczność odsunęli się od siebie, z trudem łapiąc oddech.
- Vete a la mierda*, Francisco. Nie rozumiem cię.
- Wiem. Przepraszam. Ja chyba... potrafię lubić kilka osób na raz. Ale wiem, że ty tak nie masz. I... obiecuję, że ja też się powstrzymam. Dla ciebie.
- *****, wielkie mi poświęcenie...
- Lucas. Przepraszam, dobrze? Więcej tego nie zrobię. Przysięgam.
- ...ech. Dlaczego coś mi mówi że jestem strasznym durniem i będę tego żałować?
- Bo jesteś. I nie będziesz. Chodź do mnie.
***
- To zabrzmi okropnie, ale tak jakby... lubię dużo ludzi jednocześnie. - Ok, to zabrzmiało gorzej, niż okropnie. Brzmisz tragicznie. - I nie chodzi o to, że traktuje innych przedmiotowo i chciałbym każdego przeruchać czy coś. - Ale nie narzekałbyś. - W ogóle nie planowałem na tym obozie wchodzić w jakieś związki. Za dwa tygodnie będę z powrotem w Hiszpanii. No, byłbym... - Plączesz się, spryciarzu. A zamkniesz ty ryj? - No ale tak wyszło. Spodobał mi się ktoś... nawet więcej ktosiów. - Dlaczego się wstydzę? To nie w moim stylu, wstydzić się takich rzeczy. To alkohol? Boże, chyba się pocę. Pocę się! Przełknął ślinę. - Nie muszę wspominać, że jednym z tych... ktosiów... - To słowo na pewno nie istnieje. Sam jego dźwięk daje raka. - ...jedną z tych o s ó b jesteś ty. Drugą, tak jakby, jest Aleks. A trzecią okazała się Pola...
Chciał uciec, schować się przed Julienem, przed oceną szkarłatnych oczu. (Szkarłatne? Czy one nie były ostatnio fioletowe? Kiedy użył mocy?... Skup się!) Ale chłopak nie wyglądał, jakby go oceniał. Słuchał w milczeniu, gładząc go po włosach. Boże, Julien... Przecież cię skrzywdzę. Dlaczego nie uciekasz, póki możesz? Czarnowłosy jakby czytając mu w myślach przesunął się, zachęcając hiszpana, by położył głowę na jego udach. Blondyn westchnął ale posłusznie wykonał niewypowiedziane polecenie. Podłoga w łazience była zimna i twarda, przypominała chłód posadzki z klasztoru. Jego myśli znowu wróciły bo Damy Jeziora.
- Andrzej jest... świetny - z niejakim trudem przyszło mu wypowiedzenie tych słów. Przymknął oczy i kontynuował. - Jest silny, ale łagodny. Słodki, ale bez przesady. Niewinny, ale uroczo. Jest super materiałem na novio. Naprawdę chciałbym się cieszyć, że jest z Polą. - Zacisnął dłonie na materiale spódnicy. Odetchnął głęboko. - No ale jestem zazdrosny. Jestem najzwyczajniej w świecie zazdrosny. I to jest żałosne, bo, po pierwsze, sam ich poniekąd spiknąłem, i po drugie, jestem osobą która najchętniej miałaby kilku partnerów na raz, więc jakim prawem doskwiera mi zazdrość. - Niespodziewanie wyrzucił dramatycznie ręce w górę. - To przecież hipokryzja! Sam chcę nie wiadomo czego, a gdy ktoś inny próbuje żyć swoim życiem, to nagle mi to nie odpowiada. Zachowuję się jak pięciolatek! Jestem zaborczy. Tylko że... nie zawsze tak jest. Nie mam problemu z tym, że spędzasz czas z Aleksem. Więcej, cieszy mnie to. Lubię widzieć was razem, chcę patrzeć, jak się sobą cieszycie. Potrafię jakoś pogodzić to wszystko. Ale gdy Pola coqueteando con Andrés**? Boże, aż mnie skręca. - Zaśmiał się, trochę z bezsilności, trochę z bezsensu całej tej sytuacji. Podniósł się na łokciu i spojrzał w szkarłatne oczy. - I co, dalej utrzymujesz, że jesteś bardziej zjebany? Przypominam, że nawet nie poruszyłem kwestii tego, że byłem fretką.