[Opo w starym stylu, ludziowie! Walić kwestie organizacyjne, walić ogarnięcie, walić jakieś głębsze tematy, róbta co chceta, pełna dowolność, byle pisać, dla samego pisania!]
Samochód jechał przez spaloną słońcem równinę. Czerwona gleba i piach wylatywały spod rozpędzonych kół w powietrze. Za nimi jechał cały tabór najróżniejszego rodzaju wozów, w większości obitych solidnymi kawałami blachy.
- Jak my się tu znaleźliśmy? Jak, ja się pytam!? Turystyka temporalna, mać twoja gamratka! - Wrzeszczał pasażer, siwowłosy, ale niestary, odziany w białą koszulę i szarą marynarkę zupełnie nie na te warunki.
- Siedź cicho. - Warknął kierowca. - Zachciało im się Mad Maxa jakiego odstawiać? A proszę bradzo. - Uśmiechnął się pod sumiastym wąsem. - Trzymaj kierownicę.
- Co? Ale ostatni samochód jaki prowadziłem nie miał jeszcze nawet czterech kół!
- Poradzisz sobie. - Kierujący wychodził już przez szyberdach. Wygramolił się na dach, po czym skoczył na bok najbliższego auta, z okrzykiem bojowym zagłuszonym przez ryk silników(Aczkolwiek dało się wyróżnić słowa "Twoju" i "mać"), gdzie jeden z zawartości otworzył drzwi i mierzył w niego z prastarego pistoletu. Wąsacz uwiesił się drzwiczek, złapał strzelca za kołnierz i bezceremonialnie wyrzucił z auta. Zaraz po nim pomknęły drzwiczki, które nie mogły utrzymać całego ciężaru jaki kazano im dźwigać, więc urwały się na piwo. Wąsaty zdążył uchronić się przed upadkiem łapiąc karoserię, ale podmuch powietrza zdmuchnął mu z głowy maciejówkę, odsłaniając parę wydatnych rogów. Właściwie nie były to rogi per se, ale ociosane w podobny kształt trójkąty z czerwonego kamienia, jakby wrośnięte w czaszkę. Drzwiczki natomiast pomknęły pod koła jadącego z tyłu motocyklu, wywracając go i posyłając prosto na maskę samochodu za nim. Oba pojazdy wybuchły w cieszącej oko kuli ognia.
- Burn, baby, burn... - Zanucił wąsacz, po czym puścił się trzymanej kurczowo karoserii.