<
+ Odpowiedz w tym wątku
Strona 6 z 8 PierwszyPierwszy ... 4 5 6 7 8 OstatniOstatni
Pokaż wyniki od 51 do 60 z 77
  1. #51
    Zaciekawiony FNiN
    Dołączył
    Feb 2015
    Płeć
    Wiek
    23
    Posty
    16

    Domyślnie Odp: Felix, Net i Nika oraz Procedura X24P5B

    O jejku, jak szybko nie wrzucisz nowego fragmentu, to ja chyba zwariuję 😉💕

  2. #52
    Zaciekawiony FNiN
    Dołączył
    Jul 2014
    Płeć
    Posty
    15

    Domyślnie Odp: Felix, Net i Nika oraz Procedura X24P5B

    Matko! To było świetne! Nie mogę się doczekać reakcji Neta!❤❤ Kiedy kolejny fragment?

  3. #53
    Zainspirowany FNiN
    Dołączył
    May 2015
    Płeć
    Wiek
    27
    Posty
    51

    Domyślnie Odp: Felix, Net i Nika oraz Procedura X24P5B

    Mam nadzieję, że wstawię już jutro. Miałam dzisiaj, ale się nie wyrobiłam. Tylko błagam, bądźcie wyrozumiali! Nad tym fragmentem myślę od miesiąca i... nie jest prosty. Ale serio, staram się. Na pocieszenie powiem, ze frag jest w sumie dość długi.
    staranowaziemia.blogspot.com

  4. #54
    Zainspirowany FNiN
    Dołączył
    May 2015
    Płeć
    Wiek
    27
    Posty
    51

    Domyślnie Odp: Felix, Net i Nika oraz Procedura X24P5B

    Zgodnie z obietnicą. W pewnym momencie myślałam, że podzielę na dwa fragmenty, ale wtedy to już na pewno byście mieli krwawe wizje ze mną w roli ofiary. Życzę miłego czytania i mam nadzieję, że Wam się spodoba. Tak na wszelki wypadek uprzedzam, że to oczywiście nie koniec.






    - Twoje nazwisko nic mi nie mówi – Patel rozłożył ręce w szczątkowym geście.
    - Szukał pan telekinetyczki, czyż nie? – spytała pewnym, acz spokojnym głosem, wciąż trzymając przy ciele naładowany i wymierzony w niego pistolet. – Laura z pewnością jest bardzo uzdolniona, ale nie w interesującym pana kierunku. Szukał pan mnie, ale doszło do fatalnej pomyłki. Proponuję więc puścić ją do domu – wskazała głową Laurę. – Bez obaw, sczyścimy jej pamięć, to nie jest takie trudne.
    Gregory Patel wydawał się być skołowany do granic możliwości, ale jako angielski arystokrata z rodowodem starał się tego nie okazywać. Podszedł do wygodnego fotela przy wielkim łóżku i rozsiadł się w nim, zyskując cenny czas na rozmyślanie nad korzyściami, jakie może wyciągnąć z tej sytuacji.
    Patrzył w oczy tej zuchwałej, rudej dziewczynie, która próbowała udawać twardą i nieugiętą. Sądził, że odwróci wzrok, lecz ona oddała spojrzenie, jeszcze bardziej natarczywe. Przez chwilę liczyła się tylko ona, jakby poza nią nie było nikogo w tym pokoju, co oznaczało, że ignorował siódemkę ludzi, w większości sobie obcych i raczej wrogo nastawionych.
    - Nika, tak? – Upewnił się, a gdy skinęła, kontynuował. – Posłuchaj, zdajesz sobie sprawę, że jeśli w tym co mówisz jest trochę prawdy, ta dziewczyna – wskazał Laurę – jest mi do niczego niepotrzebna? Z przykrością stwierdzam, że jedynym znanym mi sposobem czyszczenia pamięci jest szybkie podanie punktowo sporej, skoncentrowanej dawki aluminium.
    Wszyscy zamarli w oczekiwaniu na rozwój wypadków. Ci dwaj młodzi, ubrudzeni chłopcy wyglądali, jakby bardzo chcieli coś zrobić, ale nie za bardzo wiedzieli co, więc milczeli. Gregory zapisał w myślach, że w takim wypadku nie są głupi. Zresztą wydawali się niezdolni do jakiejkolwiek reakcji, z bliżej nieznanego powodu. Bodyguars mieli miny niewyrażające kompletnie nic, a zamaskowani dziewczyna i chłopak pozostawali tajemnicą. Zerknął na Laurę, która wciąż opierała się ciężko o ścianę skulona na szezlongu, jakby była w amoku. Naprawdę, powód, dla którego tylu ludzi chciało ją ratować, był nieodgadnioną zagadką.
    - Lex – zawołała ruda negocjatorka do zamaskowanej dziewczyny, po czym zabezpieczyła broń, rzuciła ją jej, a ona jednym sprawnym ruchem schwytała ją w locie i na powrót odblokowała, znów celując w Gregory’ego.
    Nika spokojnie podeszła do ściany naprzeciwko niego, z dala od nich wszystkich, i oparła się o nią, splatając ręce za plecami. Wyglądało to jak parodia rapera czekającego na autobus w gorszej dzielnicy miasta, a jednak miała w sobie pewną grację.
    - Może pan próbować wymazywać wspomnienia w ten sposób – powiedziała spokojnie. – My potrafimy tworzyć pewną lukę w pamięci, do kilkunastu lat wstecz. Oczywiście krótsze okresy nie są problemem – uśmiechnęła się wyjaśniająco. – Osobiście uważam, że to lepsza opcja, ale jeśli woli pan… jak to było… aluminium… - wzruszyła ramionami - proszę śmiało spróbować.
    Bez sensu. Mówiła jak chora. Przyszła ratować tę dziewczynę, a teraz zgadza się na wpakowanie jej kluki w głowę? Albo jest niepoczytalna – cóż, to z pewnością – albo chodzi jej o coś innego.
    - John – powiedział do jednego z bodyguards. – Słyszałeś panią.
    Momentalnie wyjął pistolet z kabury, przeładował i, przy krzyku i szarpaniu chłopaka, którego trzymał, wymierzył i strzelił w głowę temu czemuś na głupim szezlongu.
    Krzyknęła i zadrżała. To nie mogły być zwykłe drgawki pośmiertne. Oddychała, niezwykle łapczywie. Płakała. Martwi nie płaczą.
    Nika wpatrywała się w Gregory’ego niezwykle skoncentrowana. Ułamek sekundy wystarczył, by skonstatował, że to nie na nim skupiła wzrok. Tym czymś był pocisk znajdujący się mniej więcej centymetr przed jego czołem.
    Wstała i podeszła do niego wolno.
    - Czy teraz pan wierzy w moje słowa? Chciał pan dowodu na moje umiejętności, choć nie wyraził pan tego wprost. – Mówiła dość cicho i spokojnie, jednak coraz bardziej podnosiła głos. – Dał mi pan zadanie, takie jak w matematyce. Tam dowód kończy się krótkim zapisem… jak to szło?...
    - Ce, en, de, kropka. Co należało dowieść– powiedział drżącym głosem któryś z tych ludzi.
    - Och, właśnie, dziękuję – powiedziała Nika uprzejmie i wróciła do niego, wciąż skupiona na pocisku. – Co – wskazała na bodyguard’a, który wystrzelił – należało – powiodła ręką w stronę Laury – dowieść – wskazała Gregory’ego. – Mam postawić kropkę? – spojrzała znacząco na kulę zawieszoną w powietrzu. – Jakieś prawo mówi, że ciało nie może ot tak – pstryknęła palcami – stracić energii, którą pozyskało. Jeśli choć na chwilę się zdekoncentruję, nie zdąży się pan uchylić. To aluminium przeszyje pańską zadbaną głowę i usunie wszystkie wspomnienia. A także pana. – Pozwoliła, by doszedł do niego sens jej słów. – Mogę jednak sprawić, że kula przeleci obok, nie raniąc nikogo. Co najwyżej będzie dziura w ścianie. To jak? Bardziej ceni pan swoje życie czy zabytkowe drewno?
    Wciąż nie spuszczając wzroku z kuli podeszła do roztrzęsionej Laury. Z kieszonki na udzie wyciągnęła małe opakowanie, z którego jednym płynnym ruchem wyjęła strzykawkę z jasnym płynem.
    - Co robisz? – Spytali równocześnie jeden z chłopaków i ten zamaskowany.
    - Luz, to tylko diazepam. Valium – wyjaśniła Laurze.
    Pochyliła się i chwyciła ją za odkryte udo. Następnie delikatnie, choć po omacku, wbiła igłę i wprowadziła lek do krwioobiegu. Laura prawdopodobnie niezdolna była do obrony, tylko cicho jęknęła a po jej policzkach spłynęło kilka łez. Nika pogładziła ją po głowie.
    - Długo się pan decyduje, panie Patel – powiedziała niemal po przyjacielsku. – Pomogę panu.
    Z tej samej kieszonki wyciągnęła inną małą strzykawkę, odbezpieczyła ją i sprawnym ruchem wbiła ją sobie w tętnicę szyjną, zanim ktokolwiek zdążył zareagować.
    - To już nie było valium. Raczej wprost przeciwnie.
    - Nika! – Krzyknął zamaskowany chłopak i podbiegł do niej. Wyrwał jej pustą strzykawkę z rąk i obrócił etykietką do góry. – Ty tępa idiotko! Bip! Ma pan kilka sekund na ucieczkę – powiedział do skonsternowanego Gregory’ego. – Wtedy ona umrze, a my razem z nią!
    - Lexi! – Zawołała Nika i upadła prosto w ramiona Tony’ego.
    Rozległo się kilka strzałów i nastała ciemność. Bodyguards krzyknęli i złapali się za krwawiące ramiona, co chłopcy przez nich trzymani wykorzystali, wyswobodzili się i podbiegli do Laury.
    Tony przyklęknął na podłodze z płytko oddychającą Niką. Jedną ręką przytrzymywał jej głowę, a drugą szukał czegoś łapczywie po kieszeniach.
    - Błagam, nie zejdź mi tu – jęknął i pociągnął za rękę Alexię, która właśnie do nich podeszła, wciąż celując do bodyguards i Gregory’ego, sprawiającego wrażenie jakby miał stan przedzawałowy. Trzymał się za serce patrząc uporczywie w dziurę w ścianie tuż obok niego.
    - Lex, zrób coś!
    Dziewczyna położyła mu rękę na ramieniu.
    Lecterka Niki unosiła się coraz wolniej. Spróbowała podnieść rękę, lecz ta natychmiast opadła na podłogę.
    Jeden z chłopaków pochylił się nad nią i chwycił jej głowę w obie ręce.
    - Nika?...
    Uśmiechnęła się słabo i spojrzała na niego spod półprzymkniętych powiek.
    - Cześć – szepnęła.
    Jej ciało opadło bezwładnie, opierając się mocniej o Tony’ego, który tulił ją i, łkając, mówił coś łagodnie.
    Alexia strzeliła jeszcze kilka razy, unieruchamiając przeciwników. Popatrzyła za okno i przysunęła Laurę i obejmującego ją chłopaka do siebie.
    - Skaczcie! – Powiedziała stanowczo.
    Nie mając czasu na zastanowienie, spełnili jej żądanie. Spadli prosto na siatkę bezpieczeństwa.
    - Tony, już!
    Chłopak wziął nieruchomą przyjaciółkę na ręce i skoczył wraz z nią. Chwilę później na siatce znaleźli się też Alexia i ten drugi chłopak. Tony zaczepił haczyk swojej linki wszytej w lecterkę o rurkę zabezpieczającą przed upadkiem i opuścił się na dół z Niką. Było to o tyle trudne, że od miejsca, w którym wylądowały jego stopy, do krawędzi klifu, było nie więcej niż pół metra. Odczepił linkę, by mogli po niej zejść inni. Próbując się nie przewrócić, odszedł kawałek i położył przyjaciółkę na ziemi. Dotknął dwoma palcami jej szyi, a drugą dłoń przyłożył do miejsca nad przeponą. Puls prawie zaniknął, oddechu nie czuł wcale. Przeszył go dreszcz i nieznany dotąd paraliżujący strach. Szybciej, niż powinien, zaczął uciskać jej klatkę piersiową i rozprężać płuca własnym oddechem.
    Nagle usłyszał strzały. Nie przerywając tych czynności obejrzał się na swoich współtowarzyszy. Odnalazł wzrokiem Alexię. Wsadzała pistolet za pas, chyba nie została raniona. Była już w połowie swojej linki, tuż za tą dziewczyną, gdy zaczęła się znowu piąć w górę, do jednego z chłopaków, który jeszcze nie zszedł. Wdrapała się na siatkę i mocno przycisnęła dłoń do jego boku, jednocześnie szukając czegoś po kieszeniach.
    Do Tony’ego podbiegł ten drugi chłopak, ale ten nie zwrócił na to szczególnej uwagi, zbyt mocno skupiony na reanimacji przyjaciółki i realnym zagrożeniu życia Alexii. Uderzył Nikę mocno w policzek, ale nic to nie dało.
    Usłyszał jakieś krzyki, z całą pewnością wrogie. Ponownie obejrzał się na Alexię. Powoli szła w ich stronę razem z Laurą, prawie ciągnąc za sobą tamtego blondyna. Dostał.
    - Cholera – mruknął. – Czym tu dotarliście? – Zwrócił się do klęczącego nad Niką chłopaka, który przyglądał się jej, jakby zobaczył UFO.
    - Co? – wydawał się kompletnie zbity z tropu.
    - Jak się tu dostaliście? Macie coś, czym możemy uciec?
    - Wy nie macie?!
    - Nie zdążymy go tu ściągnąć. Mów, albo ona zginie! – krzyknął, mocniej uciskając mostek Niki.
    - Mamy latalerz, w lesie. Wiesz co to?
    - Daleko?
    - Dziesięć minut drogi, mniej więcej.
    Alexia i Laura prawie dociągnęły do nich rannego chłopaka. Tony przerwał na chwilę resuscytację, by pokazać im, żeby nie podchodziły bliżej krawędzi budynku.
    - Posłuchaj – powiedział. – Musisz dostać się do latalerza i go tu ściągnąć. Ciągnięcie ich tam kosztowałoby nas wszystkich życie.
    - Nie zostawię ich!
    - Musisz, rozumiesz? – Tony złapał go za ramiona. – Tylko tak możesz im pomóc. Jesteś teraz żołnierzem pod moim dowództwem, czy tego chcesz czy nie i to jest rozkaz! Zrozumiano?!
    Chłopak chwilę bił się z myślami. Przyłożył dłoń do policzka Niki, ale zaraz poderwał się i dobiegł do lasu najkrótszą drogą.


    ***
    Mniej więcej za miesiąc kończyłaby dziewiętnaście lat. Przez cztery lata człowiek może się bardzo zmienić. Może być uważany za zmarłego, a okazać się żywym. Ale nie może zaginąć bez śladu. Chyba, że ktoś je zatrze, w dodatku bardzo umiejętnie.
    Cokolwiek by się nie wydarzyło, jedno było pewne – Nika nie była ani głupia ani pozbawiona empatii. Tamta dziewczyna działała instynktownie, jakby nie miała kompletnie żadnego planu jak rozegrać tę sytuację, jakby wszystko wymyślała na bieżąco. To kompletnie nie pasowało do Niki, za którą się podawała.
    Pozostawał jednak pewien znaczący problem. Nie znał innej tak podobnej do niej telekinetyczki. Nawet jeśli kiepsko pamiętał detale jej wyglądu.
    Net wypadł na polanę niczym spłoszone zwierzę. Wszystkie tego typu miejsca wyglądają na pierwszy rzut oka tak samo. Z wyciągniętą przed siebie ręką przeszedł jakieś dwa metry zanim trafił na coś metalowego i zimnego. Coś niewidzialnego. Latalerz.
    Wszystko jedno, kim była ta dziewczyna, musiał ją ratować, tak samo jak najlepszego kumpla i przyszywaną siostrę i tylko on mógł to zrobić. Drugi raz nie pozwoli im otrzeć się o śmierć.
    Przejechał dłonią po karoserii zatrzymując się przy każdej nierówności. W końcu poczuł pod palcami znajomy kształt panelu do wpisania kodu. Dla kogoś innego dostanie się do środka mogłoby być kłopotliwe, w końcu kto by się uczył klucza na pamięć? Net tylko uśmiechnął się słabo pod nosem i wpisał cztery cyfry, w efekcie czego drzwi latalerza otworzyły się.


    ***
    Tony wziął Nikę na ręce i zaniósł w stronę Alexii. Tam z powrotem położył ją na ziemi, opierając jej nogi o ścianę budynku tak, by krew spłynęła jej do mózgu.
    - Lexi, pomóż mi!
    - Nie mogę – odpowiedziała, skupiona na tamowaniu krwi wyciekającej z rany chłopaka. – Laura, potrzymaj to mocno. – Chwyciła rękę dziewczyny i przycisnęła do wydartego kawałka koszulki rannego zwiniętego w kulkę i przyłożonego do czerwonej plamy. – Żyje? – Zapytała Tony’ego.
    - Nie wiem, zrób coś! – Zawołał piskliwie.
    - Gdzie Net? – zapytała, przejmując od niego pałeczkę w kwestii reanimacji swojego dowódcy.
    Tony wyjął broń z kabury i naładował, uważnie studiując wszelki ruch w oknach nad nimi.
    - On się tak nazywa? Posłałem go po latalerz.
    - Co? – Oczy Alexii zrobiły się wielkie jak latające spodki. – Czyś ty stracił rozum? Zestrzelą go!
    - Szyby… kuloodporn.. ne.. – powiedział słabo Felix.
    Laura natychmiast położyła mu palec na ustach i mocniej przycisnęła czerwony już materiał do rany. Drugą dłonią głaskała go po policzku, by go uspokoić, choć to jej potrzebna była bardziej pomoc w tym zakresie mimo valium krążącego już w żyłach.
    - Nie wiedziałam o tej modernizacji… - zastanowiła się Alexia. - Kierownictwo powinno-
    - Lex! Nika umiera, rozumiesz?! Zupełnie ci na niej nie zależy?!
    Rozgorączkowany Tony odepchnął ją i sam prowadził dalej reanimację zmęczonymi już rękoma.
    Alexia popatrzyła na niego ze smutkiem i objęła jego ramię.
    - Tony, kocham Nikę tak samo jak ty. Jest zarówno moim dowódcą jak i twoim. Ale nie powstrzymasz tego, co ma we krwi. Nie tutaj i nie teraz.
    Tonym targnął spazm. Przystawił czoło do jej czoła i przyłożył dłoń do jej szyi. Po chwili przesunął ją w okolicę serca. Czekał na delikatny ruch pod palcami. Na choćby jedno uderzenie. Bał się zaświecić jej latarką w oczy. Bał się, że źrenice się nie zwężą, co by znaczyło śmierć mózgu. Koniec.
    - Niki, błagam, nie rób mi tego – szepnął jej prosto do ucha. - Słyszysz? Nie możesz. Moja mała Jean. Proszę.
    Już miał rozsunąć jej z boku suwak lecterki, by przyłożyć palce do gołej skóry na żebrach, gdy usłyszał cichy warkot. Tuż obok klifu w powietrzu zmaterializowały się drzwi.
    - Wsiadajcie! – Krzyknął ktoś ze środka. Zobaczył Alexię i Laurę, pomagające wejść Felixowi. Sam wziął Nikę na ręce i szybko poszedł w ich ślady.
    - Tam są! Uciekają! – Zawołał ktoś od strony placu przed dworem.
    Tuż koło ucha świsnął mu pocisk, który odbił się od latalerza, demaskując kawałek metalu w miejscu, gdzie kamuflaż przestał działać.
    Bez zbędnego namysłu wskoczył do środka, gdzie Alexia zamknęła za nim drzwi, od których odbiły się kolejne pociski. Poczuł, że się unoszą i odlatują. Znalazł kawałek niezagraconej podłogi i położył tam przyjaciółkę, opierając jej głowę o swoje nogi.
    - Kto tym steruje? – zapytała Alexia w przestrzeń wskazując wolne fotele pilotów.
    - Manfred – odpowiedział Net, klękając przy Nice. – To taki –
    - Wiem – ucięła. – Manfred, ogarniesz to?
    - Rozkaz, szefowo – dobyło się z głośniczków. – Jeszcze coś?
    - Połącz mnie z centrum kontroli lotów – zarządziła, wkładając wielkie słuchawki. – Tony, sprawdź jaką grupę krwi ma Nika.
    - Niby jak? – Tony spojrzał na Alexię z lekką niechęcią.
    - Na żebrach, przecież!
    Latalerz skręcił ostro w lewo, przez co pokład mocno się przechylił. Wszyscy, poza Alexią, przywarli do podłogi i chwycili pierwszy stały element, jaki wpadł im w ręce. Po chwili lot się ustabilizował.
    Tony rozpiął z boku suwak lecterki Niki i przekręcił głowę, by odczytać wytatuowaną niewielkimi literami grupę krwi, w tym samym miejscu, w którym miał ją każdy pracownik Wydziału Bezpieczeństwa. Na wszelki wypadek.
    - B Rh minus! Ale ona nie straciła krwi, Lex. Sama mówiłaś-
    - Mam połączenie, linia czysta – odezwał się Manfred.
    - Halo?... – odezwała się do mikrofonu, całkowicie go ignorując. - Tu latalerz zero jeden, mówi Alexia. Mam na pokładzie piątkę ludzi. Za około dwadzieścia pięć minut będę w hangarze. Przygotować salę operacyjną dla jednej osoby po postrzale i krew do transfuzji dla drugiej, B Rh minus… Zrozumiałam, bez odbioru.
    Ściągnęła słuchawki i zaczęła rozglądać się po półkach i szafkach. W końcu otworzyła niewielki schowek oznaczony czerwonym krzyżem i wyciągnęła z niego coś, co przypominało większą kosmetyczkę. Podeszła z nią do Felixa i jednym sprawnym ruchem odsunęła od niego Laurę. Chwyciła go za nadgarstek, by sprawdzić puls. Następnie przetarła ręce płynem chirurgicznym wyjętym z kosmetyczki i zajęła się dalszym przeszukiwaniem jej zawartości. Po chwili wzięła do rąk mały klips.
    - Zaciśnij zęby – powiedziała pacjentowi. – Wybacz, ale muszę to zrobić.
    Felix, który zdawał się tylko w połowie kontaktować, lekko skinął głową. Alexia spryskała ranę odkażaczem i zacisnęła klips w miejscu krwotoku.
    - Lex, co z Niką? – Zawołał do niej Tony, widocznie już wyprowadzony z równowagi. – To twoja przyjaciółka, twój dowódca i masz się nią natychmiast zająć, jasne?!
    - Zamówiłam jej już transfuzję, powinna wytrzymać – odparła nie przerywając prowizorycznej operacji. – Weź stąd słuchawki i sprawdź jej puls – wskazała głową torbę lekarską.
    Tony wstał powoli, kładąc głowę Niki na kolanach Neta. Podszedł do kosmetyczki i wyciągnął słuchawki, ale robił to na tyle wolno, by mógł przez kilka sekund przypatrywać się operacji, którą przeprowadzała Alexia. Kiedy pierwszy raz zobaczył ją na dyżurze, tuż po skończeniu przyspieszonego kursu chirurgicznego, pomyślał, że dałby jej zrobić operację na swoim otwartym sercu w kompletnych ciemnościach, za pomocą jedynie agrafki i nitki.
    Wrócił do Niki ze szczerą nadzieją, że żyje. Kiedy usłyszał pierwsze uderzenie, choć delikatne i krótkie, odetchnął z ulgą. Mógł dać odpocząć rękom. Przekazał słuchawki Netowi, który od razu zrobił z nich użytek.
    - Będzie dobrze – powiedział Tony, przekonując bardziej sam siebie.
    Podszedł kawałek do Alexii. Czasem zastanawiał się, jak to możliwe, że taka pełna empatii, dobra dziewczyna może podejmować na chłodno tak trudne decyzje. Kiedyś, po wyjątkowo trudnym przesłuchaniu przyszła do jego pokoju w środku nocy i przez godzinę płakała mu w ramię. Ona naprawdę ma uczucia i emocje, jak każdy. Po prostu świetnie nad nimi panuje, ale jednak muszą mieć gdzieś swoje ujście.
    - Taka dawka adrenaliny powinna ją zabić – powiedział cicho. – Czemu wciąż żyje?
    - To nie była adrenalina. Nie oceniaj leku po etykiecie – odpowiedziała, przykrywając oczyszczoną ranę podwójną warstwą gazy. Pomimo zmęczenia uśmiechnęła się ciepło do Laury. Niecierpliwie przeszła na przód pokładu, gdzie opadła ciężko na fotel pilota. Tony zajął drugi z nich.
    - Co masz na myśli?
    Westchnęła i zamknęła oczy, odchylając głowę i opierając ją o fotel.
    - To tylko była etykieta z adrenaliny. Tak naprawdę wstrzyknęła sobie środek pozorujący śmierć, czy też raczej paraliż… coś w stylu różanecznika, ale nie do końca. Ostatecznie ona żyje, ale Patel myśli, że się zabiła. Rozumiesz?
    - Czemu mi nie powiedziałyście? Naprawdę… - odetchnął i ściągnął brwi w zamyśleniu. – Naprawdę się o nią bałem. Jest dla mnie jak młodsza siostra.
    - Wiem – Alexia spojrzała na niego poważnie. – To właśnie był powód. Jeśli ty uwierzyłeś w jej śmierć, Patel również, więc plotka się rozniesie i już nikt nie powinien atakować Laury, pomylonej z Niką.
    - Procedura X24P5A… To tak chciałyście wprowadzić ją w życie. Dlatego nie przejęłaś się nią za bardzo. Bo wiedziałaś, że nic jej nie będzie.
    Alexia skinęła głową, ale zaraz przygryzła wargę i odwróciła wzrok.
    - Nie wiedziałam. Miałam nadzieję, ale tak szybko straciła przytomność. Bałam się, że już jej nie odzyska. Tony – podniosła nieco głos i spojrzała mu w oczy. – W życiu bym sobie tego nie wybaczyła. Dlatego zamówiłam jej transfuzję. Ta dawka była naprawdę duża, a ona nigdy…
    Słowa uwięzły jej w gardle. Uniosła oczy do góry i zacisnęła zęby, próbując się uspokoić. Tony znał ten trik aż za dobrze. Nie sądził, by w tej chwili Alexia musiała udawać i kontrolować każdy swój ruch. Podszedł do niej i mocno ją przytulił, nie zważając na nacisk jej dłoni na swój brzuch. W końcu się poddała i z cichym westchnieniem objęła go w pasie.
    - Przepraszam, Tony.
    - Ciiiicho – szepnął uspokajająco. – Nieistotne. Zrobiłaś to, bo musiałaś.
    Uświadomił sobie, że lekko nią kołysze, jakby miał na rękach małe dziecko. Alexia musiała być naprawdę wykończona, bo nic nie mówiła.
    - Za pięć minut lądujemy – oznajmił Manfred.
    Dziewczyna przetarła oczy rękawem i wzięła głęboki oddech. Zerknęła do tyłu na Nikę. Net wciąż słuchał, czy bije jej serce i wydawał się być nieco uspokojony. Czyli żyła, ale pozostawała nieprzytomna. Nie zamierzała cofnąć poleceń medycznych.
    Ponownie włożyła słuchawki i połączyła się z wieżą kontroli lotów.
    - Tu Latalerz zero jeden, mówi Alexia. Proszę o pozwolenie na lądowanie.
    Chwilę później skinęła głową i zerknęła na swoje wskaźniki. Pod wpływem jednego jej spojrzenia Tony zajął miejsce obok niej i również skontrolował wszystkie parametry.
    - Będziemy lądować – powiedziała głośno dziewczyna tak, by słyszała ją reszta pasażerów. – Nie powinny wystąpić turbulencje. Manfred, mógłbyś sterować do końca? Mnie trochę rzęsą się ręce.
    - Nie, ja to zrobię – zaoferował Tony. – Tam jest jedno takie miejsce, gdzie tunel się zwęża i lekko skręca, a nie potrafię wytłumaczyć gdzie dokładnie. Po prostu to wiem.
    Alexia pocałowała go w czoło i przeszła na tył. Na chwilę wzięła od Neta słuchawki, by upewnić się, że przyjaciółce nic nie jest.
    - Ona przeżyje, prawda? – Zapytał cicho Net.
    - Tak, myślę, że tak – odpowiedziała spokojnie. – Felix również. Stracił trochę krwi i ma nadszarpnięte mięśnie, ale już zabezpieczyłam ranę. Zaraz zajmą się nim prawdziwi chirurdzy.
    Poczuli uderzenie pod stopami i zrozumieli, że są już w hangarze. Alexia podeszła do drzwi i otworzyła je, wskazując przygotowanym już medykom Felixa i Nikę. Nagle w środku zrobiło się tłoczno. Chwilę później Tony wyszedł prowadząc wymęczoną Laurę. Gdy zobaczyła oddalające się nosze na kółkach chciała za nimi pobiec, ale chłopak ją przytrzymał.
    - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz – powiedział i uśmiechnął się lekko do niej i Neta, stojącego obok, również nieufnie patrzącego na medyków, znikających już w dalszej części korytarza.
    staranowaziemia.blogspot.com

  5. #55
    Zaciekawiony FNiN
    Dołączył
    Feb 2015
    Płeć
    Wiek
    23
    Posty
    16

    Domyślnie Odp: Felix, Net i Nika oraz Procedura X24P5B

    Powiem tylko, że opłacało się czekać 😊

  6. #56
    Zainspirowany FNiN
    Dołączył
    May 2015
    Płeć
    Wiek
    27
    Posty
    51

    Domyślnie Odp: Felix, Net i Nika oraz Procedura X24P5B

    Dobra, chciałam wstawić więcej, ale i tak wyszło mi 6,5 strony, więc... Tradycyjnie, miłego czytania.




    Tony chodził w tę i z powrotem po swoim małym pokoiku co i rusz się o coś potykając. Zirytowany odrzucał to nogą w kąt, tworząc na środku coraz większe pole do spaceru. Alexia wpół leżała na jego łóżku oparta o poduszki. W teorii kierownictwo po zdaniu raportu kazało im iść spać, ale w praktyce mieli na głowie większy problem niż zmęczenie. Ostatecznie kiedy tylko ich głowy dotknęły poduszki zasnęli, nie zdążywszy nawet przykryć się kocem. Obudzili się trochę źli na siebie, ale ze świadomością, że lepiej rozwiązywać wszystkie problemy na trzeźwo.
    - Nie można sczyścić im pamięci? – Zapytał z cieniem nadziei.
    - Oczywiście, że można. Tylko musisz jakoś wyjaśnić Felixowi dziurę w brzuchu. Powiedz, że to był komar afrykański, one mają bardzo długie i ostre trąbki – zrobiła minę nauczycielki tłumaczącą coś bardzo tępemu uczniowi.
    - A tam, dziura… - przesunął nogą zielonkawy T-shirt.
    - Tony, oni zasługują na prawdę. Widzieli ją. Wiedzą, że to ona. Nie wmówimy im halucynacji, na litość, to są mądrzy ludzie!
    - W porządku – usiadł przy niej. – To co konkretnie powiemy?
    - Po pierwsze, gdzie oni właściwie są, bo w sumie byłoby im pewnie miło to wiedzieć. Po drugie, musimy zrelacjonować wypadek sprzed czterech lat. Co właściwie się wtedy wydarzyło. Że nikt nie trzyma tu Niki wbrew jej woli, to ona sama podjęła tą decyzję dla ich i własnego bezpieczeństwa.
    - Lepiej zabrzmi, że tak postanowiła, bo się o nich bała. Inaczej zaczną protestować, że nie potrzebują ochrony i tak dalej, i tak dalej.
    - Masz rację – pokiwała głową. – Wiesz, że o eksperymentach też trzeba będzie powiedzieć, prawda?
    Westchnął i objął ją ramieniem.
    - Wiem. Jeśli dowiedzą się od kogoś innego, nie zaufają naszej obiektywnej ocenie sytuacji. Ale zaznaczymy, że jesteśmy temu przeciwni - uniósł palec, jakby składał przysięgę. - Ja codziennie oglądam ją pod kątem sińców. – Alexia uniosła wysoko brwi. - Wprawdzie… nie ją całą… Tylko tak powierzchownie… Nie żebym miał wiele okazji… No weź, wiesz o co mi chodziło! – Popatrzył na nią błagalnie.
    - Plączesz się.
    Pokręciła głową i pocałowała go krótko.
    - Czyli nie jesteś zła, ani, co gorsza, nie powiesz zaraz, że wszystko w porządku? – Upewnił się.
    - Jeśli miałabym się obrażać za takie rzeczy, nie mogłabym z tobą być. Zresztą – przekręciła nieco głowę – to całkiem urocze. Odbiegając nieco od tematu – wyprostowała się i przerzuciła nogi za łóżko. - Skoro mieszkasz z Niką, powiedz, gdzie ona trzyma czyste ciuchy?
    - To podpucha?
    - Co? Nie – zrobiła zdziwioną minę. – Chciałam zanieść coś Laurze, nikt chyba nie ogarnął, że ona ciągle ma na sobie tylko ten kawałek atłasowej szmatki. Moje ciuchy nie będą na nią pasować, ma figurę bardziej zbliżoną do Niki. Znaczy… miałaby, gdyby Nika coś jadła i nie spalała wszystkiego na treningu.
    - A ty to niby jesteś inna? – uniósł brew dla pokreślenia ironii. - Nie twierdzę, że mi się to nie podoba – zastrzegł od razu. – Ja tylko się o ciebie troszczę, nie chcę, żebyś była głodna. Nie, żebym się nie troszczył o Nikę, ale wiesz, to trochę co innego, bo… Lexi, daj spokój!
    - Ja nic nie mówię – patrzyła na niego z rozbawieniem. – Powiedz mi, gdzie ona trzyma te rzeczy.
    - Komoda – wskazał palcem przeciwległą ścianę.
    Alexia przedarła się przez morze gratów i starych naczyń. Z trudem odblokowała zawiasy w komodzie i wysunęła trzy szuflady po kolei, aż w końcu znalazła wyprasowane koszulki, spodenki i nawet jakąś starą bluzę. Ze schowka na buty wyjęła klapki typu japonki. Przyjrzała im się uważnie.
    - Nie wiedziałam, że produkują takie małe rozmiary.
    - Kupiła je dawno temu. Chyba jeszcze zanim tu zamieszkała. Są za małe o numer czy dwa, ale to nieistotne, bo używa ich tylko jak leży na badaniach w szpitalu.
    - Dobra, potem skołuję coś normalnego, na razie powinno jej wystarczyć to – uniosła rękę z ubraniami. – Teraz powinniśmy omówić z kierownictwem naszą decyzję, a potem… Cóż, troska o zapewnienie komfortu cieplnego powinna być odebrana pozytywnie. Może złagodzi wizje czarnych kart przeszłości…
    - I jeszcze czarniejszej przyszłości – Tony skinął głową i również wstał z łóżka.
    Miał nadzieję, że niedługo sytuacja się uspokoi, a wtedy cała trójka dostanie przynajmniej tydzień wolnego. Pomarzyć zawsze mógł, tego nikt nie zabroni.
    ***
    Kiedy człowiek budzi się z narkozy, początkowo odzyskuje tylko świadomość. Nie jest w stanie ruszyć żadnym mięśniem, jakby wymagało to nadludzkiego wysiłku. Ból jest odległy, a pozycja, w jakiej człowiek się znajduje, choćby najdziwniejsza na świecie, jest zarazem tą najwygodniejszą. Czuje, że mógłby tak spędzić resztę życia. Potem słyszy głos lekarzy i własną pracę serca rejestrowaną przez zaczepiony na kciuku klips. Świat znowu ma dźwięk. Powoli wraca pamięć i pacjent gwałtownie otwiera oczy, żeby jakkolwiek rozeznać się w sytuacji.
    Felix zobaczył spokojne wnętrze sali szpitalnej, bez okien, gdzie jedynym źródłem światła były lampy na korytarzu, których blask sączył się przez otwarte drzwi. Poza jego polem widzenia stał jakiś sprzęt. Sam podłączony był do przynajmniej dwóch elektrod i kroplówki. Gdy spojrzał przed siebie, zobaczył, że jest przykryty ciepłą, choć stosunkowo cienką kołdrą, ale tylko od pasa w dół. Ktoś najwidoczniej starał się, by nie było mu zimno, gdyż wygiął materiał w taki sposób, by zakryć również do połowy jego prawe ramię. Odetchnął głęboko, ale zaraz skrzywił się i wrócił do płytkich, ale częstych oddechów. Poczuł z boku ostry ból. Doszło do niego, że przez cały brzuch poprowadzony został bandaż, a z lewej strony pod nim widniał zaczerwieniony punktowo opatrunek.
    Ten widok przypomniał mu wydarzenia sprzed chwili, a może godzin czy dni. Pamiętał tylko, że usłyszał wystrzał i coś przeszyło jego lewy bok tuż poniżej żeber. Nie czuł bólu, ale widział cieknącą krew. Starał się wciąż trzymać wzrok na Laurze, ale w końcu przed oczami pojawiły mu się czarne plamy. Niedługo potem zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością.
    Laura.
    Gorączkowo rozejrzał się po sali, ale nie dostrzegł nikogo. Chciał wezwać pielęgniarkę, ale w chwili, kiedy uniósł rękę, by wcisnąć odpowiedni guzik nad łóżkiem, trafił na coś. Spojrzał w dół i odetchnął gwałtownie, znów przyprawiając się o nieprzyjemne ukłucie. Ktoś siedział koło jego łóżka na podłodze. Prawdopodobnie od dawna, bo zasnął z głową na materacu. Przeczesał delikatnie palcami czerwone włosy i założył je za ucho dziewczyny. Oddychała miarowo, ale niespokojnie. Mruknęła coś niewyraźnie i ledwo dostrzegalnie pokręciła głową. Westchnęła i otworzyła oczy. Podniosła się, ukazując na policzku czerwony ślad od nierówności prześcieradła. Popatrzyła na Felixa jak lunatyczka, nie kontaktując jeszcze zupełnie.
    - Cześć – uśmiechnął się z ulgą.
    Chwilę siedziała na podłodze, kiwając się rytmicznie, jak osoba mająca trudności z utrzymaniem równowagi. Nagle otworzyła szeroko oczy i podniosła się, mało się nie przewracając.
    - Felix!
    Rzuciła mu się na szyję, a on przytulił ją mocno, na ile tylko pozwalał opatrunek. Wtulił twarz w jej włosy, wolną ręką gładził ją po plecach.
    - Nic ci nie jest? – Zapytał cicho.
    - Mi? – Odsunęła się trochę i popatrzyła na niego z niedowierzaniem. – Właśnie otarłeś się o śmierć, uściślijmy, że przeze mnie i pytasz, czy MI nic nie jest?!
    - To nie ty strzeliłaś. Zresztą sam wysłałem cię do tej przychodni. – powiedział poważnie, wciąż nie wypuszczając jej z objęć.
    - Felix! Ja nie żartuję. Okazuje się, że jestem beznadziejna do ratowania, kompletnie nie umiem współpracować –
    - Przecież zatamowałaś krwotok – przerwał jej.
    - Nie. To tamta dziewczyna, Alexia. Co więcej, przeprowadziła prowizoryczną operację i odkaziła ranę, żeby nie wdało się zakażenie. A ja byłam bezużyteczna. Sparaliżował mnie strach – w jej oczach pojawiły się łzy, a głos zadrżał. – Nie mogłam… To było za dużo… Felix, czemu mnie ratowałeś? Moje życie nie jest warte więcej niż twoje.
    Westchnął cicho i przytulił ją do siebie, gładząc jej chude, nagie ramiona, targane płaczem. Pocałował ją w czubek głowy i szepnął:
    - Bo cię kocham.
    Chwilę za późno doszło do niego, co chce powiedzieć. W duchu przeklinał wszystkie leki, jakimi go nafaszerowano, z pewnością zakłócając funkcjonowanie umysłu. Zesztywniał, w oczekiwaniu na reakcję dziewczyny, ale ona przekręciła głowę, wtulając twarz w jego szyję i odetchnęła głęboko.
    - Przecież wiem, Feli. Ja ciebie też, choć nie potrafię tego okazać. Jesteś najgenialniejszym człowiekiem, jakiego w życiu spotkałam, naprawdę.
    Poczuł, jak robi mu się dziwnie gorąco. Jednocześnie usłyszał przyspieszony rytm bicia swojego serca. Głupie ustrojstwo na kciuku! Czuł, że powinien coś powiedzieć, ale nie miał pojęcia co.
    - Długo tu siedzisz? – zapytał klnąc w duchu na swoje umiejętności interpersonalne.
    Laura podniosła się i spojrzała na zegar w rogu monitora urządzenia do pomiaru funkcji życiowych.
    - Operowali cię trzy godziny, śpisz od czterech. Czyli mniej więcej siedem godzin – wzruszyła ramionami jakby mówiła o zwyczajnym punkcie w harmonogramie dnia.
    - Siedem godzin? – Podniósł nieco głos. – Siedzisz na tej zimnej podłodze siedem godzin? Nikt nie dał ci krzesła ani nic? Przecież ty nawet ciągle masz na sobie tę głupią koszulkę! Bardzo zmarzłaś?
    Uśmiechnęła się i przekrzywiła głowę.
    - Zaproponowano mi kanapę w dyżurce pielęgniarek, ale wolałam siedzieć tu z tobą. Kazałam położyć się tam Netowi, był naprawdę wyczerpany. Protestował, ale po prostu wskazałam mu ręką kierunek w korytarzu, a sama przyszłam tu. Miałam krzesło, ale było niewygodne, zresztą, ja też potrzebowałam snu i kiedy już cię tu przewieźli… po prostu usiadłam na podłodze i położyłam głowę na łóżku. Nie wiem, czy zmarzłam, okaże się jutro, kiedy dostanę przeziębienia. Albo nie.
    Felix pokręcił z niedowierzaniem głową i ostrożnie przesunął się bliżej lewej krawędzi łóżka. Następnie ściągnął z siebie kołdrę i wyciągnął ją w stronę Laury.
    - Połóż się obok mnie. Zmieścimy się, a ty musisz się przespać w normalnych warunkach. W każdym razie na ile to możliwe. Nie będzie to może zbyt wygodne, ale…
    Bez słowa położyła głowę na jego ramieniu, przykryła ich oboje, uważając na ranę chłopaka, pocałowała go w policzek i przytuliła się do niego.
    - Nie jestem dla ciebie wystarczająco dobra.
    Kilka minut później oboje znów znaleźli się w objęciach Morfeusza.
    ***
    Net naprawdę próbował spać. Powtarzał w myślach rozwinięcie liczby Pi do setnego miejsca po przecinku albo i dalej, starał się leżeć bez ruchu i przytaczać najnudniejsze opisy przyrody jakie kiedykolwiek czytał. Kiedy już zasnął, budził się średnio co dziesięć minut. Przyszedł tu tylko dlatego, że nie miał siły kłócić się z Laurą.
    Najwyraźniej nie był jedynym cierpiącym na bezsenność, bo z korytarza dobiegły go wyraźne odgłosy kłótni, prawdopodobnie lekarza z pacjentką.
    - W tej chwili wracaj do łóżka!
    - Nie.
    - Jean, do jasnej cholery, ty nie jesteś w stanie sama chodzić!
    - Właśnie. Więc mnie tam zaprowadź.
    Zabrzmiał odgłos uderzania metalu o metal, który poniósł się echem.
    - Widzisz? Stwarzasz zagrożenie dla siebie i innych! Ja cię tam zaprowadzę, po czym stanę przed plutonem egzekucyjnym. Jasne. Mowy nie ma. Wracasz do łóżka.
    - Daj spokój. Mam stojak do kroplówki, więc się nie przewrócę.
    - Albo polecisz wraz z nim. Dobra, mam innych pacjentów, rób co chcesz, ale nie będę zbierać twoich szczątków z podłogi.
    - Spokojnie, wrócę tu. Tylko nie teraz.
    - Masz być przed obchodem.
    Jedna z osób odeszła w głąb korytarza. Po chwili przy drzwiach do dyżurki zabrzmiało ciche westchnięcie i skrzypienie starych kółek. Parę sekund później metal znów w coś uderzył.
    - Nie dojdę? – Zabrzmiał cichy głos z korytarza. – Nie dojdę? No to zobaczymy.
    Kółka znów zaskrzypiały, a dźwięki uderzeń dobiegały z coraz większej odległości.
    Net przewrócił się na drugi bok i popatrzył na zegar naścienny. Czas płynął naprawdę powoli. Dla jego zabicia zrobiłby wszystko.
    Nagle wpadł mu do głowy genialny pomysł. Wstał i szybko wyszedł z dyżurki rozglądając się po korytarzu.
    Jeśli od kilku godzin okupował kanapę pielęgniarek to równie dobrze mógł się na coś przydać. Tamta dziewczyna chyba potrzebowała pomocy, żeby gdzieś dojść. Rozejrzenie się po okolicy nie byłoby takim złym planem.
    Usłyszał dźwięk rozsuwanych drzwi windy za załomem i natychmiast pobiegł w tamtym kierunku. Niestety zdążył zobaczyć tylko jak się zamykają. Mignęła mu chuda rączka zaciśnięta na metalowej rurce i to wszystko. Winda była starego typu, gdzie nie wyświetlało się piętro, na którym się zatrzymała. W takiej sytuacji Net machnął ręką i wrócił do dyżurki liczyć rozwinięcie liczby Pi od setnego miejsca po przecinku.
    ***
    Naprawdę coś musiało być nie tak z przewodami, albo napięcie było większe niż być powinno. Od lat najdłużej działająca żarówka w lampie sufitowej tego gabinetu przetrwała trzy tygodnie. Trzy tygodnie! Nadzorował wielkie projekty za miliony, powstawanie najnowocześniejszych komputerów, nie mówiąc o całym Wydziale Robotyki czy Nanotechnologii, a nie mógł sobie poradzić ze zwykłą, głupią żarówką!
    Niedawno oglądał z córką mega maraton Teorii Wielkiego Podrywu, więc kiedy ktoś pukał do gabinetu, prawie odruchowo chciał zawołać „Penny!” i podświadomie czekał na kolejne uderzenie.
    - Proszę – powiedział zamiast tego.
    Jeden z kierowników z Wydziału Bezpieczeństwa wszedł niedbale, zamknął drzwi i opadł na krzesło po drugiej stronie biurka profesora Alexandra Hermana. Wyglądał tak, jakby nie spał od co najmniej dwóch dni, a w tym czasie intensywnie pracował bez dostępu do kawy i batonów energetycznych. Być może nawet tak właśnie było.
    - Słucham, podobno ma pan do mnie jakąś sprawę – zagadnął wesoło profesor, dla którego była to dopiero czwarta godzina pracy.
    - Tak. – Odetchnął w zamyśleniu i zapatrzył się w jeden, nieokreślony punkt na biurku. – Chciałem znać pańską opinię o naukowcach Bieleckim i Polonie i ich rodzinach.
    Alexander Herman zrobił bardzo zdziwioną minę i odchrząknął, poprawiając się w fotelu.
    - Cóż, to bardzo mili ludzie, nad wyraz uzdolnieni. Gdyby odeszli Instytut ten poniósłby z pewnością dużą stratę. A o co chodzi, jeśli można spytać?
    - Miałem na myśli raczej to, czy…- pomasował skronie - ma pan do nich zaufanie.
    - Oczywiście, nigdy mnie nie zawiedli. Polegam na nich jak na Zawiszy.
    - Ich rodzinom też pan ufa? – Uniósł wzrok spod opuchniętych powiek.
    - Byłbym głupcem nie robiąc tego. Ich synowie pomogli w rozpracowaniu jednego z najtajniejszych projektów. Mam nadzieję, że po ukończeniu edukacji będą chcieli się tu zatrudnić. Naprawdę bardzo dużo zrobili dla Instytutu i mówię tu całkowicie obiektywnie.
    - Czyli dochowaliby tajemnicy, tak? I w razie potrzeby podporządkowaliby się rozkazom?
    - Cóż… - dyrektor ułożył usta w dzióbek i zrobił dziwną minę. – Ich ojcowie na pewno… Z młodymi może być różnie, jeśli chodzi o te rozkazy. Ale z tego, co wiem, przestrzeganie wszystkich reguł nie prowadzi do postępu, a tym właśnie się zajmujemy. Przepraszam, czy zechciałby mi pan jednak wyjaśnić bliżej przyczynę zainteresowania tymi panami?
    - Jak pan zauważył kiepsko się czuję, a nie chciałbym pominąć żadnych ważnych szczegółów, więc, za pozwoleniem, moi ludzie nakreśliliby sytuację.
    - Tak, oczywiście, nie ma problemu.
    Kierownik skinął głową i przyłożył do ust komunikator.
    - Lexi, Tony, możecie.
    Do gabinetu weszła dwójka młodych ludzi, dziewczyna i chłopak. Mimo, że sprawiali wrażenie wykwalifikowanych żołnierzy, ubrani byli po cywilu, co było dość osobliwym kontrastem. Prawdopodobnie myśl taka spowodowana była schematami agentów specjalnych z amerykańskich filmów.
    Stanęli na baczność w równej linii, patrząc przed siebie pustym, ale wszystkowidzącym wzrokiem.
    - Meldujemy się na rozkaz, panie kierowniku – powiedzieli jednocześnie.
    - Błagam, mam migrenę – mężczyzna złapał się za głowę i zmrużył oczy. – Spoczni. Panie dyrektorze, to ludzie zajmujący się sprawą, Alexia i Antoni, nazwiska nieistotne – powiedział, wskazując ich po kolei. – Lex, Tony, to dyrektor Instytutu Badań Nadzwyczajnych, pod który, jak wiecie podlegamy. Jego słowo jest dla was rozkazem. Czy to jasne?
    - Jasne, pani kierowniku!
    - Na litość, dajcie spokój, to nie pluton egzekucyjny – ponownie złapał się za głowę. – Panie dyrektorze, proszę o oddelegowanie, łeb mi zaraz pęknie.
    - Proszę iść odpocząć, panie kierowniku – zarządził dyrektor z łagodnym uśmiechem.
    - Dziękuję.
    Kierownik westchnął ciężko, podniósł się i wyszedł. Alexander Herman wskazał krzesła naprzeciwko siebie Alexii i Antoniemu, a kiedy usiedli, zaplótł palce i wbił w nich pytający wzrok.
    - Ponoć mieli mi państwo wytłumaczyć zainteresowanie panami Polonem i Bieleckim. Byłbym naprawdę wdzięczny.
    - Panie dyrektorze, sprawa jest bardzo delikatna – zaczęła dziewczyna, zakładając prosty blond kosmyk za ucho. – Niespełna cztery lata wcześniej wydał pan zgodę na wprowadzenie w życie Procedury X24P5B na Nice Mickiewicz, zgadza się? – Pokiwał głową, więc kontynuowała. – Tej nocy zmieniliśmy rozkaz na Procedurę X24P5A. Zdajemy sobie sprawę, że powinien pan najpierw zaaprobować tę decyzję, ale musieliśmy działać w przyspieszonym tempie, a w takim wypadku prawo pozwala na samodzielne podejmowanie decyzji przez kierownika, który to udzielił pozwolenia.
    - Nasze zadanie polegało na odbiciu panny Laury Poniatowskiej z rąk kolekcjonera umysłów, który porwał ją, gdyż nastąpiła fatalna pomyłka z Niką Mickiewicz, mającą status zaginionej – chłopak włączył się do rozmowy. - Nika osobiście dowodziła tą akcją, która zakończyła się sukcesem. Niestety na pomysł zorganizowania czegoś takiego wpadli również Felix Polon i Net Bielecki, synowie pańskich naukowców. Bez obaw, są tu już z nami i, szczerze mówiąc, trochę nam pomogli.
    - Problem w tym – ciągnęła Alexia – że pan Polon został raniony i, niestety, będzie musiał tu zostać przez jakiś czas. Rana wprawdzie niegroźna, ale postrzałowa wylotowa. Ślad po niej pozostanie już na zawsze.
    - Ale chłopak żyje? – Dyrektor nachylił się ku nim.
    - Tak, operacja przeszła pomyślnie. Nie to jest powodem naszej wizyty.
    - W takim razie co nim jest?
    - Panna Nika Mickiewicz – Antoni zerknął na dziewczynę. Ta skinęła mu głową, więc kontynuował. – Jak wspominaliśmy, tej nocy uskuteczniliśmy Procedurę X24P5A, czyli upozorowaliśmy śmierć Niki, by nikt nie miał wątpliwości co do tożsamości Laury. Niestety panowie Felix i Net jak również panna Laura widzieli Nikę wprawdzie nieprzytomną, ale żywą. Stąd nasze pytanie brzmi: czy możemy tę trójkę wtajemniczyć, czy raczej powiedzieć im, że dziewczyna jednak zmarła?
    Dyrektor patrzył na nich w skupieniu. Po chwili oparł się o fotel, westchnął i zapatrzył się w ciemną lapę sufitową. Nienawidził roztrząsać tak wątpliwych kwestii. Musiałby znać przyszłość, by podjąć dobrą decyzję, ale wtedy skutek wyprzedzałby przyczynę, a obecnie jest to niemożliwe.
    Miał obiekcje cztery lata wcześniej, gdy można było choć częściowo to odkręcić. Teraz od jego decyzji zależał faktyczny los młodych ludzi.
    - Jeśli mogę… - zaczęła Alexia. Dyrektor wbił w nią wzrok w nadziei, że pomoże mu rozwiązać sprawę. – Uważamy, że oni zasługują na prawdę. Narażali dla niej życie już niejednokrotnie wcześniej. Ona też… Potrzebuje ich. Decydując się na wprowadzenie tej procedury dokonała niepodważalnego aktu heroizmu. Ani razu się nie kontaktowała z nikim na powierzchni. Od początku daje na sobie przeprowadzać eksperymenty, czasem zagrażające jej zdrowiu a nawet życiu. Ona po prostu… Jeśli tylko oni dochowaliby tajemnicy i nie zdradzili się z niczym, uważamy, że powinni poznać całą prawdę i dostać pozwolenie na widzenie z Niką.
    - Cóż, skoro tak, oczywiście zgadzam się z wami. Nie znam realiów, w jakich ona żyje, a nie chcę podejmować takich decyzji na sucho. Wolę zdać się na Was. Osobiście uważam –
    Przerwał mu dźwięk uderzenia czymś ciężkim o drzwi. Cała trójka podniosła się gwałtownie. Rozległo się pukanie i nieśmiałe wołanie.
    - Mogę?...
    Alexander Herman spojrzał na Alexię i Antoniego, ale pokręcili głowami na znak, ze też nie mają pojęcia kto to może być.
    - Proszę – zawołał ostrożnie.
    Klamka opadła ciężko, a drzwi uchyliły się nieznacznie. Najpierw do gabinetu wtoczył się stojak na kroplówkę, pchany przez coś białego zaciśniętego w jego połowie. Po chwili tym czymś okazała się ludzka ręka. W drzwiach stanęła niepewnie młoda dziewczyna o rozczochranych włosach, ubrana jedynie w szpitalną koszulę nocną do pół uda, bosa.
    - Wiem, co oni chcą zrobić i jako ich chwilowy dowódca nie wyrażam na to zgody.
    Gdy to mówiła uniosła palec, ale zdawało się, że jest tak ciężki, iż mógłby ją przeważyć, więc oparła się o ścianę i zamknęła oczy, i tak nie mogąc skupić na niczym wzroku.
    - Kto ci pozwolił wstać? – zapytał ostro chłopak ciągnąc ją i sadzając na swoim krześle.
    - Sama sobie pozwoliłam. Muszę wrócić przed obchodem. Panie dyrektorze – zwróciła chudą twarzyczkę do kompletnie oniemiałego mężczyzny. – Nie można tego zrobić. Nie… - zachwiała się, więc Tony przytrzymał jej ramiona, by siedziała prosto.
    Blada, w cienkiej koszulce, nie mogąca ustać na własnych nogach i podłączona do kroplówki niesamowicie kontrastowała ze swoim obrazem przed paroma godzinami. Jednak cały czas była tą samą stanowczą, odważną dziewczyną gotową bronić siebie, ale przede wszystkim innych. Bez znaczenia, czy miała w ręku pistolet czy wenflon.
    - Miałaś leżeć i odpoczywać. Co ci strzeliło?! W ogóle, to jeszcze cię nie zjechałem za przyprawianie mnie o zawał! Ty rozumiesz, co ja przeszedłem? To był kretyński plan i gdyby Alex o nim nie wiedziała mogłabyś być już martwa! Ty tępa idiotko! Co ty sobie, do jasnej cholery, myślałaś?!
    - Przepraszam – odezwał się dyrektor. – Jeśli mogę coś wtrącić, wydawało mi się, że to twój dowódca, w dodatku nie do końca sprawny, więc dlaczego –
    - Proszę o wybaczenie, pani dyrektorze, ale naprawdę tylko w taki sposób można do niej dotrzeć. Albo i nie – spojrzał na nią z ukosa. - Zresztą bywała w dużo gorszym stanie.
    Nika przytaknęła skwapliwie.
    - Wiem, Tony. Też cię kocham, ale teraz skupmy się na sprawie póki czarne plamy nie zasłoniły mi całej widoczności. – Pokręciła głową. - Do rzeczy. Nie sądzę, by należało robić wyjątek od reguły. Nasze prawo jest po to, by je stosować w praktyce. Oni nie mogą się niczego dowiedzieć i muszą opuścić podziemie tak szybko, jak to możliwe.
    - Dziecko, jesteś przemęczona – dyrektor wziął ją z troską za rękę. – Z pewnością faszerują cię lekami, a twoja zdolność do oceny sytuacji jest ograniczona.
    - Nie jest! – Wyrwała mu dłoń. – Przemawiają za mną cztery lata uwięzienia i dobrze wiem, co robię! Kiedyś nie wiedziałam, ale teraz wiem i zgadzam się na to. Tu jest zbyt niebezpiecznie, nie chcę mieszać w to moich bliskich, rozumie pan? Inaczej cały ten cyrk byłby bez sensu.
    Alexander Herman zamyślił się, czując na sobie zdesperowany wzrok całej trójki.
    - Powiedz mi – pochylił się do niej. – Czy, wyłączając wszystkie czynniki, mając na względzie tylko ciebie… Chciałabyś się z nimi zobaczyć?
    - Nie rozumiem. Miałabym dostać jedno widzenie do końca życia? Dziękuję za taki układ, żadne z nas na to nie pójdzie.
    - Dobrze – wyprostował się. – Oczywiście twoja opinia w tej sprawie jest znacząca. Porozmawiam jeszcze z panienką Alexią, pana Antoniego poproszę, by odprowadził cię do łóżka, zdecydowanie tego potrzebujesz. Muszę jednak zaznaczyć, że panowie Polon i Bielecki są już dorośli i mogą podejmować decyzje samodzielnie.
    - Jak mają podjąć słuszną decyzję, bez zrobienia tego wcześniej za nich? – Zapytała cicho, nie spuszczając z niego wzroku.
    - No właśnie, jak? Proszę teraz panią o powrót do siebie, pomyślę jeszcze nad tym.
    Podniosła się z pomocą Tony’ego, który odprowadził ją do drzwi.
    - Proszę nie bagatelizować moich słów – powiedziała na odchodnym. – Ja również jestem dorosła.
    Chwilę później słychać było tylko skrzypienie kółek na korytarzu.
    Dyrektor westchnął i wyciągnął z dolnej szuflady biurka pudełko cygar.
    - Normalnie nie palę, ale… Chce pani? – Przesunął do niej otwarte pudełko.
    - Nie, dziękuję, ale pan niech się nie krępuje.
    Skinął jej głową z wdzięcznością. Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął zapalniczkę i odpalił od niej cygaro.
    - Co pani o tym myśli?
    - Prawdą jest wszystko, co zostało tu powiedziane. Muszę przychylić się do pańskiego zdania. Oni wszyscy są dorośli. Sadzę, że należy im się poznanie prawdy. Dopiero wtedy będą mogli zdecydować, czy chcą ponownie zadawać się z Niką, czy nie.
    Alexander Herman uśmiechnął się lekko do niej.
    - To prawda, co mówią. Ma pani ponadprzeciętny umysł.
    - Przepraszam, ale nie mogę się zgodzić. Ponadprzeciętny umysł ma Nika. Ja tylko potrafię używać chłodnej logiki, o której tak wielu ludzi zapomina.
    - Cóż – rozłożył ręce. – W takim razie nie mam więcej pytań. Zgadzam się na pani propozycję. Jeśli mogę, chciałbym tylko poprosić, by poinformowała mnie pani o ostatecznym rozwiązaniu sprawy.
    - Tak jest. Czy coś jeszcze? – Usiadła prosto, profesjonalnie trzymając dłonie na kolanach.
    - Nie, to wszystko, dziękuję bardzo.
    Wyszła, zamykając cicho drzwi. Dym z cygara ulatniał się wprost do przewodów wentylacyjnych. Nawet on chciał jak najszybciej wydostać się na powierzchnię. Co dopiero musi czuć młoda dziewczyna, z własnej woli zamknięta na dożywocie kilkanaście pięter pod powierzchnią ziemi?
    staranowaziemia.blogspot.com

  7. #57
    Zainspirowany FNiN
    Dołączył
    May 2015
    Płeć
    Wiek
    27
    Posty
    51

    Domyślnie Odp: Felix, Net i Nika oraz Procedura X24P5B

    Jeszcze, tak z ciekawości... Ile osób właściwie mnie czyta?
    staranowaziemia.blogspot.com

  8. #58
    Zaciekawiony FNiN
    Dołączył
    Jul 2014
    Płeć
    Posty
    15

    Domyślnie Odp: Felix, Net i Nika oraz Procedura X24P5B

    Ja czytam od samego początku! Twoje opowiadanie jest cudowne❤❤ Życzę ci mnóstwo weny, bo chcę jak najszybciej przeczytać kolejną część!

  9. #59
    Zaciekawiony FNiN
    Dołączył
    Feb 2015
    Płeć
    Wiek
    23
    Posty
    16

    Domyślnie Odp: Felix, Net i Nika oraz Procedura X24P5B

    Ja też od początku, a fragment jak zwykle świetny 💕

  10. #60
    Zainspirowany FNiN
    Dołączył
    May 2015
    Płeć
    Wiek
    27
    Posty
    51

    Domyślnie Odp: Felix, Net i Nika oraz Procedura X24P5B

    Ok, to dość w sumie trudny dla mnie fragment i nie wiem, czy dobrze napisałam, więc poproszę o komentarze. Mam nadzieję, że lektura osłodzi Wam trudy szkoły, jeśli nie macie już wakacji.






    To był jeden z tych niewielu momentów w życiu, kiedy winda mogłaby w ogóle nie nadjechać. Wszystko jedno, czy z powodu awarii, czy jej zagubienia w czasoprzestrzeni. Schody awaryjne powinny się zapaść. Do końca życia można by tkwić na tym piętrze. Ale takie przypadki się nie zdarzają.
    Tony wziął Alexię za rękę i pociągnął ją za sobą do buro – beżowej kabiny z lakierowanego drewna. Kiedy tylko drzwi się zamknęły wcisnął biały przycisk oznaczony literką „H”, jak „Hospital”. Poczuli pod stopami nagłe dociążenie i ruszyli. Na szczęście – wolno.
    - To jedyne rozwiązanie, tak? – Zapytała.
    - Sama mówiłaś. Należy im się prawda.
    - Prawda… - podniosła na niego wzrok do tej pory wbity w ziemię. – Czy kiedykolwiek uświadomiłeś sobie, co działo się z Niką do tej pory? Widziałeś ją. Chcesz, żeby im się pokazała w takim stanie? Otarła się o śmierć, na litość, Tony!
    - A ty? – Chwycił ją za ramiona i spojrzał prosto w oczy. – Ile razy ty otarłaś się o śmierć? Sądzisz, że to dla mnie takie proste? Że kiedy dostaję telefon z dyżurki, czekam spokojnie, aż będę mógł cię zobaczyć? Lex! Całą noc siedzę pod salą operacyjną. Noc, dzień. Zresztą robiłem to już wcześniej.
    - Czyli kiedy?
    - Jeszcze zanim wiedziałaś, że istnieję – puścił ją i uciekł wzrokiem gdzieś w bok.
    Winda się zatrzymała, ale Alexia od razu włączyła blokadę drzwi, uniemożliwiającą im otwarcie się. Podeszła do Tony-ego i mocno go przytuliła.
    - Pamiętasz, jak się poznaliśmy?
    - Siedziałaś pod moimi drzwiami i na mnie czekałaś, żeby mieć pewność, że ktoś zajmie się Niką.
    - Nie do końca. Nigdy nie przyszło ci do głowy, co ja tam właściwie robiłam? Czy kiedykolwiek wcześniej widziałeś mnie w tej części korytarza?
    - Nie… Chyba nie, nie pamiętam.
    Pokręciła głową i uśmiechnęła się do niego.
    - To nieprawda, że nie miałam pojęcia o twoim istnieniu. Miałam, odkąd koleżanka na stażu z pielęgniarstwa powiedziała mi o jednym takim, co próbował się wkręcić na salę jako ordynator, kiedy byłam operowana.
    - Wykradłem szpitalne ciuchy – pokiwał głową. – Chyba nawet zaleciłem komuś badania z krwi. Nie sądziłem, że o tym wiesz.
    - Ja, mój drogi – cmoknęła go w usta - wiem wszystko.
    Usłyszeli walenie w drzwi windy, więc Alexia zwolniła blokadę. Wyszli, przeklinając głośno przestarzały system dźwigni. Na dyżurce sprawdzili rozpiskę sal i skierowali się do tej o numerze dwadzieścia dziewięć. Z niewytłumaczalnych przyczyn, we wszystkich szpitalach światło ma zielonkawy odcień, a wszystko wokół jest tak przytulne, że pacjent ma ochotę jak najszybciej się stamtąd wydostać, bez znaczenia, chory czy zdrowy. W połowie drogi Alexia ścisnęła mocniej dłoń Tony’ego, ale zaraz ją puściła, pamiętając, że w sprawach służbowych nie ma prywatnych koligacji. Drzwi były otwarte, ale i tak zapukali.
    - Możemy wejść?
    Na ich widok cała trójka przerwała żywą rozmowę, jakby temat nigdy nie istniał. Tony zamknął za nimi drzwi i włączył górne światło. Alexia postawiła na stoliku nocnym niewielkie urządzenie i wcisnęła mały przełącznik. Od tego momentu nikt nie miał prawa ich podsłuchać, gdyż każdy, nawet najgłośniejszy dźwięk zostanie zarejestrowany przez urządzenie, które natychmiast wyśle anty-fale. Każdemu ciekawskiemu odpowie martwa cisza.
    Alexia zarejestrowała w podświadomości, że Laura ma na sobie ubranie, które zostało posłane przez pielęgniarkę. Że źrenice Felixa są nienaturalnie duże, więc jest nafaszerowany lekami, od których prawdopodobnie kiepsko kontaktuje. Że Net wciąż ma na sobie nieco ubrudzone zielenią ubranie, więc trzeba będzie mu dać coś normalnego, a to oddać do pralni. Wszyscy patrzyli na nich nieco nieufnie, ale żądni informacji.
    - Musimy porozmawiać – zaczęła, przysuwając sobie krzesło spod ściany.
    - Żyje? – Zapytał bez ogródek Net.
    - Żyje. Ale nie o to nam chodzi. Nie teraz.
    - Co jej zrobiliście?
    - Okay – Tony włączył się do rozmowy, siadając na skraju łóżka. – Po pierwsze, my jej nic nie zrobiliśmy. Jesteśmy jej przyjaciółmi i takie stanowisko zajmujemy niezależnie od wszystkiego. Reprezentujemy Wydział Bezpieczeństwa i mówimy w jego imieniu, ale jesteśmy ludźmi, tak jak wy.
    - Chcielibyśmy wytłumaczyć wam całą sprawę, zgoda? – Alexia uśmiechnęła się ciepło, tak, jak tylko kobiety to potrafią, gdy chcą kogoś do czegoś przekonać.
    - Ale macie mówić prawdę – zastrzegła Laura. – Wszystko, bez ogródek.
    - Nie wiesz, o co prosisz, ale tak, to jest jasne – powiedział Tony. – Zacznijmy od początku. Jak zapewne wiecie, Nika ma pewne… zdolności.
    - Jest telekinetyczką – wtrąciła Alexia. – Jak Jean Grey, jeśli wam to coś mówi. No, nie do końca, mniej więcej – dodała pod wpływem palącego spojrzenia Tony’ego.
    - Właśnie. Problem w tym, że jakiś czas temu zaczęła się rozwijać neurotechnologia. Oczywiście, nie ma w tym nic złego, to się fachowo określa mianem postępu. Jak nazwa wskazuje, opiera się ona na badaniach ludzkiego mózgu. W pewnym momencie ktoś wymyślił, że nie ma sensu opracowywać nowych technologii bazując na przeciętnych jednostkach. Dlatego…
    - Zaczęto wykorzystywać ludzi niezwykłych. Bardzo utalentowanych, na przykład muzycznie, czy o bardzo wysokim ilorazie inteligencji. Dodam, że sama otrzymywałam propozycje uczestniczenia w takich badaniach, od wielu ośrodków, ale zdecydowałam się pozostać w IBN – wtrąciła Alexia i wskazała Tony’emu, by mówił dalej.
    - Wyobraźcie sobie, co musiało się dziać w głowach takich ludzi, gdy dowiedzieli się, że tuż pod ich nosem chodzi na wolności niczego nieświadoma tlekinetyczka. Prawdopodobnie ktoś musiał przyuważyć coś niezwykłego, nawet, bagatela, latające talerze.
    - Ten wypadek nie był wypadkiem, prawda? – Zapytał Felix. – Wjechali w nas specjalnie.
    - Tak, zgadza się – potwierdziła Alexia, notując w myślach, że on jednak trochę kojarzy.
    - Mówiła, żebyśmy się zatrzymali. Że nie powinniśmy tam jechać – powiedział pod nosem Net.
    - To nie wasza wina. Czasem muszę wybierać między jej przeczuciami a zdrowym rozsądkiem. Stąd mam to – obciągnęła dekolt bluzki, ukazując prosty, długi na kilka centymetrów ślad po szwach. – Wtedy wygrał zdrowy rozsądek, ale nigdy tego nie żałowałam.
    - Ona zaginęła. Wy ją znaleźliście? – Zapytał Felix.
    - Nie, to było trochę inaczej. – Tony potarł skronie, usiłując się skupić. – Tamten samochód wjechał w was, akurat od strony, gdzie była Nika. Nabawiła się paru kontuzji. Na szczęście napastnicy też nie wyszli cało z tej stłuczki. Byliście na naszym terytorium, więc przeprowadzenie akcji ratowniczej nie sprawiło problemów. Wyciągnęliśmy ją z waszego samochodu, ale nie było to tak proste, jak zakładaliśmy. Z reguły nie pokazujemy się przypadkowym osobom, więc kiedy panienka się obudziła – popatrzył na Laurę – musieliśmy ją… unieszkodliwić.
    - Czyli… Moment – dziewczyna uniosła palec i dotknęła nim cienkiej blizny na szyi. – To mi się nie śniło. Naprawdę tam ktoś był i to byliście wy – otworzyła szerzej oczy jak ktoś, kto doznał nagłego olśnienia. - Wtedy widziałam jakieś… czarne ręce… Co to było?
    Alexia uśmiechnęła się lekko i z tylnej kieszeni spodni wyciągnęła parę czarnych rękawiczek.
    - To – powiedziała unosząc je tak, by mogła widzieć. – Służą do tego, by nie zostawiać swoich odcisków palców. Mamy być niewidzialni. Oficjalnie przecież nie istniejemy.
    - Wracając do tematu – ciągnął Tony. – Ostatecznie udało się nam przetransportować Nikę tu, do naszego szpitala. Po was przyjechały karetki. Kiedy się upewniliśmy, że Nika kontaktuje i jest w pełni świadoma, zaproponowaliśmy jej prowadzenie w życie procedury X24P5B. Chodzi o to, że miała po prostu zniknąć z powierzchni ziemi, tak, by nikt nie mógł jej znaleźć.
    - Nikt nie szukał POD ziemią – powiedział Net i pokręcił powoli głową. – Nie rozumiem tylko po co?
    - Widzicie… - zaczęła Alexia. – Ten atak był jednym z wielu, które by nastąpiły w krótkim czasie. By zdobyć Nikę ci ludzie posunęliby się do wszystkiego. Mogli porwać i torturować nie tylko ją, ale również was. Bała się. Jej jedynym warunkiem, by przystała na tę propozycję, było zapewnienie wam bezpieczeństwa. Byliśmy pewni, że jeśli zniknie z powierzchni ziemi, wszystkie zainteresowane nią ośrodki badawcze pomyślą, że ktoś ją już ma. Nie przypuszczaliśmy jednak, że ktoś pomyli ją z Laurą.
    - Nika była pewna, że takie pomyłki nastąpią w przyszłości, więc zdecydowała się zastosować Procedurę X24P5A.
    - Upozorowanie śmierci, zgadza się? – Zapytał Net.
    Tony westchnął i opuścił wzrok na swoje kolana.
    - Tak, zgadza się. Nie wiedziałem tylko jak zamierza to zrobić. Kiedy wstrzyknęła coś sobie, byłem pewien, że to adrenalina, w końcu powiedziała, że to coś przeciwnego do valium. Na nią adrenalina działa naprawdę bardzo źle, szczególnie kiedy sama jest już pod jej wpływem, na przykład w stresujących sytuacjach.
    - Co to właściwie było? To, co sobie zaaplikowała? – Zapytał Felix.
    - Związek organiczny z grupy glikozydów – powiedziała Alexia przyjmując profesjonalny ton. – Powoduje pozorny paraliż. W dużych dawkach prawie całkowite zatrzymanie akcji serca.
    - Dlatego próbowałem ją reanimować – wtrącił Tony. – Nie czułem pulsu.
    - Ale obudziła się, tak?
    - Tak, ale jest jeszcze bardzo słaba – powiedziała Alexia zaplatając ręce na kolanie. – Ta sztuczka z kulą… Do tej pory robiła to tylko na strzelnicy, nieświadomie. Wolę nawet nie myśleć, ile energii ją to kosztowało. Ten incydent był znaczący w sprawie, więc musiała opisać go w raporcie. Teraz już jej na pewno nie dadzą spokoju.
    - Kto? – Zapytała Laura.
    - Widzicie – Tony wstał i podszedł do sąsiedniej ściany. Oparł się o nią plecami i zaplótł ramiona, próbując zebrać myśli. – Podlegamy pod Instytut. Instytut Badań Nadzwyczajnych.
    - O Boże… - jęknął Net i przejechał dłonią po czole.
    - Dokładnie. Choć nasze dowództwo nie jest temu przychylne, nic nie może zrobić dopóki Nika będzie się zgadzać na eksperymenty. Twierdzi, że nie chce być ciężarem i powinna mieć swój wkład w pracę Instytutu. Dzięki niej dyrekcja myśli nad otworzeniem Wydziału Neurotechnologii. Oczywiście badania nie są w żaden sposób niehumanitarne, ale i tak zorganizowałem sobie tam wtykę, żeby wiedzieć, co się dzieje. Tak czy siak to już osobna kwestia.
    - Kiedy będziemy mogli się z nią zobaczyć? - Net podniósł się nieznacznie.
    - To zależy – powiedział Tony. – Albo będziecie utrzymywać z nią regularny kontakt, albo to nie ma sensu. Jednorazowa wizyta mija się z celem.
    - Jak to jednorazowa? – Tym razem Net wstał naprawdę.
    - Musicie zrozumieć, że ona zostanie tu już prawdopodobnie do końca życia, a w każdym razie bardzo, bardzo długo. Jej jedynym celem nie może być czekanie, aż ją odwiedzicie. Jasne? Jeśli dacie jej nadzieję, a potem ją odbierzecie, będzie to największe świństwo, jakie moglibyście zrobić i obiecuję, że jeśli tak się stanie, osobiście was tu zamknę!
    - Tony, uspokój się! – Alexia wstała i podeszła do niego. – Wyjdź na korytarz i trochę ochłoń, bo chyba sam nie wiesz co mówisz – wskazała mu palcem drzwi.
    Westchnął i pokiwał jej głową.
    - Tak, masz rację, przepraszam.
    Wyszedł, w ogóle na nikogo nie patrząc. Alexia odprowadziła go wzrokiem i upewniła się, że drzwi są zamknięte. Wróciła na swoje krzesło i uśmiechnęła się przepraszająco.
    - Musicie mu wybaczyć. Jest dla niego jak młodsza siostra – wpatrzyła się w swoje kolana i nieświadomie zaczęła bawić się palcami. – Bardzo ją kocha. Nie przeżyłby, gdyby coś jej się stało. Ja i Nika jesteśmy jego jedyną rodziną i… po prostu bardzo się o nas martwi. Bywa, że za bardzo.
    - Jak można się o kogoś za bardzo martwić?
    - Można. Kiedyś nawrzeszczał na kierownika, bo dał mi dwa ciężkie dyżury pod rząd. Tony to bardzo dobry człowiek, naprawdę. Tylko czasem troszkę go ponosi.
    - Był z nią od początku, prawda? – Zapytał Net, patrząc na nią z dziwnym bólem w oczach.
    - Tak – odpowiedziała łagodnie. - Nawet mi się kiedyś skarżyła, że zmuszał ją do oglądania filmów i czytania z nim komiksów, żeby choć na chwilę zapomniała, że jest głęboko pod ziemią, na zawsze oddzielona od rodziny i przyjaciół. Zresztą, dzielą jedno z naszych pół-mieszkań. Chociaż… - zmrużyła lekko oczy. – Ostatnio to raczej pół-wysypisko. No, w każdym razie – wyprostowała się i podniosła na nich wzrok. – Musicie podjąć decyzję. Powtórzę jeszcze raz, że półśrodków nie uznajemy. Nie musicie się spieszyć, ale pomyślcie nad tym. Zostawię was teraz – wstała i wygładziła jeansy. - może uda mi się wykombinować dla was jakieś normalne ubrania. Gdybyście czegoś potrzebowali, wpiszcie Lex do elektrogitymacji, przez ix. Jestem dostępna dwadzieścia cztery na dobę.
    Odstawiła swoje krzesło pod ścianę i podeszła do drzwi.
    - Zaczekaj – zawołał Net, przekrzywiając nieco głowę. - Powiedz, tylko uczciwie. Czy ona sama chce utrzymywać z nami kontakty? Bo jeśli nie, sprawa jest przesądzona. Wolałbym wiedzieć od razu.
    Alexia zacisnęła mocniej palce na klamce i wbiła wzrok w futrynę.
    - Nigdy się do tego nie przyzna – powiedziała cicho. - Ale myślę, że byłaby szczęśliwa.
    Wyszła, zostawiając ich z jeszcze większym mętlikiem w głowie niż przed tą rozmową.
    ***
    W siedzeniu na szpitalnym korytarzu najgorsze jest, że kiedy jesteś pacjentem potrzebującym pomocy, nabierasz niezwykłej zdolności stawania się niewidzialnym kiedy tylko zbliża się ktoś z personelu, ale jeśli musisz pobyć chwilę sam, w spokoju, natychmiast wszyscy czują wewnętrzną misję, by bardzo długo i szczegółowo upewniać się, czy wszystko w porządku. Kiedy jakaś miła kobieta poszła wreszcie do swojej sali, Tony’emu znowu niekontrolowanie zaczęły drżeć nogi. To miało taką głupią nazwę, Zespół Nadpobudliwych Kończyn, czy coś w tym stylu. Zawsze, kiedy się denerwował, albo kiedy próbował zasnąć jego nogi podrygiwały tak szybko, jakby zjeżdżał rowerem z Everestu. Nie znaczyło to, że w sytuacji faktycznego zagrożenia, nie potrafił się zmobilizować i siedzieć cicho jak trusia. Tym razem jednak czekało go najgorsze, co może przytrafić się facetowi – szczera rozmowa z innym facetem. Alexia powiedziała, że tym razem sam musi się z tym zmierzyć, życzyła mu powodzenia i poszła do siebie, zająć się papierkową robotą.
    Już miał pójść po jakąś melisę do dyżurki pielęgniarek, gdy otworzyły się drzwi pokoju, pod którym siedział. Nawet nie spojrzał w tamtą stronę. Gapił się na nogi, jakby pod wpływem jego spojrzenia miały się przestraszyć i uspokoić.
    - Hej – powiedział Net, siadając obok niego.
    - Hej – odpowiedział Tony, czując jak kolana zaczynają ignorować jego wolę. – Słuchaj, ja…
    - Nie ma sprawy. Mam dwie młodsze siostry, wiem o co ci chodzi. No, jedna z nich jest przyszywana i młodsza tylko o parę tygodni, ale to nic nie zmienia.
    - Dzięki – Tony skinął mu głową i uśmiechnął się na sekundę, co wyszło dość dziwnie i niezwykle sztywno. Palce w butach zapragnęły przypomnieć sobie salsę, lub, co gorsza, balet. To drugie nigdy miało nie ujrzeć światła dziennego i było tylko epizodem lat dziecięcych. – Wiesz, chcę dla niej jak najlepiej.
    - Ja również.
    - Rozumiem, że cała ta nasza gadka nie zmieniła waszego zdania na temat kontaktowania się z nią?
    - Jasne, że nie. To nasza przyjaciółka i… No sam rozumiesz.
    - Pewnie – Tony westchnął cicho i nieznacznie odwrócił do rozmówcy. – Tylko, że ona trochę się zmieniła. Tak myślę, bo nie znałem jej wcześniej. Nie bardzo, trochę – uniósł uspokajająco dłoń. – Najistotniejsze są chyba ataki.
    - Jakie ataki? – Net uniósł nieco brwi i nerwowo rozejrzał się po korytarzu. – Przecież tutaj miała być bezpieczna.
    - Nie – Tony zaśmiał się ukazując sznur zadbanych zębów. – To zagrożenie pochodzi stąd – dotknął palcem czoła. – Człowiek, który nagle znajdzie się kilkanaście pięter pod powierzchnią ziemi, może doznać lekkiego szoku. Mówiąc wprost, wariuje. Czasem świadomość zamknięcia dopada i Nikę i wtedy dostaje lekkiego ataku paniki. Najczęściej wystarczy ją przytrzymać i do niej mówić, ale czasem potrzeby jest środek uspokajający, dlatego na wszelki wypadek zawsze noszę ze sobą valium. Poprzedni taki atak miała jakiś miesiąc temu, ale ostatnio była przemęczona i jeszcze teraz wyszła ta cała sprawa... – pokręcił wolno głową.
    - Ktoś z nią jest? Nie może zostawać sama, jeszcze coś sobie zrobi! – Net podniósł nieco głos, ale zaraz przypomniał sobie, że jest w szpitalu, gdzie pacjenci powinni mieć zapewniony spokój.
    - Rozumiem, że akceptujesz warunki naszej umowy? Nie zostawisz jej? – Tony zmusił się, by spojrzeć mu prosto w twarz.
    - Pogrzało cię?
    - Ok, w porządku – Tony wstał, więc Net zrobił to samo. – W takim razie posiedzisz z nią dopóki nie wrócę, mam mnóstwo papierkowej roboty… i nie tylko papierkowej, nieważne. – Zaczęli iść zielonkawym korytarzem do windy. - Ma nie wstawać dopóki siostra nie przyjdzie i nie da jej jeszcze jednej kroplówki. Powiedz, że jeśli choć wytknie czubek nosa poza pokój, osobiście ją zamorduję, gołymi rękoma. Jeśli śpi, to ma tak zostać jak najdłużej się da. Mniejsze prawdopodobieństwo katastrofy. I uprzedzam – zatrzymał się nagle. – Byliśmy ostatnio bardzo zajęci, więc w pokoju jest straszny syf. Ale wystarczy wyłączyć światło, nie ma okien, więc nic nie będzie widać.
    - Ok. To wszystko?
    Tony westchnął i wzruszył ramionami.
    - To studnia bez dna, można by mówić cały dzień a nie dojdzie się do połowy.
    Ruszyli dalej, Tony wciąż pełen obaw, natomiast Net czuł się tak, jakby wypił ze sto puszek Red Bull’a.
    ***
    Niebo było szare, pokryte w całości chmurami, przez które gdzieniegdzie prześwitywały jaśniejsze dziury. Twarz smagał chłodny wiatr, którego odczucie było jednak na tyle przyjemne, że nie miało się ochoty zapinać płaszcza. Świat lekko się kołysał, jak wtedy, gdy jedzie się powozem.
    Nagle coś gruchnęło o ziemię, przywracając grawitację. Nie było powodu, by ta idylla miała się kończyć, więc Nika postanowiła podnieść się i zobaczyć, co właściwie zakłóciło jej spokój. Na pragnieniu się skończyło. Nie była w stanie poruszyć żadnym mięśniem, jak sparaliżowana. Nie miała władzy nad swoim ciałem. Stanęło nad nią kilka osób, bez twarzy. Myślała, że pomogą, ale nie, tylko pochylały się, jak studenci w prosektorium. Po chwili odeszły, a świat znów się zakołysał, tym razem mocniej, i w jej polu widzenia znalazł się brzeg jasnego marmuru, a tuż pod nim, ziemia. Szare niebo zaczęło się oddalać, stało się prostokątem na ciemnym tle. Z jednej jego strony o brzeg zahaczyły czyjeś palce i zaczęły zabierać niebo w pionie. Nika próbowała krzyczeć, ale głos uwiązł jej w gardle. W przypływie paniki wyrzuciła rękę w górę, ale już po chwili spotkała się ona z czymś twardym i zimnym. Chciała wstać, ale udało jej się tylko unieść głowę na kilka centymetrów. Zaczęła się wiercić i wreszcie doszło do niej, że jest zamknięta w podłużnym pudełku, gdzie nie miała żadnej swobody ruchów. W trumnie.
    - Wypuśćcie mnie! – Krzyknęła, waląc rękami i nogami w wieko.
    Poczuła jak coś uderza w trumnę, z każdą chwilą podnosiło się ciśnienie. Była przysypywana przez piach. Coraz cięższy, w coraz większych ilościach. Usłyszała trzeszczenie drewna, jakby za chwilę miało się złamać. Chciała krzyknąć jeszcze raz, ale zabrakło jej powietrza w płucach. Zaczęła się dusić. Ściany trzeszczały coraz mocniej, a ona była coraz niżej w głębi ziemi.
    Coś dotknęło jej ramienia, ale było tak ciemno, że nic nie widziała. Postanowiła podjąć jeszcze jedną desperacką próbę wydostania się stamtąd i uderzała w drewno raz po raz. Chwilę później podłoże stało się miękkie, a ścian i wieka nie czuła wcale. Wciąż było ciemno, a ona nie mogła nabrać tchu. Usiadła, mocno kręcąc głową.
    - Wypuśćcie mnie! Duszę się! – Krzyknęła ostatkiem sił.
    - Ciiicho, już dobrze – powiedział ktoś kojąco.
    Jedną ręką chwycił ją za nadgarstki, a drugą przytulił mocno do siebie.
    Uświadomiła sobie, że ma wystarczająco dużo tlenu, a dusi się, bo płacze, ale mimo to nie mogła przestać. Tego wszystkiego było już za dużo.
    - Ja n- nie chcę – jęknęła.
    - Ćśśśś…. Już dobrze, już wszystko dobrze – powtarzał ktoś.
    Przestała się szarpać, więc puścił jej nadgarstki. Wolną ręką chwycił ją za głowę i zaczął gładzić po włosach. Pocałował ją w skroń, ale, choć do tego nieprzywykła, nie protestowała. Ostatecznie chwilę wcześniej pogrzebano ją żywcem, to było trochę ważniejsze.
    Powoli odzyskiwała oddech. Wstrząsnął nią dreszcz, więc ten ktoś nakrył ją czymś miękkim i ciepłym. Wtedy stwierdziła, że faktycznie, już wszystko dobrze, czuje się lepiej.
    - Kim jesteś? – Zapytała, pociągając nosem.
    - To ja, Net. Pamiętasz mnie?
    Dobrą chwilę zajęło jej przetrawienie tej informacji. Gdy już do niej dotarła, otworzyła szeroko oczy i rzuciła się do lampki nocnej. Na jej łóżku siedział młody, wysoki chłopak w ciemnych jeansach i wymiętej koszulce. Przysunęła się bliżej i dotknęła go na linii szczęki. Odsunęła mu włosy z czoła i spojrzała głęboko w oczy.
    - To naprawdę ty – szepnęła. – Kto ci pozwolił tu przyjść?
    - Tony.
    - Zabiję tego kretyna. Rozkaz był inny – powiedziała ostro, zaciskając ręce w pięści.
    Wstała z zamiarem wyjścia z pokoju i, prawdopodobnie, zabicia kretyna Tony’ego, ale zrobiła to zbyt gwałtownie i wszystko zawirowało. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, jak wiele energii kosztowała ją panika. Padła bezwładnie na łóżko, a raczej padłaby, gdyby Net jej nie złapał. Położył ją delikatnie i przykrył kołdrą.
    - Zaraz pójdziesz, prawda? – Podniosła wzrok do sufitu i poczuła narastającą w gardle gulę. - Zostawisz mnie i znowu będę sama.
    - Nie – powiedział stanowczo i chwycił jej dłoń w obie ręce. – Nie zostawię cię.
    Ku jego zaskoczeniu usiadła w łóżku i mocno go przytuliła. Czuł, jaka jest wiotka, delikatna.
    - Przepraszam – powiedziała cicho. – Ja po prostu… Boję się… Och, tak bardzo tęskniłam.
    Oparła czoło o jego obojczyk i zamknęła oczy. Objął ją i na wpół świadomie zaczął gładzić jej włosy.
    - Myślałem, że nie żyjesz.
    - Wiem.
    - Skąd? – Zmarszczył brwi w zamyśleniu.
    - Od Manfreda.
    - Którego? – Zapytał niepewnie.
    Nagle zesztywniała i wyprostowała się. Patrzyła w dół niewidzącym wzrokiem, bawiąc się pościelą.
    - Ile ci powiedzieli? Tony i Alexia?
    - Myślałem, że wszystko. Ale chyba nie miałem racji.
    - Widocznie zapomnieli. Posłuchaj – chwyciła go za ręce i zmusiła się, by spojrzeć mu w oczy. – Znajomość ze mną jest bardzo niebezpieczna. Nie powinieneś tu przychodzić i obawiam się, że więcej się nie zobaczymy. Sam zobacz. Pomińmy to, że hordy naukowców pracują nad skuteczną metodą spenetrowania mi mózgu. Pomińmy to, że wszyscy mogliście zginąć w tamtym zamachu. Powiedz, ale uczciwie – głos jej zaczął drżeć, więc odetchnęła i dopiero mówiła dalej. – Ile razy otarłeś się o śmierć zanim mnie poznałeś?
    - Nie wiem. Nie liczyłem.
    - Nie – pomachała mu palcem przed twarzą.- Ani razu. Dalej, policzmy sobie takie sytuacje od początku pierwszej do końca drugiej klasy gimnazjum. Chociaż w sumie nie ma po co.
    - Nika…
    - Nie skończyłam – podniosła głos. – Odkąd zniknęłam z waszego życia jakoś zrobiło się spokojniej, prawda? Nie umiem tego wytłumaczyć, ale za mną ciągnie się nieszczęście. Rozumiesz? Nie chcę w to pakować moich bliskich!
    - A, no jasne - powiedział ironicznie. – Ale Tony’ego i Alexię już możesz!
    - Oni narażają swoje życie bez związku ze mną. Naprawdę chciałam do końca ukryć się tu przed całym światem, ale kierownictwo nie wyraziło zgody.
    - Manfred wiedział, prawda? – Słychać było, jak narasta w nim frustracja. – Kontaktowałaś się z nim.
    - Nie chciałam! Sam zaczął się dobierać do naszych dokumentów i prędzej czy później by coś znalazł. Mógłby dojść do błędnych wniosków. On potrafił dochować tajemnicy. Był rozsądny. Kierownictwo mu wszystko wytłumaczyło i, zobacz, też siedział cicho. Dlaczego? Bo jeśliby wam powiedział, zrobilibyście jakieś głupstwo!
    Stanęła na łóżku, chwiejąc się lekko. Na jej policzki wystąpiły rumieńce.
    - Na przykład jakie? – Net również wstał, prawie się z nią zrównując. – Próbowalibyśmy cię odzyskać? Uważasz, że to szaleństwo? Nie takie rzeczy robiliśmy!
    - Właśnie o to chodzi! Naprawdę uważasz, że było mi lepiej? Że to było takie genialne, wiedzieć, że ciągle się o mnie martwicie, próbujecie mnie znaleźć, że w głębi duszy już mnie pochowaliście, że umawiasz się z innymi dziewczynami, że codziennie na żywo oglądacie słońce, że…
    Zacisnęła zęby i odwróciła wzrok. Zaczęła intensywnie mrugać, żeby pozbyć się łez z oczu.
    - Że co? – Zapytał cicho, jakby się bał, że Nika zaraz się rozsypie na maleńkie kawałki, których już nie pozbiera.
    - Że układacie sobie życie, w którym nie ma i nigdy nie będzie dla mnie miejsca. Kocham was i nie chciałam się z wami rozstawać. Ale wiedziałam, że tak będzie lepiej. Zdaję sobie sprawę jak bardzo zraniła was moja decyzja, ale wierz mi, dla mnie było to równie trudne.
    Net chwycił ją za podbródek i przekręcił jej głowę tak, by musiała na niego spojrzeć.
    - Wiesz, my też cię bardzo kochamy. Dlatego nie możemy cię zostawić. Jesteśmy dorośli i potrafimy podejmować własne decyzje, również te bardzo ryzykowne – uśmiechnął się i przytulił ją mocno. – W naszym życiu zawsze było, jest i będzie dla ciebie miejsce. W moim nawet bardzo dużo.
    - Jesteś niemożliwy – powiedziała, wtulając głowę w jego ramię.
    - Nauczycielka od polskiego też tak stwierdziła, kiedy dopuszczała mnie do matury.
    Zaśmiała się cicho i pociągnęła nosem.
    - Felix nie chciał się ze mną widzieć, prawda?
    - Jasne, że chciał! Tylko technicznie byłoby to... trudne.
    Odsunęła się popatrzyła na niego z niepokojem.
    - Dlaczego?
    - Jak to dlaczego? – Pokręcił głową, jakby tłumaczył coś opóźnionej w rozwoju. – Z dziurą w brzuchu?
    Jej oczy zrobiły się duże jak spodki. Osunęła się na łóżko i zasłoniła dłonią usta.
    - Dostał – popatrzyła na niego pytająco.
    - Przepraszam, myślałem, że wiesz. Ale luz, to nic takiego – usiadł obok niej i objął ją ramieniem.
    - Jest przytomny? – Chwyciła go za koszulkę.
    - Tak, spokojnie, naprawdę, wszystko w porządku. Tylko trochę ciężko mu chodzić na długie dystanse, ale generalnie jest ok. Chcieliśmy nawet przetransportować go tu na wózku, ale… No, powiedzmy, że nie wyszło.
    - Nie wolno mu się podnosić, jasne? Im mniej ruchu tym lepiej. Mam nadzieję, że rana jest prosta, czasem kula robi w ciele takie numery… - pokręciła głową, odpędzając natrętne myśli. – Lepiej nie mówić. Muszę tam iść – wstała, ale zaraz usiadła znowu, przytrzymywana przez Neta. – Co robisz?
    - Tony zabronił ci stąd wychodzić.
    - Z tej zapadłej nory? Liczył, że z nerwów zacznę sprzątać?
    Powiodła ręką po wszechobecnym bajzlu w ich wspólnym pokoju. Efekt był tym większy, że wciąż jedynym oświetleniem była nocna lampka, która rzucała cienie na zakurzone kąty. Kukułka zegarowa zaćwierkała, oznajmiając wybicie pełnej godziny.
    - Nawet ona się ze mną zgadza – Nika wskazała zegar.
    - Niedługo powinna przyjść pielęgniarka. Ma ci dać jeszcze jedną kroplówkę i dopiero wtedy będziesz mogła wyjść. Zresztą on pewnie śpi.
    Pokręciła głową z niedowierzaniem, ale jej oczy się śmiały.
    - Kiedy ty stałeś się taki odpowiedzialny?
    - Hej. Nie mogłem cię wtedy upilnować. Sądzisz, że teraz się poddam? Poza tym cały czas siedzi tam Laura, więc gdyby coś się działo już dawno bym wiedział.
    - Oni cały czas są razem? – Zapytała jak typowa dziewczyna, tonem „jakie to słodkie”.
    - Cały czas to kiepskie określenie… Raczej, znowu, są razem, tak.
    - Rozstali się? Czemu?
    - Podejrzewam, że sami nie wiedzą. Zresztą oni kilka razy rozstawali się i schodzili i to takie kompletnie bez sensu. Co by się nie działo oni i tak do siebie wrócą - przewrócił teatralnie oczami.
    Przyjrzała mu się na tyle dokładnie, na ile pozwalało blade światło lampki nocnej. Ubrania miał wybrudzone kurzem i zielenią, we włosach, jak zwykle rozwichrzonych, zagubiły się kawałki liści, jego oczy były opuchnięte i podkrążone, a na linii szczęki widniał dwudniowy zarost.
    - Skoro wszystko w porządku, pójdę do łazienki się odświeżyć, a ty się połóż, chociaż na chwilę, bo wyglądasz strasznie – przeczesała mu dłonią włosy, przez co wypadło z nich kilka fragmentów listków.
    - Ale jak coś to wołaj – zastrzegł.
    Obiecała, że na pewno to zrobi, po czym wyjęła z komody czyste ubrania i zniknęła w maleńkiej łazience. Napuściła do wanny ciepłej wody i wlała ulubiony olejek do kąpieli o zapachu grejpfruta. Wiedziała, że Net walczy teraz ze zmęczeniem i miała nadzieję, że będzie doprowadzać się do stanu używalności na tyle długo, by w końcu zasnął. Ściągnęła z siebie koszulkę i weszła do wanny czując, jak pod wpływem ciepłej wody opuszczają ją wszystkie nerwy.
    Umyła włosy i zajęła się niewielkim skaleczeniem z boku, tuż nad wytatuowaną grupą krwi. Tak, to był niezbity dowód, że należy do Wydziału Bezpieczeństwa. Na wszelki wypadek, by ogarniać się dostatecznie długo, zmyła stary i nałożyła nowy, czerwony lakier na paznokcie u stóp i poczekała, aż wyschnie. Włożyła czyste, choć niekoniecznie dopasowane do siebie kolorystycznie ubrania i cichutko wyszła z łazienki, uważając, by nie skrzypieć starą klamką. Zgodnie z jej przewidywaniami Net spał, choć wyraźnie płytko i niespokojnie. Dobrą chwilę stała tak, patrząc na niego i uśmiechając się. Z dna najniższej szafki w komodzie wyjęła nieużywane od dawna ubrania Tony’ego i położyła na łóżku obok chłopaka. Wprawdzie Net był wyższy, ale też chudszy, a z braku laku lepiej było mu dać cokolwiek.
    Wzięła ze stolika swoją elektrogitymację i zawiesiła sobie na szyi, chowając ją pod bluzą. Pochyliła się nad chłopakiem i delikatnie pocałowała go w skroń.
    - Śpij dobrze. Zasłużyłeś – szepnęła i nakryła go kołdrą.
    Wyszła z pokoju wbrew wszelkim zaleceniom. Miała nadzieję przemknąć się do szpitala niezauważona, dlatego wcześniej chciała zahaczyć jeszcze o jedno miejsce. Wiedziała, że nie powinna tego robić, ale z drugiej strony szła odwiedzić rannego przyjaciela, którego nie widziała od lat. Poza tym, u niej spał drugi przyjaciel, a gdyby nieopacznie go zbudziła, nie zasnąłby ponownie, chyba, że dosypałaby mu proszków do herbaty.
    staranowaziemia.blogspot.com

+ Odpowiedz w tym wątku
Strona 6 z 8 PierwszyPierwszy ... 4 5 6 7 8 OstatniOstatni

Informacje o wątku

Użytkownicy przeglądający ten wątek

Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)

     

Uprawnienia umieszczania postów

  • Nie możesz zakładać nowych tematów
  • Nie możesz pisać wiadomości
  • Nie możesz dodawać załączników
  • Nie możesz edytować swoich postów
Odwiedź nas na Google+!
wspiera nas:
©FNiN.eu 2006-2024. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Developed by: Hern.as

Strona korzysta z plików cookies. Jeśli nie chcesz,
by pliki cookies były zapisywane na Twoim dysku
zmień ustawienia swojej przeglądarki.
Rekomendacje: Quizado.com - Symulator Familiady, zorganizuj swoją własną Familiadę