- OK. No to jeszcze minuta ciszy dla poległych i bierzemy się do roboty. - Veronica zgarnęła z ziemi jeszcze nóż i łopatę, żeby nie podchodzić do pułapkowania z samymi rękami.
- OK. No to jeszcze minuta ciszy dla poległych i bierzemy się do roboty. - Veronica zgarnęła z ziemi jeszcze nóż i łopatę, żeby nie podchodzić do pułapkowania z samymi rękami.
United Flavour rządzi
Jay ruszył w stronę wnętrza Rogu. W ciszy.
"Odrzucam waszą rzeczywistość i zastępuję ją swoim własnym światem!."Adam Savage︻芫----
Tymczasem Richard Anderson wyszedł z lasu i zastanawiał się, czy zostać tam gdzie jest, czy też dalej iść przed siebie. Widok rozciągający się przed nim nie był przyjemny. Pusta równina, niemal bez roślin i jakichkolwiek przebłysków jaśniejszych barw, a nad wszystkim tym mgła. Delikatna, ale ograniczająca widoczność do kilkunastu metrów. Generalnie rzecz nie wyglądała zachęcająco. Z drugiej strony za to byli ludzie. Wzdrygnął się wspominając to co zobaczył na początku. Ludzie rozrywani na kawałki przez wybuchy, ludzi niewiele starszych od niego przebijających się mieczami, tnących nożami. Widząc to spanikował. Zamiast, jak planował zebrać sprzęt rzucił się do ucieczki. Na oślep. Byle dalej od tego wszystkiego. No, dobra. Ciemna równina jest spoko. Westchnął ciężko i ruszył przed siebie.
Requiescat in pace XK404
[Ruszyło się coś? Okiej. Też pisznę.]
Następne kilka godzin Vera spędziła we własnym świecie, tworząc pułapki z wykorzystaniem wszystkich zasobów i całej swojej złośliwości. Chwilami mruczała do siebie pod nosem. "A tutaj wykopiemy taki ładny zamaskowany dół. Może ktoś sobie złamie nogę" lub "To miejsce wydaje się być idealne na taką klasyczną pułapkę z pętlą ze sznura.". Przy okazji przysypała resztki ciał ofiar swoich korali warstwą ziemii. W końcu odłożyła łopatę, plecak i zmęczona wyciągnęła się na ziemi.
United Flavour rządzi
Spencer znalazł się na wprost... Przyjął że to równina. Nie wiedział, widział ledwie na jakieś pół metra przed sobą, z uwagi na fakt że wszędzie wokół niego była mgła.. Ziemia pod nim była szara i skalista, gdzieniegdzie pokryta szronem i lodem. W dodatku temperatura znacząco spadła. W mgle widać było od czasu do czasu pojawiające się sylwetki, rozwiewające się po paru sekundach istnienia jak dym. Wzruszył ramionami, i mimo zimna postanowił iść dalej. Po mniej więcej półgodzinie zderzył się z czymś wysokim i podłużnym, bardzo przypominającym drewno. Stał przed konstrukcją i zastanawiał się. W końcu powziął przedsięwzięcie udania się wzdłuż... Chyba kłody?
[Nidhogg, I'm coming for ya'!]
^A to przez zasady na za dużą sygnaturę.
[Tylko nie próbuj z nim rozmawiać, bo klimat pójdzie gdzieś ]
Jack London odetchnął z ulgą. Udało mu się przeżyć pierwszy etap Igrzysk. Otworzył zdobytą torbę i zaczął przeglądać zdobycze. No ładnie, butelka z benzyną, paczka sucharów, manierka z wodą, bagnet. Jest z czym zacząć. Usiadł i zaczął się zastanawiać nad następnym krokiem. Szukać przeciwnika, czy kryć się. Po namyśle uznał, że aż tak znowu pewnie się nie czuje i ruszył w dalszą drogę. Kierował się na wysoką górę na horyzoncie. Z jej czubka ulatniał się dym.
Requiescat in pace XK404
Jay brał po kolei każdy item i rzucał na stosy posegregowane według rodzaju. Systematyczność dobra rzecz. Po chwili zwrócił się do Michaela.
- Tak... Jak życie?
"Odrzucam waszą rzeczywistość i zastępuję ją swoim własnym światem!."Adam Savage︻芫----
- Myślę o braku życia tych, których zabiliśmy. - Powiedział grobowym głosem chłopak.
- Głębokie - mruknął Jay - Zabiłem 2 osoby i wolę o tym nie myśleć, OK? Zajmijmy się pożytecznymi rzeczami.
"Odrzucam waszą rzeczywistość i zastępuję ją swoim własnym światem!."Adam Savage︻芫----
- To nie jest takie proste. Nadal mam chyba krew Philipa na koszulce.
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)