Czarująca. Fascynująca. Innowacyjna. Jedyna w swoim rodzaju. Te cztery epitety chyba każdy z nas byłby w stanie bez wahania przypisać naszej ulubionej serii o trójce warszawskich nastolatków. Dla niejednego z nas Felix, Net i Nika to wyjątkowa seria; od niej zaczynały się nasze pierwsze przygody nie tyle może z literaturą, co w ogóle z cudowną sztuką czytania książek. A zaczęło się bardzo niepozornie i delikatnie; kto by pomyślał, że opowieść o złowieszczym programie sztucznej inteligencji, duchach na strychu szkoły oraz krasnoludku w Zamku na Kociej Skale przeistoczy się w serię czternastu książek, mniejszych opowiadań oraz tysiące dziwacznych fanfików?
Zapytajcie kogokolwiek ze swoich znajomych, co kochają w FNiN. Każdy wam powie, co czyni FNiN najlepszą serią na świecie. Rozbudowani bohaterowie? Humor Neta? Nudziarstwo Manfreda? A może ładne ilustracje na wewnętrznej okładce każdego egzemplarza?
Oczywiście każdy z nas to wie bez mojego ględzenia, ale dla jasności dopowiem: od pojawienia się na rynku pierwszej części Felixa, polska literatura młodzieżowa przeżyła coś na miarę Rewolucji Francuskiej. Pan Rafał Kosik dostał masę nagród za swoją rozwijającą się serię przygód o trójce gimnazjalistów i nie ukrywam – nie było w tym dla mnie niczego dziwnego. Jak dla mnie, dla mało wiedzącej o świecie piętnastoletniej smarkuli, FNiN było czymś absolutnie nie z tego świata!
Od kiedy to trzynastoletni brzdąc jest w stanie włamać się do komputera szkolnego?
Felix konstruujący zdalnie sterowane roboty?
Rudowłosa „Hermiona” obdarzona zdolnościami Mistrza Yody?
Gadający komputer sterujący ruchem ulicznym?
Włamywanie się do pilnie strzeżonego biurowca i epickie super starcie z ogromnym robotem śmierci, mogącym zmieść trójkę głównych bohaterów w ciągu sekundy z powierzchni ziemi?
Mój nastoletni umysł nie był w stanie znieść tej, za przeproszeniem, zajebistości, jaka tryskała z FNiN na każdym wprost kroku. Zawsze wydawało mi się, że tak zarazem prosto napisane, jak i zajmujące książki albo nie istnieją, albo nie doczekały się jeszcze polskiego przekładu. Tymczasem to wszystko nasz rodak, polski fascynat science fiction piszący książki na sen dla własnego syna, który zdecydował się podzielić ze światem swoim niebywałym talentem.
Po pierwszej części nie minęło dużo czasu zanim sięgnęłam po Teoretycznie Możliwą Katastrofę, którą przeczytałam na kolonii latem 2010 roku. Chociaż nieco przydługa, druga odsłona opowieści o Felixie, Necie i Nice była dla mnie właściwie niewiele lepsza od pierwszej. Ci sami bohaterowie, nowe przygody, o wiele więcej akcji i fantastyki, cała masa technologicznych faktów, które ponownie wysadziły mój mózg w powietrze. Proszę was, czy was nie rozsadziło, gdy tata Felixa opowiadał o koncepcji podróżowania w czasie na przykładzie mrówek na dywanie? Nie uwierzę nikomu, kto zaprzeczy. Jednakże poza zmienioną scenerią i całkowicie nowym wątkiem głównym, TMK to właściwie taka sama książka jak Gang Niewidzialnych Ludzi. Jest dużo humoru, jest dużo lekcji samodzielności, są kłopoty, są wbijający się w pamięć antagoniści.
Ale przede wszystkim Rafał Kosik zaczynał w swojej twórczości utrwalać ten dobrze znany nam wzorzec, w oparciu o który powstała „Felixowa formuła”. To właśnie w oparciu o nią powstawały kolejne FNiN'y. Przejawiała się ona następująco. Każdy z trzech bohaterów odgrywał w misji głównej pewną specyficzną dla siebie rolę, za którą z każdą częścią coraz bardziej go kochaliśmy. Felix był zawsze tym „mózgiem” paczki, tym bezuczuciowym Gregorym Housem, który do każdego wyzwania świata podchodził jak mechanik do zepsutego dwuśladowca. Tuż obok niego, prawą ręką naszego doktora, jest Net; ten taki marudliwy niby-pomocnik, niby-rywal Felixa, znacznie bardziej namacalny dla przeciętnego czytelnika, taki odpowiednik Patricka ze Spongeboba, który pomimo swojego tchórzostwa ma do zaoferowania bardzo dużo, tylko ciężko to z niego (na ogół) wykrzesać. Kobiecego czaru, magii, uczuciowości oraz moralnego charakteru nadaje naszemu trio Nika – urocza rudowłosa dziewczyna, która ze wszystkich postaci serii chyba najbardziej mi przypadła do gustu tuż obok Felixa, ponieważ najłatwiej było mi się z nią utożsamić. Każda przygoda z reguły przechodzi przez te trzy fazy: najpierw Felix dokładnie analizuje problem oraz ocenia, czy jest on wart naszej uwagi. Innymi słowy shit gets real tylko wtedy, gdy Felix tak powie. Jeżeli sprawa jest emocjonalnie naszpikowana czyjąś śmiercią, sprawą honoru, miłością albo poczuciem obowiązku, Nika dołączy do drużyny niemalże natychmiast. A dopiero potem niezbyt asertywny Net będzie zmuszony dotrzymać kroku pozostałej dwójce, przede wszystkim z powodu Niki. Zaopatrzeni w nowoczesne roboty, telekinezę oraz Manfreda i jego wiernego przyjaciela Neta (kolejność nieprzypadkowa), bohaterowie decydują się wejść do pierścienia, zrobić skok na Silver Tower, ocalić Clevleen z diabelskiego Pałacu Snów, nakopać Trzeciej Kuzynce, zatrzymać Mortena, zatrzymać zbuntowane roboty... każdy epizod tej serii prezentuje nam inną niezwykłą opowieść o przyjaźni, robotach, miłości, o skopywaniu tyłków wszystkim tym, którzy nie idą spać po dobranocce.
Wróćmy jednak do współczesności. Od debiutu serii w listopadzie 2004 minęło już aż dziesięć lat! Przez te wszystkie wspaniałe lata pojawiło się mnóstwo książek i w pewnym momencie Rafał zaczął szafować Felixami jak z rękawa – niemalże co roku pojawiała się nowa część Felixa, Neta i Niki. Gdy niedawno na fejsbukowym fanpage'u doszła mnie wieść, iż najbliższy listopad będzie świadkiem ukazania się kolejnej części, głośno zakaszlałam i powiedziałam „hola hola, ale że co, że niby wychodzi CZTERNASTY Felix?”. Seria składa się z trylionów, milionów książek – wszystkie (khm khm, Sekret Domu McKillianów, khm khm) je z całego serca kochamy i na pewno żadnej z nich nie cofnęlibyśmy z wydruku. Naprawdę, uwielbiam każdą książkę z tej serii, którą przeczytałam i uważam, że wszystkie z nich to znakomita ekspresja talentu literackiego Pana Kosika.
Ale że... że... że CZTERNAŚCIE Felixów?
Zanim jednak zacznę gotować krew w waszych żyłach, zaadresujmy jedną rzecz. Samo czytanie książek nie podnosi jeszcze ilorazu inteligencji, nie. Ale społeczność czytająca FNiN to już z założenia stosunkowo rozgarnięte pokolenie dzieciaków. Nie jest to prosta literatura, niektóre fragmenty tej serii naprawdę dają sporo do myślenia, czasem trzeba sporo się nagłówkować, by zrozumieć tok myślowy bohaterów, fabułę, czasami nie wystarczy nawet przeczytanie książki jeden raz, by ją dobrze przetrawić. Uważam, że każda część Felixa jest rewelacyjnie napisana – język jest prosty, ale efektowny; akcja jest wartka i ciekawa, lecz nie przyćmiewa innych atutów książki. Motywy bywają zawiłe i straszne, jednakże zawsze są doskonale balansowane przy pomocy takich efektów jak niezdarność Neta czy język, jakim posługują się bohaterowie. Jestem przekonana, że wszyscy lubimy poczytać kawał dobrej książki młodzieżowo-fantastyczno-science fiction, takiej jak Felix, Net i Nika, która doskonale miesza te trzy gatunki w jedą niepowtarzalną, dobrze się czytającą, literacką ucztę.
Wszystkie części, jakie pojawiły się po Trzeciej Kuzynce, w jakiś sposób lgną w cieniu pozostałych siedmiu egzemplarzy. Czy to klimat? Czy to powtarzalność akcji?
Nie mam pojęcia. Ale wszystko od Buntu Maszyn aż po Klątwę to już nie jest ten sam FNiN, co na początku. Jeśli motyw w książce jest dobry, można go powielić jeden raz, drugi, trzeci, dziesiąty i przy niewielkich zmianach tu i ówdzie nikt nie zauważy, że mamy do czynienia z powtarzanym po raz kolejny wzorcem, który w innej sytuacji byłby już przecież odrzucony. Wszyscy kochamy nasze niecodziennie uzdolnione, obdarzone różnymi przywilejami trio rozwiązujące mrożące krew w żyłach tajemnice i przenoszące się na krańce wszechświata w pogoni za Złotym Jeżem, ale chwila moment, nie zapominajmy o czymś jeszcze. Felix, Net i Nika to opowieść o warszawskich gimnazjalistach. Dla przypomnienia zaznaczę, że Gang Niewidzialnych Ludzi rozegrał się na przestrzeni jednego roku szkolnego – zaczęło się spotkaniem przyjaciół we wrześniu, zakończyło toastem na część zwycięstwa nad okrutnym Mortenem pół roku potem. Druga część objęła całe wakacje, czyli raptem dwa miesiące z życia protagonistów. Od tamtej pory, na przeciągu aż dziesięciu książek, w świecie FNiN upłynął... rok?
Wiele części Felixa zakończonych było doskonałymi wprost warunkami do wspaniałego, wzniosłego zakończenia serii. Narodziny bliźniaków byłyby idealnym momentem, koniec przygody w Trzech Kuzynkach również mógłby zwiastować koniec serii. Tymczasem rok za rokiem, każdy koniec jest dopiero początkiem nastęnych, coraz to bardziej naciąganych przygód. Wunrung był w centrum uwagi podczas aż trzech książek. Przyjaciele zwiedzali ścieki, biurowce, katakumby, jaskinie, zamki, krainy snów, domy szalonych naukowców, wymarłe wsie, gospody, post-apokaliptyczną Polskę, alternatywny wszechświat, Szkocję...?
Doskonale rozumiem ambicje literackie Pana Rafała. Sama kocham pisać i stanie się tak znaną i szanowaną pisarką jak autor tej niesamowitej serii stanowi jedno z moich odległych marzeń. I tak właśnie zarówno jako oddana fanka, jak i krytyczka dzieła, bardzo bym chciała, by seria Felix, Net i Nika doczekała się jakiegoś godnego epilogu, który zaspokoiłby wszystkich, nawet najbardziej nieustępliwych czytelników. Nie musimy dowiadywać się, jakie jest imię Neta, nie musimy wcale czytać o pierwszym pocałunku Felixa i Laury; niechaj nasza wyobraźnia i napalone umysły zdziałają resztę. Będę jedną z tych, która będzie spędzała noce tęskniąc ze łzach w oczach za czasami, kiedy to do pierwszej nad ranem chciało się dokończyć którąś część w nadziei na wyjaśnienie całej niesamowitej akcji, rozwijanej przez poprzednie trzysta stron. Pan Kosik pokazał nam wszystkim, jak wpływowe i wyraziste książki potrafi pisać. Nawet mimo tego, że wątki Klątwy Domu McKillianów czy Buntu Maszyn uważam za niezwykle płytkie, i tak kocham te książki. Dlaczego? Oczywiście przez trzech głównych bohaterów, których tak dobrze pamiętam z fascynujących przygód z poprzednich części; z tych wszystkich cichych śmiechów na nieznośnie nudnych lekcjach w szkole, kiedy to pod okładką podręczników czytałam FNiN zamiast być skupioną na temacie. Pomimo, że każdą kolejną część uważam za coraz to mniej udaną, bohaterowie w nich wszystkich wciąż są (niemalże) tak samo płodni i za każdym razem odstawiają kawał dobrej roboty. Myślę, że na zbyt nudnych bohaterów nie będziemy mogli narzekać przez kolejne... dajmy na to, osiem odsłon serii.
Czy przeczytam czternastą część Felixa, Neta i Niki? Tak, z radością. Czy będę przy jej czytaniu tak samo szczęśliwa jak przy czytaniu drugiej, trzeciej czy siódmej części? Nie, bynajmniej. Wiem, że Pana Kosika stać na stworzenie nowej serii, równie ciekawej jak FNiN. Nie musi być ona długa na trzynaście ogromnych tomiszczy, nie musi ona zawierać wachlarza tylu niezapomnianych, barwnych postaci, nie musi ona przenosić głównych bohaterów do alternatywnych wszechświatów ani stawiać naprzeciw Mortenowskim nazistom. Ba, może to nawet być historia któregoś z pobocznych bohaterów serii. Kto z nas nie chciałby dowiedzieć się czegoś o przeszłości Laury, o Reginie czy chociażby o tej Clevleen, którą kiedyś fascynowałam się tak bardzo, że wielokrotnie podpisywałam się jej imieniem w grach czy na forach.
Nie twierdzę, że Pan Kosik się wypala. Nie uważam też bynajmniej, by FNiN była jakąś telenowelą, której autor musi bezzwłocznie przestać się ośmieszać. Ale chcę znowu być zaskoczona; chcę się bać wstać w nocy do łazienki w obawie przed Trzecią Kuzynką; chcę się bać snów o czarnej karocy; chcę uśmiechać się do myśli o tym, co mogłoby się stać wszędzie tam, gdzie pojawił się sequel serii. A na pewno nie osiągnę tego przez czytanie o nieustannie tych samych bohaterach, rzucanych przeciw coraz to mniej oryginalnym wyzwaniom. To nie książka jest źle napisana, to nie autor był znudzony i nie wiedział jak utrzymać poziom sprzed dziesięciu lat. Serii brakuje oryginalności; w ostatnich częściach Felixa nie czuć już tego powiewu świeżości jak wtedy, w TMK albo w Pałacu Snów. Jestem pewna, że gdyby zamiast tych wszystkich części do kanonu pojawiła się seria o którymś z pobocznych bohaterów albo nawet coś kompletnie innego, niezwiązanego z universum FNiN, głowa Pana Kosika pękałaby w szwach od koncepcji na nowsze, znacznie ciekawsze przygody niż ucieczki przed człekokształtnymi jeleniami.
Wielkie dzięki za poświęcenie swoich cennych kilku minut życia na przeczytanie moich opinii! Mam nadzieję, że Ci się podobało oraz że nie poczułeś się w obrażony. Jeżeli jednak coś w moich słowach sprawiło, że pomyślałeś o mnie jak o kretynce – przepraszam!