Noxia ocenia: Minecraft
Minecraft to jedna z tych dziwnych gier, w które ludzie grają oraz do których ludzie wracają po latach, nawet jeżeli nie czują do nich żadnego szczególnego sentymentu. (Hej, wiem po sobie!). Wszystko zaczęło się od niewinnego indevu, przez alfę, betę, aż do legendarnego filmiku, w którym pan Notch pociąga za wielką atrapę minecraftowej dźwigni, symbolicznie dając początek... nowemu Minecraftowi 1.0.
Moje pierwsze wrażenia z "gry" biorą się od czasów alfy. Mogłabym powiedzieć, że w odległej epoce alfy, kiedy o Minecrafcie ludzie nie mieli zbyt dużego pojęcia, a polska scena była rozpalana głównie pod wpływem YouTubera JJayJokera, przyznaję â Minecraft faktycznie był czymś. Nowatorska, bardzo ciekawa gra z bogatym, niezbadanym światem, ale... co właściwie było w tej grze nowego i co sprawiało, że byliśmy nią wtedy tak zafascynowani? Czy to kwestia ogromnego, niezbadanego świata, który w jakiś sposób rozpalał naszą znudzoną, liniową wyobraźnię? Czy to możliwość skonstruowania z tych prymitywnych sześcianów tunelów, domów, posągów, monumentów? Czy to Nether? Czy to kolejki górskie?
Nie wiem. Ale było świetnie! Koncepcja nowej, otwartej gry, w której możesz zrobić cokolwiek tylko zapragniesz, przenieść górę z jednego miejsca na drugie, wykopać morze, zakopać morze, wyciąć las, zasiać las... Nie było wtedy jeszcze nawet łóżek ani węgla drzewnego, mało kto też naprawdę grał po sieci. Nie było niczego poza "survival mode", jeżeli chciałeś mieć morze usłane cegłami, musiałeś wyżłobić cały piach pod wodą. Nie było tak łatwo. Zbieranie surowców było czymś kluczowym i bardzo nierozłącznym w Minecrafcie, ba â w zasadzie stanowiło to jedyną atrakcję tułania się po bezdrożach niczego, abstrahując oczywiście od walczenia z potworami. Podczas gdy we wszystkich grach online, które można było wówczas kupić na Steamie, Originie, czy w lokalnym empiku Twoja misja, jako gracza, była jasno zakreślona, w niby-darmowym, niby-płatnym Minecrafcie każdy cel ustalał sobie w zasadzie sam.
Ale co to właściwie znaczy dla przeciętnego gracza? Co musisz zrobić, jeżeli nie musisz robić właściwie niczego? Zataczasz kółka, bijesz pięściami w ziemię, w drzewa, w skały, w wodę, krzyczysz "co ja robię, gdzie ja idę!". Prawda jest taka, że Minecraft w swoim gruncie, w swoim założeniu, taki właśnie od zawsze był â przypominał nam trochę coś ze starej Zeldy na NES. Gdy pierwszy raz zagrałam w Minecrafta, nie mogłam za bardzo zrozumieć istoty, jakiegoś głębszego sensu, który leżał w tej grze. Nie jesteś wojownikiem, nie jesteś podróżnikiem, jesteś po prostu niebieskim ziomem w jeansach i chodzisz po bezdennym akwarium z kwadratów. Dopóki nie popiszesz się wyobraźnią, wyszukaną koncepcją, pomysłem na coś unikalnego, Minecraft nie będzie stanowił dla ciebie źródła żadnej satysfakcji.
â Hej, zobacz tę grę.
â Hm?
â Grafika jest niemalże pikselowa, ale możesz zrobić tutaj z bloczków cokolwiek tylko zechcesz.
â Ale na czym to właściwie polega?
â Zbierasz drewno, potem idziesz do jaskini i szukasz lepszego surowca, z którego robisz lepsze narzędzia.
â Ale po co mi te lepsze narzędzia?
â Żeby kopać lepsze surowce.
â A... w takim razie po co mi lepsze surowce?
â Żeby mieć jeszcze lepsze narzędzia.
â To jakaś komunistyczna gra! Zbieram surowce po to, aby móc szybciej kopać surowce!
Pierwsze pięć minut mojego poznawania Minecrafta.
Szczerze, byłam bardzo sceptyczna wobec idei Minecrafta na samym początku. Nie chodziło tutaj o brak wyobraźni, ale świadomość, że w zasadzie zbieram bloki po to, aby móc zrobić z nich coś więcej i aby móc zbierać je szybciej, przypominała mi do złudzenia schemat takiego świata totalitarnego, gdzie pracujesz, jesteś omamiony wizją stworzenia czegoś wielkiego, a twórcy gry w rzeczywistości potajemnie śmieją się z ciebie za twoimi plecami. Co prawda sama zdołałam połknąć ten schemat i dać się porwać godzinom bezmózgiego budowania monumentów na chwałę Mojanga w świecie pikselowych pająków, ale jednak mimo to, im dłużej gram w Minecrafta i ilekroć nachodzi mnie ochota, aby znowu pobrać tę biedną grę i zacząć konstruować kolejny papierowy świat, odczuwam ten okropny, podskórny szept, który nakłania mnie, by iść coś poczytać, naszkicować albo chociażby pograć w Lola.
Aby dobrze rozwinąć koncepcję gry typu sandbox, zwłaszcza w drugim dziesięcioleciu XXI wieku, kiedy idea tak otwartej i tak "dzikiej" gry jak Minecraft ledwie kiełkuje, potrzeba doświadczenia lub niewyobrażalnego talentu. Nie będę teraz wnikać w społeczność, ponieważ nie grałam niemalże w ogóle na żadnych publicznych serwerach â nieważne jak wiele nieprzechylnych opinii usłyszę na temat sześciolatków budujących kalkulatory, nie jestem w stanie ocenić mentalności minecraftowców â sama ich za dobrze nie znam.
Co dobrego przyniosły zmiany
Po pierwsze: zasób bloków.
Matematyka w tej kwestii jest stosunkowo banalna. Więcej bloków oznaczało w praktyce więcej rzeczy, przy pomocy których można było budować swoje "domy marzeń". I to w zasadzie wielu osobom by wystarczyło na całe życie. Kiedyś nie dało się budować normalnych domów w pustynnych klimatach; wraz z pojawieniem się sandstone'ów stało się to możliwe. Kiedyś nie można było uzyskać niebieskiej wełny; wraz z Lapis lazuli stało się to możliwe.
Naturalną progresją w grach, których głównym atutem jest wykorzystywanie kreatywności gracza do uzyskiwania efektu odchylenia się od rzeczywistości, jest zwiększanie zasobów. Więcej rodzajów drewna, więcej kolorów, więcej dźwięków... cholera, jestem za! Tutaj nie można im niczego zarzucić Gdyby tylko Mojang bardziej kierował się w tę stronę, uhh.
Po drugie: AMPLIFIED
To chyba jak na razie największy atut nowego Minecrafta. Nie jest to w gruncie rzeczy element progresji klasyki, do której tak bardzo staram się ciągle nawiązywać, ale bardzo pozytywnie wpłynęło na rozwój pomysłowości graczy. Fakt, stworzenie świata typu amplified wymagało mocnego komputera i niektórym Minecraft na takim obciążeniu musiał mocno lagować. Jednak jeżeli już udało ci się udźwignąć swojego kolosa, miałeś do swojej dyspozycji krainę â swoich â marzeń. Niewyobrażalnie zapierający dech w piersiach, nieograniczony niczym świat, który mimo wszystko był bardziej interesujący od dennej płaszczyzny czy chaotycznego miasta wzgórz oferowanego przez większość randomowych seed'ów, rzeczywiście stawiał na stół coś nowego, fascynującego. W moim mniemaniu gdyby Minecraft bardziej rozwinął się w kierunku poszerzania możliwości istniejącego już świata, dodając coś tak intrygującego jak Amplified, pozostałby dalej wierny duchowi sprzed bety, gdzie w grze chodziło o budowanie i eksplorowanie.
Amplified sprawiał, że gra o blokach stawała się inną, nieznaną dotąd grą o blokach.
Niestety, zamiast tego Mojang zaczął implementować do Minecrafta głupie, nudne, bezsensowne pomysły, które przemieniły moją komunistyczną sześcienną układankę w niezrozumiały, skomplikowany syf.
Co złego przyniosły zmiany
Po trzecie: jedzenie
Dzień, kiedy w Minecrafcie pojawiło się jedzonko zaspokajające głód, czyli w becie 1.8, nad grą zawisły czarne chmury czegoś, co w żadnej grze RPG, a zwłaszcza w grze o skrajnie otwartym świecie, nie powinno się pojawić â chodzi o bezmyślne farmienie. To prawda, motyw z głodem dodawał do gry swojego rodzaju urok przetrwania, dzięki któremu odpieranie ataków zombich, creeperów i całego innego obrzydlistwa stawało się w teorii bardziej interesujące. Lecz w praktyce zaczęło zmuszać gracza do nieustannego karmienia swojego avatara, co siłą rzeczy nie ma nic wspólnego z budowaniem rzeczy ze skał. Nie ma nic wspólnego z walczeniem z potworami, nie ma nic wspólnego z eksploracją poza tym, że musisz ciągle pilnować tego, aby twój ludek w jeansach czasem nie zgłodniał i nie zaczął powoli umierać. Do czego to prowadzi? Mianowicie do tego, że musisz marnować swój cenny czas na mordowanie świń, krów, ścinanie zboża, craftowania go w chleb i kliknięcia prawym przyciskiem myszy na odpowiedniej ikonie.
Do tej pory motyw z jedzeniem skonstruowany był świetnie, podobał mi się. Jesteś ranny? Łap bułkę. Udało ci się wyjść z walki bez szwanku? Gratulacje. I tak właśnie działają dobre gry role-play, tak działały od zawsze. Nigdy nie muszę pilnować mojego najedzenia się w Diablo, nigdy nie muszę go pilnować w Neverwinter Nights, w Skyrimie, w Dark Souls, w Dungeon Siege, w Tibii i nie chcę go pilnować w grze, w której już z założenia będę spędzać mnóstwo czasu na robieniu właściwie niczego. Wyobraź sobie, że grając w przygodówkę point and click musisz co piętnaście minut wracać się do poprzedniego etapu, by zebrać jakiś przedmiot, którego jedynym celem istnienia jest sztuczne przedłużenie czasu gry. Tak właśnie skonstruowany jest w swoim założeniu Minecraft â jest to taka społecznościówka, gdzie chodzisz i bawisz się klockami. Masz niewyobrażalnie ogromny świat do odkrycia, cały swój czas chcesz poświęcać smakowaniu go. Dlaczego do cholery miałbyś więc marnować swój cenny czas na karmieniu avatara?
Po czwarte: estetyka
Pomimo mojej artystycznej krnąbrności, nie jestem osobą, która przywiązuje do grafiki w grach dużą wagę. Jestem pod tym względem naprawdę wyrozumiała i wiem, że przyjemna, wciągająca rozgrywka jest o wiele ważniejsza od oprawy graficznej. Jednak już od samego początku nie mogłam wyzbyć się uczucia, że Minecraft sam w sobie jest po prostu brzydki. Nie chodziło tutaj wyłącznie o niską rozdzielczość świata; co z tego, że skonstruujesz imponującą budowlę wielkości Empire State Building, skoro będzie ona wyglądała jak zlepek brzydkich, nijakich sześcianów? Dobrze, zgodzę się â na pierwszy rzut oka nawet te niekoniecznie imponujące projekty wyglądają fascynująco, potrafią wbić w fotel. Spoglądasz na nie i myślisz "...woah". Patrzysz na nie minutę, dwie i zaczynasz się zastanawiać, dlaczego wszystko to w gruncie rzeczy wydaje się takie nienaturalne i â żeby nie powiedzieć wręcz â odrzucające.
Oczywiście jest to w pewnym sensie naturalnie ograniczenie Minecrafta â są bloki, muszą więc być i nieprzyjemne, odstręczające krawędzie. W porządku, jest to ograniczenie gry i na pewno da się z tym żyć. Ale w tym samym czasie nie możesz powiedzieć, że Minecraft jest grą, w której możesz zrobić wszystko. Nie możesz zrobić wszystkiego. Możesz stworzyć lampę z kloszem â klosz we właściwej skali będzie do złudzenia przypominać gładką, prawie łukowatą powierzchnię. Ale wówczas ty, jako avatar, będziesz w tej skali niezauważalny. Dlaczego? Dlatego, że jesteś niebieskim ziomkiem w jeansach z kwadratową głową.
Uch... a skoro już przy tym jesteśmy, wiem że zmiana modelu postaci jest banalna, ale proszę, czy zarówno Steve, jak i moby w Minecrafcie, naprawdę muszą być tak odstraszająco brzydkie? Jak byłam mała miałam ogromny problem z arachnofobią â i to do psychopatycznego wręcz stopnia. Ilekroć widziałam choćby małego pajączka, byłam skłonna ominąć to miejsce szerokim łukiem. Minecraft przypomniał mi doskonale, dlaczego tak bardzo bałam się ośmionogów w dzieciństwie. W istocie, jedynym powodem, dla którego czuję niewypowiedziane obrzydzenie wobec minecraftowych paskudztw jest ich nieprzyjemne wykonanie estetyczne. Rozumiem, że w grze tej w założeniu rozróżnienie neutralnych potworów od wrogich ma być zakreślone przez granicę akceptowalności estetycznej, ale skoro taki chociażby creeper albo szkielet wyglądają przyzwoicie, dlaczego i nie pająk, zombie albo enderman? Pająki w Minecrafcie nie są jako tako straszne â mają mało zdrowia, nie zadają dużo obrażeń, nie wybuchają, ale myśl, że avatar, z którym tak bardzo się utożsamiam w tej grze, ma mieć jakikolwiek kontakt fizyczny z tym... brrrrrr, z tym paskudnym wynaturzeniem, prawdziwie mnie przeraża i nie jest atutem tej gry. Ta myśl mnie odrzuca; nie zachęca.
Czemu drzewa w Minecrafcie są tak nierealistyczne i kwadratowe? Czemu woda jest taka płytka i nijaka? Czemu gwiazdy w tej grze wyglądają tak nudno, czemu pozornie piękny krajobraz jest w gruncie rzeczy tylko zlepkiem nierealistycznych sześcianów! Naprawdę nie dało się tego w jakiś sposób lepiej wykonać? Nie dało się wmontować w silnik gry narzędzia do renderowania krawędzi? Nie dało się zrobić realistycznie wiszących jabłek, odchodzących gałęzi, banalnych refleksów na powierzchni wody? Minecraft umie być estetycznie dobry, spójrzmy chociażby na chaszcze, na wilki albo na oceloty. Ponadto, jeżeli każda powierzchnia w świecie gry imitująca zalesione wzgórza ma być realistyczna, czemu krawędzie ścian nie są pokryte zielenią? Czy w naturze nierówna łąka jest co pół metra wzwyż przedzielona pasem gołej, brzydkiej gleby?
Po piąte: miasta, wiedźmy, kopalnie, piramidy, End.
Oprócz Endu, wszystkie z tych rzeczy zostały do Minecrafta zaimplementowane celem urozmaicenia eksploracji, która przecież stanowiła w naszym sześciennym sandboxie bardzo istotny element. Jednak to, co owe dodatki przyniosły do Minecrafta, nie miały kompletnie nic wspólnego z esencją, która wiązała się z odkrywaniem zgoła dziewiczego, niezbadanego świata. Jasne, mnóstwo rzeczy w grze jest nielogicznych, jak chociażby mechanika działania wody albo fizyka większości lewitujących bloków, ale pojawienie się miasteczek oraz wiedźmowych chatek było nie tyle niezrozumiałe i niepotrzebne, co bardzo â w moim odczuciu â konfudujące.
Od pierwszego włączenia Minecrafta milcząco zakładamy, że jesteśmy na tym świecie sami i mamy do pełnej dyspozycji naszą ogromną, niezbadaną ziemię. Skąd tutaj więc nagle pojawiają się jakieś starożytne budowle, mechanizmy, podziemne twierdze... o co tutaj chodzi? Czułam się wtedy tak, jakby Mojang ewidentnie starał się do gry dodawać coś, co nie było w niej w istocie kompletnie potrzebne. Po co mi jakieś miasteczka? Po co mi jakieś opuszczone kopalnie z jeszcze obrzydliwszymi pająkami? Kto je tam zbudował? Nie chodzi tutaj o funkcjonalność tego dodatku â ona jest w porządku, są to ciekawe elementy w jakiś sposób urozmaicające grę. Chodzi tutaj o sens ich istnienia w świecie należącym teoretycznie do ciebie. Czy jaskiniowcy w paleolicie napotykali na swojej drodze ruiny kopalń czy tubylcze wioski zamieszkałe przez jakichś autystycznych mnichów?
Zupełnie inna sprawa jest jednak z Endem. Ten element gry to jakiś żart. W odróżnieniu od wspomnianych wcześniej elementów, dotarcie do owego pseudo finałowego rozdziału gry nie jest podparte jakąkolwiek gorącą motywacją. Farmisz kule po endermanach tylko po to, aby móc dostać się do wielkiego pokoju z ogromnym czarnym smokiem, którego pokonanie daje ci... jajo?
Aha? To po to farmiłam złote jabłka i zbierałam tonę strzał? By zdobyć bezużyteczny, stosunkowo nieciekawy blok, bez żadnego istotnego zastosowania? Zabiłam ogromnego, wymagającego przeciwnika tylko dlatego, aby "przejść" grę, która już w swojej naturze jest zabawą, jakiej cel powinieneś nadawać sobie sam?
Przepraszam, co?
Mam nadzieję, że rozumiecie teraz, co mam na myśli i dlaczego ów "Koniec" nie stanowi w Minecraftcie żadnego interesującego urozmaicenia i tylko zabiera cenne miejsce na dysku przeznaczone na renderowanie nieskończonych połaci mojego cudownego, sześciennego świata. Ze wszystkich wprowadzonych do gry urozmaiceń, to stanowi jakiś dowcip czy raczej niedopatrzenie jednego z devów. Może Jeb albo Notch nawciągali się jakiegoś ostrego prochu i zamiast pracować nad nieoficjalnym dodatkiem do Skyrima zrobili z biednego kwadratowego Steve'a nowego Dovakhiina. Tyle, że w The Elder Scrolls V za pokonywanie smoków zdobywasz dusze, mnóstwo złota i łuski, które pozwolą ci na zrobienie makabrycznie wypasionego pancerza albo chociaż będą warte tyle, że opłacisz wszystkie swoje grzywny za pickpocketowanie.
W Minecrafcie za pokonanie smoka dostaję jajko.
Yay.
Po szóste: JAK SIĘ TO KRAFTOWAŁO, UUUGGGHHH
Ten temat jest tak złożony, że aby go dobrze zilustrować muszę najpierw dokładnie przybliżyć jego tło.
Co byście odpowiedzieli, zapytani o najprostszą grę świata? Super Mario Bros, Snake, Crash Bandicoot, Call of Duty? Tak się składa, że mniej więcej pod koniec lat 90. gry wideo zaczeły stawać się coraz bardziej mainstrewamowe â oznaczało to, że każdy mógł sobie pozwolić na konsolę czy grę komputerową i granie stawało się coraz prostszą, coraz bardziej tępą rozrywką. Kiedyś oczywistym było, że jako nowy gracz chcesz wszystkiego spróbować. Nawet jeżeli zrobisz dużo błędów, nic się nie stanie â masz kontroler, możesz wciskać wszystkie przyciski, jakie są. Uczysz się w ten sposób przez poznawanie świata, poznajesz na przykład, że trójkątem strzelasz do przodu, strzałkami się poruszasz w lewo, prawo, do przodu, L2 zmienia broń, R1 to jakiś specjalny ruch i tak dalej. Nie potrzebujesz do tego żadnych irytujących pop-up'ów, wszystko jest mniej lub bardziej intuicyjne, a wyzwanie w grze pochodzi nie ze złego sterowania, ale z prostych problemów możliwych do rozwiązania drogą logicznego rozumowania czy dobrych refleksów.
Minecraft, w swoim założeniu, jest grą bardzo prostą. Nie ma tutaj za wiele do deliberacji, po prostu chodzisz, zbierasz drewno, zbierasz ziemię, stawiasz bloki, kopiesz bloki. W porządku, to jest standard, to jest intuicyjne i to rozumiemy. Wiadomo, że nie przytulisz zombie, bo jest brzydki, zbliża się do ciebie sam (w odróżnieniu od świń, które od któregoś patcha uciekają, gdy je uderzasz) i prawie na pewno zrobi ci krzywdę. To baza gry. Jednak od tego poziomu naprzód, wszystko zaczyna robić się paskudnie zawiłe â i jest to absolutnie zbędne. Zilustruję to przykładem:
Ścięłam drzewo!
O, jak otworzę ekwipunek to mogę zamieniać drzewo w drewno!
O, z drewna mogę z kolei robić badyle, ojejku!
Aha, a jak wstawię cztery deski obok siebie to dostanę stolik.
Hmm, dwa kije oraz trzy kamienie dają mi kilof.
A jak się robiło drzwi? A wędkę? A miecz? Trzeba było ustawić kamienie i kijek, prawda? A może kamienie i deskę?
Jak skonstruować piecyk?
Kurde, a łódka?...
JAK ZROBIĆ PORTAL DO NETHERU?!
Minecraft zmusza gracza do nieustannego googlowania w poszukiwaniu odpowiedzi na bardzo, ale to bardzo esencjonalne zagadnienia gry. Nigdy w żadnej grze nie powinno być tak, aby zestaw, jaki oferuje ona graczowi, nie był wystarczający do wyeksploatowania jej w stu procentach. Oczywiście możesz w nieskończoność ustawiać deski, pajęczyny, kamienie i wełnę w dowolnych różnorodnych konfiguracjach, ale przecież nie o to chodzi! Czy było aż tak trudnym, aby w oknie ekwipunku utworzyć dodatkową zakładkę z rozpisanymi wszystkimi dostępnymi surowcami oraz ich zastosowaniem? Nie twierdzę bynajmniej, że wciskanie alt+tab za każdym razem, gdy chcę sięgnąć po poradnik było czymś wielce dołującym, ale stawia gracza w stosunkowo kłopotliwej sytuacji i daje wrażenie jakby gra była niedokończona. Minecraft sam w sobie nie potrafi gracza w pełni nauczyć o swojej funkcjonalności i zmusza do nieustannego odnoszenia się do filmików czy wikii. Nie powinno tak być w gotowej, starannie przygotowanej grze!
Najgorzej jednak sytuacja prezentuje się z czerwonym kamieniem cierpienia, zwanym potocznie redstonem. Bez tego niewielkiego, we wczesnej fazie gry trudno dostępnego cudeńka, gracz nie jest w stanie bawić się kolejkami górskimi ani nadawać swoim konstrukcjom pozorów elektroniki. Jednakże samo zdobycie redstone'a nie stanowi dużego wyzwania â o wiele gorzej jest z jego praktycznym zastosowaniem. Jeżeli chcesz zrozumieć jak działa "prąd" w Minecrafcie, lepiej żebyś dobrze pamiętał lekcje fizyki z gimnazjum poświęcone obwodom elektrycznym. Jednak co będzie, jeżeli ich w jakiś sposób nie pamiętasz i na dobrą sprawę kompletnie cię to nie interesuje, chcesz mieć tylko proste, działające na dźwignię rozsuwane drzwi? No cóż, powiem ci tyle â jesteś w...
Nie da się zaprzeczyć, że YouTube jest zarojony od masy poradników, jak robić za pomocą redstone'a setki różnych, wspaniałych instalacji. Problem polega na tym, że taka "zabawa" nie daje graczowi żadnej satysfakcji. Nie jest to poznawanie świata ani samodzielnie odkrywanie tajemnic, jest to żmudne powielanie okropnie nieituicyjnego, jak dla mnie, schematu. Nie mam żadnej przyjemności w nieustannym przełączaniu się między Chromem a Minecraftem i kopiowaniu blok po bloku schematu konstrukcji windy! Jestem artystką, nie inżynierem. Gram w Minecrafta aby budować, aby rozwijać wyobraźnię, redstone mnie kompletnie nie interesuje, mimo że uważam go za wielki atut tej gry; dlaczego nie jestem więc w stanie skonstruować czegoś bardziej interesującego od nudnych drewnianych drzwi, za pomocą prostych środków? Gra nie posiada wbudowanego instruktażu, jak krok po kroku budować windy czy wielkie rozsuwane drzwi i tego właśnie tutaj brakuje. Jeżeli devowie uznali, że zaoferują graczowi coś tak niezwykle złożonego jak redstone, dlaczego nigdzie nie wyjaśnili początkującym graczom jak z tego prawidłowo korzystać?
Werdykt
Sam w sobie, Minecraft jest niesamowitą grą o niewyobrażalnym potencjale. Jedną z jego wielkich zalet jest elastyczność â nieważne jak wiele rzeczy będzie mi się w nim nie podobać, na internecie znajdują się całe tysiące modyfikacji pozwalających w jakiś sposób zacieniować przeszkadzające aspekty oraz wyostrzyć zalety. Nie mam absolutnie wątpliwości, że to, co uważam za wady gry nie może się równać z oferowanymi przezeń zaletami.
Myślę, że to, co naprawdę spaja osoby grające w Minecrafta ze sobą jest to samo, co tak pociąga ludzi w wielu współczesnych sieciówkach â kooperacja. Nawet jeżeli nie urodziłeś się do budowania konstrukcji z gleby i drewna możesz przydać się przy zbieraniu drewna, budowie jednodniowych schronów, zbieraniu kamienia czy wyprawach po węgiel. Minecraft jest bardzo złożony pod tym względem i wiem, że narzekanie na nieprzyjmnie odstraszające ostre krawędzie i paskudne pająki nie jest na porządku dziennym â może dlatego gra ta jest najlepiej się sprzedającą w historii gier wideo na komputer osobisty. Jest prosta, posiada bogatą społeczność i jest w pewnym sensie, powiedziałabym â familijna. Wspomaga zawiązywanie relacji międzyludzkich, nawet jeżeli posiada mnóstwo niepotrzebnych śmieci takich jak smoki, fajerwerki czy jedzenie.
A co mnie się najbardziej w Minecrafcie podoba? Najbardziej lubię niebieskie owce. Raz nasmarujesz owieczkę lapis lazuli i już na zawsze jest niebieska. Czemu w rzeczywistości farba na włosach nie zostaje na zawsze?!
DISCLAIMER
Przedstawione w artykule opinie nie mają nic wspólnego z obiektywną prawdą. Są one wyłącznie ekspresją osobistej opinii Autora. To, że się z nimi nie zgadzasz nie oznacza, że nie jesteś piękną i mądrą osobą.