Zamieszczone przez
Rafał Kosik
Samochód wyłonił się zza zakrętu. Jechał na tyle wolno, że przyjaciele mieli dość czasu, by go rozpoznać, zanim jeszcze znalazł się w miasteczku.
— Tego można się było spodziewać… — mruknął Net.
Zielony kabriolet zatrzymał się przy przystanku, a lord McKillian uśmiechnął się do nich szeroko. Dziś miał wąsy zakręcone na końcach w małe kółka.
— Może was podwieźć? — zapytał.
W sumie nie pozostawało nic innego, jak wsiąść. Net i Nika usiedli z tyłu, biorąc między siebie wielki aluminiowy kufer, a Felix zajął miejsce obok kierowcy i od razu zapatrzył się w deskę rozdzielczą, która wyglądała jak kokpit bardzo starego samolotu. Eleganckie fotele i tylna kanapa przypominały stare, skórzane meble salonowe, w które wpada się głęboko. Były niesamowicie wygodne, na co jednak przyjaciele nie zwracali teraz wielkiej uwagi.
Wuj przesunął kilka dźwigienek, w tym jedną całkiem sporą i samochód ruszył z cichym posapywaniem. Silnik był idealnie wytłumiony.
Opuścili miasteczko i majestatycznie wjechali w las. Przyjaciele milczeli, bo nie przychodziło im do głowy żadne wyjaśnienie, które nie zaczynałoby się od słów: „To nie jest tak, jak pan myśli”.
— To nie jest tak, jak pan myśli — odezwał się Net. Nika zamknęła oczy, żałując, że nie może zamknąć również uszu. — To taki pugilares, który zabieramy na wycieczki po okolicy. — Poklepał kufer. — Najpotrzebniejsze rzeczy.
— Niezupełnie… — próbowała sprostować Nika, ale zabrakło jej inwencji.
— Niezupełnie — przytaknął szybko Net. — W środku jest również nasz przyjaciel.
— Przyjaciel? — Wuj zerknął na kufer. — Ma agorafobię , że trzymacie go w walizce?
— Nasz przyjaciel nie jest takim zwykłym przyjacielem.
— Net… — poprosiła Nika.
Ale Net nie zwracał na nią uwagi. Dyskretnie włożył rękę do plecaka, ukrytego za kufrem.
— Nasz przyjaciel nie jest człowiekiem, choć jest jednocześnie bardzo ludzki. Prawda, Romualdzie Piętnasty_koma_trzy?
Felix wiercił się nerwowo na przednim siedzeniu, Nika wpatrywała się w Neta, oniemiała.
— Prawda — potwierdził Manfred z laptopa w Netowym plecaku. — Ludzie często myślą sobie, że skoro jestem sztuczną inteligencją zamkniętą w aluminiowym kontenerze, to nie lubię spacerów. Otóż tak nie jest. Bardzo lubię spacerować i z użyciem moich sensorów wprowadzać do pamięci podręcznej dane pochodzące z otoczenia. Potem, rzecz jasna, selekcjonuję je i analizuję. Szczególnie bliskie memu krzemowemu sercu są spacery wzdłuż dróg lokalnych. Lubię analizować aromaty spalin mijających mnie samochodów i domyślać się na tej podstawie, co jest nie tak z silnikiem. Lubię rakotwórcze promienie ultrafioletowe, przebijające się przez chmury o brzasku nad wstęgą szosy. Uwielbiam wprost pierwsze jesienne alergeny, unoszące się wraz z babim latem nad rozgrzanym asfaltem. Kocham pęd powietrza wywołany przemieszczeniem się bryły karoserii zbyt blisko pieszych idących poboczem. Te zawirowania powietrza mógłbym analizować w nieskończoność i zgadywać, które tylko zmierzwi włosy rozchichranej dzierlatki, a które za sprawą znaczącej różnicy ciśnień pyrgnie nią do rowu.
Net zamknął plecak i spojrzał znacząco na wuja. Ten jednak, całkowicie zaabsorbowany prowadzeniem samochodu, sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie usłyszał słów Manfreda. Sam samochód prowadziło się przy tym inaczej niż zwykle. Zupełnie inaczej. To znaczy była kierownica i chyba jakieś pedały tam w dole, ale na tym koniec podobieństw. Wuj co chwila zerkał na któryś z wielu zegarów, pokręcał jedno z wielu mosiężnych pokręteł lub przesuwał jedną z wielu dźwigienek z główkami z masy perłowej. Czasem też pociągał lub popychał jedno z wielu cięgieł z bakelitowymi końcówkami. Największe zainteresowanie tymi czynnościami wykazywał Felix.
— Czy tu nie ma dźwigni biegów? — zapytał wreszcie.
— Nie ma skrzyni biegów, to nie ma i dźwigni — odparł z uśmiechem wuj. — Bezpośrednie przeniesienie napędu.
— Ten dźwięk silnika… Jakie paliwo spala? Czy to diesel?
— To samochód na wodę — odparł poważnie lord Ervin.