Ano jo, byliśmy na Coperniconie (Drago nadal nie może przeżyć Toruńskiego "jo"), spaliśmy w sleepie, który był tak blisko, a tak daleko (kilometr przez starówkę to daleko czy blisko?), chłopakom zdarzyło się nawet pójść na pierogi (w Toruniu jest dużo tego typu przybytków szczęścia).
Piernicon zaczął się od mojego dyżuru gżdacza. Osiem godzin bez przerwy na informacji, gdzie spotkałam zmokłego smoka Drago i kama.
Więcej nas matka nie miała. Potem był mój konkurs wiedzy o Igrzyskach, oczywiście mało ludzi, za to w sumie dużo uśmiechu.
Następnie udaliśmy się pogadać z magazynierem, którego część z was może kojarzyć z innych konwentów, gdzie się czasem z nim prowadzałam. JESTĘ W POLARĘ. Potem Drago zaniósł mi walizkę do sleepa, omijając kałuże, w których spokojnie można by topić małe dzieci. Światło wyłączyli łaskawcy po czwartej. Drago strasznie chrapał.
W sobotę byliśmy popatrzeć jak Ćwiek zbiera fejmy, ale w sumie mu nie odbiło, nadal jest sobą i dobrze wygląda. Mądrze gadał, jak na siebie. Poza tym braliśmy udział w LARPie (ja, kam i Drago, cała trójka). Wszystko na miejscu: Drago był sługą, kam jakimś paniczem, a ja czternastką, która lubi błyskotki i jest córką karczmarza, Żydówką. Standard.
Później pomagałam parze z po-prostu-kopytko.pl prowadzić spotkanie o ich webkomiksie (właściwie to Alicja rysuje, Apoc dostarcza tematów do rysowania). Zachęcam do odwiedzenia strony, fajni są, mają skille w myśleniu, mówieniu (tu głównie Apoc) i rysowaniu (tu głównie Xen, czyli Alicja). Zawsze miło poznać nowe fejmy.
Późnym wieczorem, czy jak ktoś woli, nocą, poszliśmy na imprezę konwentową. Drago tańczył(!), głównie pogo, ale to zawsze coś. I puszczali normalną muzę (przykład: tu).
W niedzielę pożegnaliśmy się wcześnie i pojechaliśmy do domków, popłakać, że to już koniec konwentu.
Pewnie nie brzmi ekscytująco, ale mniej nas było, to i mniej Karmelowych Smoków, Smoczych Karmelków i innych rondli na głowie. Ale było naprawdę świetnie, chłopaki potwierdzą, przynajmniej tak sądzę.
ZAPRASZAMY ZA ROK NA COPERNICON!