Mnie najmniej podobała się KDM... Nic się nie śmiałam i ten Felix i zero racjonalności i rozsądku, tego spokoju... Dużo rzeczy zostało niewytłumaczonych, a Nika jest zdecydowanie za bardzo wszechwiedząca. To tyle.
Mnie najmniej podobała się KDM... Nic się nie śmiałam i ten Felix i zero racjonalności i rozsądku, tego spokoju... Dużo rzeczy zostało niewytłumaczonych, a Nika jest zdecydowanie za bardzo wszechwiedząca. To tyle.
"Jeden kot, a całego stada myszy się nie boi."
Najmniej mi się podobała BM, strasznie techniczno-nudna, za to fajne były fragmenty z Laurą
Mnie najmniej podobał się Pałac Snów. Nudna fabuła oraz wątki związane z snem które mnie nie interesowały sprawiły, że czytanie tego FNiN mi się dłużyło, jedyne co ratowało tę cześć to wątki szkolne.
Ostatnio edytowane przez Drago ; 29-03-15 o 17:49
,,Lepiej zaliczać się do niektórych, niż do wszystkich. "
~Andrzej Sapkowski – ,,Krew elfów"
Jakoś tak ciężko mi się przełamać do krytyki. FNiN to pierwsza seria książek, którą naprawdę polubiłam, ale KDM... Nawet nie chodzi o to, że mam jakieś konkretne zarzuty, po prostu "nie czułam" tej książki, a jej czytanie było dość monotonne. Nie potrafiłam się do niej przekonać, bo chociaż w treści nie rażą mnie uchybienia, to sam styl odrzucał. To raczej osobiste odczucia, ale KDM w żaden sposób mnie nie porwało.
Zgadzam się, KDM nie miało tej magii jak inne tomy.
Nie podobała mi się cz. 4 fnin i BM. Jak dla mnie za dużo techniki zamało takiej trochę powieści obyczajowej.
Aż dziwne, że się nie wypowiedziałem. Generalnie ostatnio robię sobie maraton FNiN i czytam wszystkie części od początku. Przeleciałem przez KDM, PN, NH, 3K, TMK, BM, OS1&2, Ś01&2, teraz pomału zabieram się za SCH.
Pomału, bo SCH uważam za najgorszą część serii, pisaną na kolanie, na odczepnego, z potraktowaniem czytelnika lekceważąco. Sama fabuła jest bez jakiegokolwiek pomysłu i polotu, w poprzednich częściach był pomysł na całą książkę, tutaj tego nie było. W BM dostaliśmy zapowiedź Ś0 - i to były części dopracowane, ciekawe. W SCH nie ma nic takiego, a sama fabuła jest cienka i niczego nie wnosi do serii, ponieważ Kosik zrobił to jako część ''niezależną'' (nadal nie wiem, na czym polega ta rzekoma niezależność i po co, ale OK). Wątek Zosi - najbardziej bezbarwnej, niedorozwiniętej postaci - i jej ''porwania'', wraz z szukaniem jej po pieczarkarniach i klasztorach - kompletnie poroniony, zacząłem załamywać ręce nad beznadziejnością tej części. Wplecenie postaci Justyny i przyjęcia - mimo, że chyba najlepszy - kompletnie bez sensu, bo ta postać się już raczej nigdy nie pojawi, a niczego szczególnego do fabuły nie wniosła. Rola Bulbota, nad którym trząsł się Net przez pół książki została sprowadzona do roli pływającego aparatu fotograficznego. Brak telekinezy Niki, wynalazków Felixa, Manfreda i informatycznego geniuszu Neta, ponadto ślamazarnie ciągnąca się akcja i niepotrzebny, wymuszony wątek ''związkowy'', który sprawia wrażenie jakby Kosik coś ''chciał, a nie mógł'' - nierozwinięty, bez pomysłu, nic nie wnoszący do fabuły. Generalnie to najgorsza część serii w moim odczuciu.
Niewiele za nią stoi Orbitalny Spisek, zwłaszcza jego pierwsza część, w którym przez 250 stron przyjaciele szukają Antycypatora (w którejś z części pada sformułowanie Neta: Możliwe, że zaraz będziemy szukać kodów dostępu do urugwajskiego satelity telewizyjnego, i to zdanie chyba najbardziej określa OS1, gdzie żeby obliczyć miejsce upadku rakiety najpierw trzeba obliczyć miejsce zamieszkania genialnego matematyka, którego trzeba wypytać o miejsce upadku rakiety, bo potrzebny jest wzór), za dużo wciśnięto matematyki i fizyki, ponadto niepotrzebny i wymuszony wątek z ''kłótnią'', której nie było i kolejne problemy finansowe Niki (mimo, że parę dni wcześniej FNiN dostali kasę z muzeum)... no było to już mocno naciągane. Część druga znacznie lepsza, chociażby przez dodanie elementów akcji i wielowątkowości, znacznie więcej humoru (chociażby na stołówce) - generalnie bardziej dopracowana i sympatyczniejsza część od pierwszej, może bez jakiegoś szczególnego finału (zwłaszcza to bieganie między piętrami...), ale na pewno lepsza.
There are no atheists in foxholes
Ernie Pyle
Lotnisko Rhein-Main we Frankfurcie. Ląduje angielski samolot. wyhamowuje, staje i stoi. Wieża każe mu kołować do terminala, Anglik stoi. Wreszcie przyznaje się, że nie wie, w którą to stronę. Wieża tłumaczy mu drogę, przy okazji rzuca uwagi pod adresem Brytyjczyka, kończąc pytaniem: Nigdy nie byłeś we Frankfurcie?
Anglik odpowiada: Byłem, w 1944 roku. Ale wtedy tylko coś zrzucałem i nie lądowałem tutaj.
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)