No i się doprosiliście
Godzina 5 w nocy. Pukanie do drzwi wyrwało mnie z leniwego spaceru po polu żółtych kwiatków. Zerwałam się z fotela, wyrżnęłam o podłogę i z brzydkim słowem na ustach przemierzyłam swój zagracony barłóg. Za drzwiami stała ośmioletnia Krysia. Jej twarz była wręcz czerwona od płaczu.
- Kochanie, co się stało? - natychmiast zmazałam z twarzy grymas popobudkowy i nachyliłam się nad dziewczynką
- Bo… - zaczęła – Bo ja byłam u chłopaków z góry… I robiłam z nimi coś, czego dziewczynka robić z chłopcami nie powinna… - ostatnia litera płynnie przeszła w szloch
- Co robiłaś? – zapytałam powoli, poważnie zaniepokojona
Krysia przez chwilę próbowała się uspokoić, po czym wyznała:
- Paliłam papierosa…
Jezu, jak mi ulżyło. Pocieszyłam małą i odesłałam z powrotem do piekiełka. A dla porządku ryknęłam w stronę schodów:
- Karol! Wilku! Roman! Macie wszyscy szlaban!
Po czym poszłam zameldować siorze Edzie o demoralizujących postępkach chłopaków.
Pod drzwiami gabinetu Istoty Najwyższej spotkałam Reginę i Nikę. Ta pierwsza próbowała podsłuchiwać, ta druga stała obok i kręciła głową.
- Przejście dla VIP-a, plebejuszki – uśmiechnęłam się i wtarabaniłam przez drzwi wprost do gabinetu. Eda siedziała za swym mahoniowym biurasem opracowując kolejny plan przejęcia władzy nad światem albo chociaż fabryką Pepsi, więc zgarnęłam z niego stertę z rachunkami i ruszyłam ku wyjściu.
- Izka, czekaj no – pseudozakonnica łaskawie zwróciła na mnie uwagę – Sprawa jest – (no nie gadaj… ) - Otóż siostra Przełożona wysyła mnie na urlop do klasztoru Bazarianek.
- Bazarianek…? – zapytałam przeglądając papiery. Oj, ciężko będzie w tym miesiącu. Chyba trzeba będzie zwiększyć podatki. Znowu. Paser będzie się rzucać… Może zmobilizuję Camforrę do obrony…
- Czy jakoś tak. W każdym razie przyjedzie wam tu jakaś zastępnica, więc macie jej nie zjeść, kapewu?
- Mhm… - mruknęłam średnio przytomna wciąż przerzucając papiery. Po chwili dotarł do mnie sens wypowiedzi Edy – Zaraz, co?!
- Nara – rzuciła pseudozakonnica i wywijając tradycyjną (czytaj: skórzaną, czarną i ćwiekowaną) torbą wyszła wpadając przy okazji na gotkę i Medium i zostawiając mnie z mętlikiem w głowie, plikiem rachunków w dłoni i bandą młodocianych zdanych na łaskę i niełaskę zastępowej, którą przysłać miał mój odwieczny wróg: Stara Torba.
Lata służby pod Edą nauczyły mnie jednego: rób swoje, bo mogiła. No więc jak zwykle rzuciłam się w wir obowiązków. Jednocześnie przewijałam niemowlaka i wydawałam rozkazy grupie nastolatków. Normalka.
- Okej, przygotujcie cokolwiek, byle szybko i tanio – rzuciłam do naszego sierocińcowego kucharza, Konrada – Tadzik – skinęłam na chudego chłopaka od Pasera – Zbierz mi grupę, ogarnijcie parter i podwórko. Medium – Nika wyprostowała się – Nie wiem jak to zrobisz, ale masz mi tu sprowadzić Reginę. Karol – cisza – Karol?!
- Nie ma go – mruknął ktoś – Zabarykadował się u siebie z chłopakami i coś robią.
- Dobra, zaraz ich ochrzanię. KrejzJola, pilnuj piekiełka! – rzuciłam jeszcze do dresiarki i pobiegłam do pokoju Koszmarów.
Przed przekroczeniem progu coś mnie tknęło. Niepewnie przyłożyłam ucho do drzwi i niemal dostałam zawału słysząc krzyk oraz czyjś diaboliczny śmiech.
- Nie ujdzie ci to na sucho! – ryknął ktoś, chyba Roman
- W normalnej sytuacji zgodziłbym się – to Karol, zdecydowanie – Niemniej jednak racz zwrócić uwagę na mój sprzęt i zauważyć o ile większy jest od twojego – a następnie kolejne krzyki
Odetchnęłam kilka razy i otworzyłam drzwi. I natychmiast uskoczyłam przed strumieniem wody.
- Giń, pomiocie szatana! – ryknął Wilku rzucając się na mnie z karabinem na wodę w rękach. Niewiele myśląc przetoczyłam się do przodu, wyrwałam armatkę (tak, dosłownie armatkę) Karolowi i wycelowałam w Wilka.
- Jeszcze jakieś sugestie, szeregowy? – spytałam słodkim głosikiem
- Nie, pani pułkownik – wymamrotał Wilku – Jezu, myślałem, że to Regina…
- Strzeliłbyś w moją dziewczynę? – zapytał podniesionym głosem Karolek
- Mój sprzęt nie jest taki zły…
- CO ŻEŚ POWIEDZIAŁ?!
Podczas gdy chłopacy wyjaśniali sobie pewne sprawy ja szukałam zawieruszonego gdzieś Romana. Znalazłam go za kanapą. Siedział ze słuchawkami w uszach i z pełnym wody pistoletem czekał na pierwszą osobę, która zajrzy w tamten zakamarek…
- Wysusz sobie włosy, bo się przeziębisz – powiedziała Nika gdy tylko uznałam, że Tadzik i jego grupa zadaniowa poradzą sobie w sprzątaniu bez ciągłej obecności wieży strzelniczej (nadali mi takie czułe przezwisko)
- Oj tam oj tam – macnęłam ręką – Gdzie pajęczyca?
- Maluje się w pokoju – Nika położyła mi dłoń na ramieniu – Idź się wysuszyć, zjedz coś. Od rana jesteś na nogach. No i słyszałam, jak Krysia sprawiła ci dziś pobudkę pełną wrażeń – uśmiechnęła się
- Medium, jesteś wielka – odetchnęłam z wdzięcznością i pognałam do swojego barłogu.
Jako jedyna ze starszyzny miałam pokój na parterze. Wiadomo, a to wizytacja Starej Torby, a to problem egzystencjonalny jakiegoś kilkulatka, a to wyrwana spod kontroli reakcja spalania w kuchni, a to ziółka dla cierpiącej po melanżu Edy…
Eda. Zabiję ją jak tylko wróci, pomyślałam wściekle buszując po swoim pokoju w poszukiwaniu suszarki. No bo co w końcu! Jestem cholernym zarządcą, powinnam być wcześniej informowana! I jeszcze mi się tu zwali jakaś dyktatorka…
Z suszarką w dłoni pognałam do damskiej. Wywaliłam Nektarynę (pozostałe dziewczyny zachowały jeszcze jakieś szczątki instynktu samozachowawczego i same uciekły) i przystąpiłam do suszenia przemoczonych przez Romana kudłów. Następnie udałam się do piekiełka. W samą porę, zdaje się, gdyż za biegającą z grzdylami w ramionach KrejzJolą zaczęła już krążyć Tamara, znana szerzej jako Samara. Przez chwilę kontemplowałam widok kogoś innego zajmującego się dziećmi. Zwłaszcza, że za Jolą zaczął biegać również znany z nadaktywności ruchowej (oraz, niestety, gastrycznej) Ząbek. Wciąż miał problemy z wymawianiem wyrazów. Wyrazów, czyli, dla ścisłości, brzydkich słów, których zapewne potajemnie uczyli młodych chłopacy. No więc okrzyk malucha brzmiał:
- Gluba sinia! –co miało zapewne oznaczać „gruba świnia”. Już miałam wejść i oznajmić co sądzę o takim słownictwie, gdy nagle siedząca w rogu, półtoraletnia Ania wstała. Już na poważnie martwiłam się, że ta dziewczynka ma problem z nauką chodzenia, a tu proszę! Dumna jak paw z osiągnięcia maleństwa zobaczyłam jak wykonuje swoje pierwsze kroki w stronę Ząbka. Stanęła przed nim i strzeliła mu z liścia.
- Nie mówi się „gluba sinia”, tylko „gruba świnia”, ty tępy bip! – oznajmiła mała, a całe poczucie dumy wyparowało ze mnie jak Stara Torba na widok Reginy. Zdecydowanym krokiem wbiłam do sali i w miarę możliwości ogarnęłam sytuację. W miarę możliwości.
- Dobra, ludzie – stanęłam na stole przerywając tradycyjny, kolacyjny harmider. Oczy większości domowników skupiły się na mnie – Jak wiecie zostaliśmy zostawieni w… dość nieciekawej sytuacji. Eda wyjechała robić za Bazariankę, cokolwiek to znaczy, a my skazani jesteśmy na jakąś delegatkę Starej Torby. Także ludzie: ogarnijcie się, nie przynieście wstydu i chorób wenerycznych, a przede wszystkim weźcie przykład z Medium po ostatnich wakacjach i ograniczcie ambrozję. Jakieś pytania?
- Skąd się biorą dzieci? – rozległo się z końca sali. Łaskawie zignorowałam.
No. Po kolacji wszyscy się porozchodzili, a ja zaczęłam szykować do snu maluchy. Po przeczytaniu czterech dobranocnych książeczek większość zasnęła, więc z ulgą wycofałam się na górę. Mijając pokój Karola zasłyszałam gorączkową dyskusję, toteż weszłam do środka.
- No i co to ma być? – Karol i Wilku zgromadzili się wokół Romana, który klecił na stole nie-wiem-i-nie-chcę-wiedzieć-co.
- Chcę przerobić ten szajs ze złomowiska na stację przekaźnikową z funkcją GPS, przetwarzaniem protokołowym i awaryjnym zasilaniem.
- Chrzanisz – Wilku wyraził myśli nas wszystkich
- Zapamiętajcie sobie, że totalny szit dodać trochę wprawy równa się niezły wypas – usłyszeliśmy w odpowiedzi
- Taa – mruknęłam – Pamiętam jak przerabiałeś toster na odtwarzacz MP3 z możliwością robienia grzanek. Puściłeś z dymem biurko.
- Bo zapomniałem wyjąć grzankę. Sam projekt był dobry. Za to tutaj zamontuję mostek elektroeteryczny co da nam możliwość niwelowania zakłóceń transmisyjnych wywołanych przez obcych.
- To cię naprawdę jara. A propopo – wtrącił Karolek – Wilku, kojarzysz, czy woda w spłuczce jest ciepła, czy zimna?
- Nie – przyznał tamten – Skoczę sprawdzić! – i wybiegł
- Tak, jara mnie to. A teraz się odczepcie – Roman się trochę wkurzył
- Ostatnie pytanie – powiedziałam – Po holendrę ci to?
Roman zamyślił się, po czym wytrzeszczył oczy w zdumieniu.
- O kurczę, o tym nie pomyślałem!
- Zimna! – oznajmił Wilku wchodząc
- Nie ma ciepłej wody – stwierdził Karol z uśmiechem – No to ja się dziś nie myję.
Już miałam zaprotestować, gdy z korytarza dobiegł nas słodki głos Reginy:
- No to mnie dziś boli głowa! – i trzaśnięcie drzwiami
Szantaż gotki podziałał, a ja spokojnie ruszyłam na obchód. Obyło się bez konfiskat, szlabanów itp. Gdy dziewczyny zwolniły damską wzięłam szybki prysznic, jeszcze raz przeleciałam się po pokojach, pozamykałam wszystkie drzwi i udałam się do swojego barłogu. Siadłam za biurkiem i próbowałam uporządkować papiery. Rachunki, reklamy, listy… Zegarek na ścianie wybił trzecią. Ledwie przytomna zwaliłam się na kanapę, narzuciłam na siebie koc, gazetę czy jeszcze co innego i zasnęłam.
- Izka, wstawaj! – Regina wściekle załomotała do drzwi mojego barłogu. Otworzyłam o mało nie łamiąc gotce nosa. Ups.
- Czego, pasożycie? – zapytałam promiennie się uśmiechając
- Ktoś pod drzwiami czeka.
- To po holendrę przyłazisz tutaj?!
- Krzyczeliśmy wszyscy z góry, ale nie słyszałaś.
Delikatnie wyprosiłam Reginę z najbliższych 20 metrów wokół, obciągnęłam dres i ruszyłam do drzwi. Wyjęłam klucze, pogmerałam w zamku i otworzyłam.
Przede mną klęczała zakonnica. Perfidnie, z różańcem w dłoni i mamrotem pod nosem.
- Dzień… pochwalony – poprawiłam się szybko. Edy nigdy nie obchodziły konwenanse. Teraz ja miałam za to płacić.
Zakonnica wstała, otrzepała się uduchowionym gestem i obarczyła (tak, obarczyła) mnie swoim spojrzeniem. Była niższa ode mnie, miała może ze czterdzieści lat. Jej ciemnobrązowe oczy zwiastowały sierocińcowi słowo zakazane.
Zasady.
- Niech Bóg, Pan nasz wszechmogący prowadzi cię, dziecko, w ten i wszystkie dni – no to nas Stara Torba załatwiła. Przecież Karol i spółka nie dadzą rady się nawet z nią przywitać!
- Siostra wejdzie – uśmiechnęłam się dzielnie wprowadzając uduchowioną chudzinę do wnętrza. Na schodach pojawili się już pierwsi obserwatorzy.
- Niech Bóg, Pan nasz wszechmogący prowadzi was, dzieci, w ten i wszystkie dni – to był chyba flagowy tekst tej nowej. Nikt nie zareagował, więc stanęłam za jej plecami (niby to zamykając drzwi) i zrobiłam groźną minę.
- Co się mówi? – zapytałam donośnie
Stado spojrzało po sobie.
- Panią też! - odparli chórem
I niech ktoś mi powie, że oni są niewychowani!