Cały czas jestem jeszcze pod wrażeniem tego filmu. Wydaje mi się, że oglądałam go jakoś nieuważnie, bo niewiele pamiętam. Może to wina emocji? W sumie czułam na początku tylko zdenerwowanie, bo o mało co spóźniłabym się na premierę z powodu megakorka przed Toruniem. Kiedy już usiadłam w fotelu poczułam tę atmosferę "OMG it's starting". W filmie zaskoczyło mnie wiele rzeczy, większość pozytywnie. Nie będę się może jakoś bardzo rozpisywać, wymienię szczególne dla mnie hasła-fragmenty: każde ujęcie z Ronem i Hermioną jakoś tak mnie ściskało za serce (cieeeeeeeeeeeepłe kluchy); Voldemort śmiejący się to chyba najstraszniejsza i najobrzydliwsza scena; nie mogę zrozumieć, czemu Bellatrix skurczyła się i wybuchła; Ron krzyczący "Run!" piskliwym głosem rozłożył mnie na łopatki; synowie Harry'ego byli absolutnie zabójczo słodcy; ciała Tonks i Lupina leżące blisko siebie bardzo mnie wzruszyły; Draco przytulany przez Voldemorta - tego w ogóle nie rozumiem; wspomnienia Snape'a to najlepiej nagrana część tego filmu. No, to ja już napisałam w telegraficznym skrócie o moich wrażeniach. Popłakiwałam sobie przez cały film, a na końcu to już ledwie widziałam napisy.
Jak wy przeżyliście tę premierę?