Zamieszczone przez
Fragment Felix, Net i Nika oraz Bunt Maszyn
Dyrektor siedział za biurkiem w swoim gabinecie i machinalnie bawił się klawiszem „caps lock”, na co komputer reagował dwoma podobnymi piśnięciami. Dyrektor miał poważny dylemat ? nie lubił mówić niemiłych rzeczy, a to właśnie czekało go za kilka minut. Spojrzał na zegarek. Do dzwonka zostało dziewięćdziesiąt pięć sekund. Przestał się bawić przyciskiem i jeszcze raz przebiegł wzrokiem po ekranie, na którym wyświetlił się status szkolnego servera. Z podręczników, które przeczytał ostatnio, jasno wynikało, że żaden z systemów ochronnych nie jest poprawnie skonfigurowany. Właściwie wyglądało to tak, jakby ktoś zainstalował cały soft i po prostu puścił w ruch.
Dyrektor kliknął przycisk komunikatora, na ekranie którego miał tylko jednego adresata i wpisał wiadomość: „Kochanieńka, możesz pójść do sali informatycznej i poprosić Jurka, żeby do mnie wpadł?”.
Pisanie tego „kochanieńka” wydało mu się nagle dosyć głupie. Kiedy to mówił, wychodziło mu jakieś takie naturalne, ale czarno na białym… Wpatrywał się w migający kursor, ale odpowiedzi nie było. Pani Helenka. Sekretarka była bardzo odporna na komputeryzację. No banalnie prostą obsługę komunikatora przecież jej wytłumaczył: napisać, nacisnąć „enter”. Proste. Gdy do dzwonka zostało dwadzieścia sześć sekund, dyrektor zrezygnował z czekania i wcisnął przycisk interkomu.
? Kochanień… Heleno, jesteś tam?
? Jestem panie dyrektorze ? padło w odpowiedzi z głośnika.
? Czy ściszyłaś dźwięk w komputerze?
? Ściszyłam, bo wydawał dziwnie dźwięki. Coś nie tak, panie dyrektorze?
Dyrektor dotknął dłonią czoła. Te dziwne dźwięki, to były potwierdzenia odebrania wiadomości, które wysyłał jej od rana.
? Nie, nic. Zupełnie nic. Możesz pójść do sali informatycznej i poprosić tu Jurka?
? Już idę.
Ciekawe, czy ta wiadomość w ogóle wyświetliła się na jej ekranie. Dyrektor, pchany ciekawością, odczekał piętnaście sekund, wstał i otworzył drzwi do sekretariatu. Spojrzał na biurko sekretarki i ze zdziwienia uniósł brwi. Jego wiadomość migała na środku ekranu i z pewnością nie sposób było jej przeoczyć. Migały tam również pozostałe wiadomości, które wysyłał pani Helence od rana. A skoro migały, były nieprzeczytane. A były nieprzeczytane, bo komputer stał odwrócony o sto osiemdziesiąt stopni, czyli ekranem do drzwi. Tak więc pani Helenka, siedząc przy swoim biurku widziała tył obudowy.
Dyrektor patrzył na to dłuższą chwilę i próbował odgadnąć, czemu jego sekretarka odwróciła komputer. Pokazywała coś komuś i zapomniała odwrócić ponownie? Niemożliwe. To się trochę rzuca w oczy, jak się ma przed nosem tył obudowy. Podszedł, przekręcił komputer do normalnej pozycji i wrócił do gabinetu. Takie drobiazgi nie powinny rozpraszać umysłu dyrektora całej szkoły. Czym prędzej usiadł za biurkiem, by wyglądać tak, jak powinien wyglądać dyrektor całej szkoły podczas poważnej rozmowy. Próbował sobie przypomnieć, co na taką okazję przewidywał Poradnik naturalnego przywódcy, ale nic z tego nie wychodziło. Musiał odłożyć książkę w połowie lektury, żeby zająć się podręcznikami dotyczącymi komputerów.
Ogarnął jeszcze wzrokiem biurko i przezornie wsunął pod kilka papierów tom Od zera do hackera. Więcej czasu na zastanowienie nie miał, do gabinetu wszedł bowiem Eftep. Wszedł bez pukania, ale należało mu wybaczyć ? wiedział, że drzwi są obite od środka dermą i gąbką, więc i tak nie słychać pukania. Właściwie, jak się lepiej zastanowić, to może i pukał, lecz dyrektor tego nie usłyszał.
? Chciałeś się ze mną widzieć? ? Jerzy Wierszewski, zwany potocznie Eftepem, w gimnazjum numer trzynaście uczył informatyki. Uczniowie, którzy mieli jakie takie pojęcie o tym przedmiocie, wiedzieli, że Eftep, delikatnie mówiąc, z tej informatyki jest kiepski. Na pierwszy rzut oka widać było również, że ma kiepski gust. Był wysoki i chudy, a zakładając czarne rurkowate jeansy i płaskie skórzane buty tylko to wrażenie pogłębiał. Braku klasy dopełniał czerwony polar.
? Taaak… ? Dyrektor wahał się pomiędzy przyjęciem pozy profesjonalnego szefa a starego przyjaciela. Szef może mówić nieprzyjemne rzeczy i jest to w sumie naturalne, z kolei przyjaciel może być szczery, co też ułatwia takie rozmowy. Zdecydował się wreszcie na szefa i przyjaciela w jednym. Więc lewa ręka w kieszeni spodni, a prawą wypadałoby klepnąć informatyka w ramię. Nie, to jednak trochę głupie. Wystarczy ta ręka w kieszeni. Prawą… prawą można gestykulować.
? Zauważyłem ? wstał i włożył lewą rękę do kieszeni ? że kopia bezpieczeństwa danych ze szkolnego servera nie była wykonywana… nigdy.
? Kopia bezpieczeństwa… Mpfff… ? Eftep spojrzał w okno. ? Kopia bezpieczeństwa… Aha! Mówisz o kopii bezpieczeństwa! No właśnie, ta kopia mogłaby zostać wykradziona i dane by wypłynęły. Lepiej, jak jej nie ma. Tak jest bezpieczniej.
? Ale w ten sposób ? dyrektor wyszedł zza biurka, by zademonstrować lewą rękę w kieszeni spodni ? jeśli nastąpi awaria dysku, stracimy wszystkie dane.
? Kopia bezpieczeństwa jest… yyy… w dziennikach. Tak, no i w tych segregatorach, w sekretariacie. Czyli wszystko w porządku.
? Zauważyłem też, że mamy małe problemy z zabezpieczeniem dostępu do servera.
Eftep spojrzał na dyrektora z wyrazem twarzy, mówiącym „Skąd znasz takie słowa?”, a potem jego wzrok padł na biurko zawalone podręcznikami. Przełknął ślinę.
? O jakich problemach mówisz? ? zapytał ostrożnie, a na końcu języka miał pytanie „Skąd ty to właściwie wiesz?”.
? Jeśli wejdziesz do panelu konfiguracyjnego naszego servera, zobaczysz je bez trudu. ? Dyrektor stanął na tle okna, co według Poradnika naturalnego przywódcy miało mu dać kilka punktów przewagi. Nie było to teraz potrzebne, ale naturalny przywódca powinien wykorzystywać każdą okazję do podkreślenia swojej przywódczości. ? To te pozycje podświetlone na czerwono.
Eftep nie mógł już uciec wzrokiem w okno, więc zaczął studiować swoją linię życia na wewnętrznej stronie dłoni, a w szczególności linię kariery, jeśli oczywiście coś takiego istnieje.
? A… ha. No tak, wszystko się zgadza. Są podświetlone na czerwono właśnie po to, żeby yyy… nie zapomnieć ich zmienić. Przecież ten czerwony się rzuca w oczy. Yyy… Mam to zaplanowane, eee… na jutrzejsze popołudnie. Tak, mam zaplanowane przekonfigurowanie wszystkiego. Dobrze, że mi, yyy… przypomniałeś, to przełożę to na dziś. ? Informatyka zaczęły nagle swędzieć dłonie, a przynajmniej tak to wyglądało, nie przestawał ich bowiem intensywnie pocierać. ? To oczywiście jest niezwykle istotne, żeby, yyy… skonfigurować tę konfigurację. To… eee… to w zasadzie, to całe to konfigurowanie jest elementarnie konieczne… A jak właściwie się zalogowałeś? Nie zakładałem ci konta.
Zasłuchany w rwany potok słów, wypływających z ust informatyka, dyrektor niechcący wyjął rękę z kieszeni. Szybko poprawił się, wepchnął ją z powrotem i wyjaśnił przywódczym tonem:
? Login „Administrator”, hasło „Administrator”.
? Czasem te najprostsze rozwiązania są, eee… najskuteczniejsze. ? Informatyk rozłożył ręce. ? Prawdziwy hacker nigdy by tego nie zrobił, bo to jest… eee… za proste dla zawodowca. Sprawdzałby wszystkie możliwe kombinacje, ale tę jedną na pewno by pominął. Dlatego właśnie ją wykorzystałem. Jeżeli uważasz, że należy to zmienić, to oczywiście, eee… zajmę się tym.
? Pomyślałem sobie, że nie będę cię dłużej obarczał tym ciężarem. ? Dyrektor zebrał się w sobie, na ile potrafił, i oznajmił tonem nieumyślnie niemal przepraszającym ? mamy nowego administratora sieci.