Zapomniałam, Valixy mi przypomniała. Byłam na Carlu Orffie "Carmina Burana". Niesamowite. Zapiera dech w piersiach. Po raz kolejny nie ma co mówić o pogo, ale zapamiętam do końca życia.
Zapomniałam, Valixy mi przypomniała. Byłam na Carlu Orffie "Carmina Burana". Niesamowite. Zapiera dech w piersiach. Po raz kolejny nie ma co mówić o pogo, ale zapamiętam do końca życia.
Z racji że w Lublinie są Juwenalia to się przeszlam z ukochanym na Farben Lehre i powiem że było cudownie. Co prawda z mojej strony przepogowane 2 piosenki, ale i tak fajnie. Z ciekawych utworow grali Erato, Maturę, Spodnie z GS-u, Kwiaty, Should I stay or shoud I go? i na koniec Piosenkę leniwych słoni :p Zostałabbym jeszcze na Huntera ale musiałam wracać, nie ma to jak rodzice ; < Więc wyszłam coś po 22.
Wanting to be someone else is a waste of the person you are.
27.05 -Katie Melua (Wrocław)
30.05 -Katie Melua (Zabrze)
Będzie ktoś ;d?
Ja nie, ale jakbyś był w Zabrzu, to możesz się odezwać ;P
"Bar Najlepsze Żeberka Hargi w pobliżu portu prawdopodobnie nie zalicza się do najlepszych lokali miasta. Obsługuje klientów, którzy preferują ilość nad jakość i rozbijają stoły, jeśli jej nie dostaną. Nie szukają potraw wyszukanych czy egzotycznych, ale wolą dania konwencjonalne, jak embriony ptaków nielotów, mielone organy w powłoce jelit, plastry ciała świń czy bulwy bylin przypalane w zwierzęcym tłuszczu; w ich gwarze określa się je jako jajka, kiełbasę, bekon i frytki."
Mnie raczej nie będzie.Zamieszczone przez Ketevan
Dobra, byłam wczoraj, więc opowiadam
Wszystko miało się zacząć o 19.30. Dojechaliśmy trochę późno, bo około 15 po, więc większość miejsc była już zajęta (mieliśmy miejsca w strefie nienumerowanej - znowu czas, bo wyprzedano już te z numeracją :/). Koncert odbywał się w starej hali w Nowej Hucie. Z parkingu trzeba było tam dojechać specjalnym autobusem z wdzięcznym kierunkiem "FMF".
Nastrój był niesamowity. Ekipa odpowiednio oświetliła ściany opuszczonej hali, co dodawało jej grozy.
Jeden koniec ogromnego pomieszczenia był jakby "przedpokojem", oddzielonym od reszty zasłoną. Można tam było nabyć przekąski, płyty z różnych filmów oraz koszulki. Pofarciło mi się i dostałam od rodziców płytę z muzyką z "Kodu Leonarda da Vinci" oraz właśnie koszulkę z logo Festiwalu:
Na miejscach przy końcu naprawdę niewiele było widać, jeśli chodzi o orkiestrę. Cóż, taka wada hali fabrycznej - wszystkie miejsca mają taką sama wysokość. Nawet nie były ustawione naprzemiennie, więc, mimo mojego dość dużego wzrostu, cały spektakt musiałam siedieć na boku krzesła,by dojrzeć coś obok głowy siedzącej przede mną blondyny... :/
Ale zaczęło się. Z oklasków przedniej części dowiedzieliśmy się, że chór i orkiestra weszły na scenę, a za nimi dyrygent. Potem pojawiła sie parka prezenterów, którzy rzekli kilka słów i zaprezentowali co ciekawsze instrumenty, takie jak taiko czy bęben irlandzki, a także coś, co właściwie wyglądało jak kawał miedzianej blachy, ale wydawało fajny dźwięk .
Film był z napisami, i dobrze. Trochę to jednak utrudniało sytuację, jeśli chodziło o mięśnie szyi. Będą zakwasy jak nic, pomyślałam. Orkiestra grała rzecz jasna głośniej, niż zazwyczaj słyszymi w kinie, toteż czasem zagłuszała wypowiedzi, lecz nie żałuję. "Piratów z Karaibów" widziałam już tyle razy, że mogłabym recytować teksty z pamięci.
W niebieskawym świetle błyskały co jakiś czas poruszające się smyczki, czy energiczne dłonie dyrygenta. Punkt kulminacyjny i filmu, i muzyki, zbiegł się w scenie walki. To, co się wtedy działo z muzykami, moi rodzice określali prostym słowem "zapierniczać". Czułam, jak stopa mojej mamy przytupuje z emocji obok. Chciałam poprosić, żeby przestała, ale zarazem też miałam ochotę tak zrobić.
Gdy film się skończył, szybko wyślizgnęłam się z rzędu i pobiegłam do granicy strefy numerowanej, czyli metalowej barierki. Teraz było widać, kto przyszedł na film tak po prostu, bo jakieś wydarzenie kulturalne miało miejsce, a kto jest prawdziwym fanem. Połowa miejsc w nienumerowanej części opustoszała, niektóre jeszcze przed samym końcem filmu. A przecież teraz zaczynało się najlepsze.
Jak to określiła później prowadząca, napisy przy takiej orkiestrze mogłyby trwać w nieskończoność. Muzyka trwała, trwała, trwała. Nareszcie mogłam ujrzeć, co sie działo na podwyższeniu. I było świetnie.
W powrotnym autobusie widziałam grupkę dziewczyn, które chyba wycyganiły tekturowy zwiastun "Na nieznanych wodach", bo spod okna patrzył wciąż na mnie Sparrow. Paranoja, już myślałam, że wszędzie go widzę! xD
No, pomysł był cudowny. Jestem wdzieczna organizatorom. Niestety nie mogłam się tym w pełni nacieszyć w drodze do domu, bo mojemu żołądkowi nagle przypomniało się, że jadłam na drugie danie sushi. Chciałam rozpocząć recenzję od "właśnie wróciłam", ale sami rozumiecie, że się nie dało
Ostatnio edytowane przez Valixy ; 22-05-11 o 08:16
"Carpe Diem"Moda na łacińskie sentencje nie wygasła
Wybiera się ktoś na Scorpions do Tarnowa? Jest wtedy co Krakon jakby co, więc mielibyście blisko
Valixy, albo było tak świetnie, albo tak ciekawie to opisałaś, albo jedno i drugie.
Piraci z muzyką na żywo to jednak musiało być coś. Ja jedynie mogę się zadowolić nowymi Piratami z Karaibów w kinie.
Aktualnie 1 użytkownik(ów) przegląda ten wątek. (0 zarejestrowany(ch) oraz 1 gości)