Sen bardzo świadomy
Incepcja. Słowo, które nie istnieje. Neologizm. Spolszczenie oryginalnego tytułu. Dobry chwyt - sam tytuł wywołuje ciekawość, a przy tym zachowuje zgodność z oryginałem. Byłem i widziałem. Spędziłem te 148 minut głęboko wciśnięty w fotel z otwartą gębą i ślinotokiem. No... nie całkiem 148 minut. Ale przynajmniej dopóki nie uruchomiłem szarych komórek i nie zdałem sobie sprawy, że coś w filmie Nolana się nie zgadza. ?e ktoś mnie tu robi w balona. Ale o tym później, najpierw o zaletach... A jest ich sporo. Począwszy od samego pomysłu, który narodził się w głowie reżysera bardzo dawno i który kojarzyć może się z PS . Koncepcja jest prosta - świat snów. Kontrolowanie ich. I okradanie ofiary z cennych informacji, a wręcz wyrywanie ich z podświadomości. Ale tym razem zadanie polega na czymś zupełnie odwrotnym i karkołomnym - na wszczepieniu pewnej idei. Tym właśnie jest incepcja i to właśnie musi zrobić Dom Cobb, aby powrócić do dawnego, normalnego życia, do rzeczywistości. Ostatnie zlecenie i będzie mógł wrócić do Stanów, żyć jak normalny człowiek. Tak więc - w dużym skrócie - Dom zbiera ekipę, obmyśla plan i zabiera się do działania. W międzyczasie oczywiście poznajemy mechanikę i zasady panujące w jego specyficznym zawodzie. Tak docieramy do 1/3 filmu. I stąd zaczyna się prawdziwa jazda. Oraz coraz silniej zaczyna kłuć człowieka myśl "chcą ze mnie zrobić idiotę". Fabuła jest dość skomplikowana, to fakt. Ale nie aż tak, żeby rozumny człek nie zauważył kłamstw, jakie próbuje przemycić Nolan. Ciężko mi tu o nich pisać, nie zdradzając historii, ale z pewnością nie przeoczycie w filmie tego o czym mówię. Rzecz, która mnie uderzyła najbardziej - wybudzanie ze snu. Sen, o którym tutaj mowa jest bardzo głęboki. Obudzić się z niego można ginąc w tym śnie lub doświadczając tzw. "zrywu" na jawie. Jest to uczucie bezwładności, braku grawitacji albo równowagi, wiecie... ucho wewnętrzne człowieka. Bardzo dziwne jest to, że zryw ten działa tylko wtedy, kiedy życzy sobie tego Nolan i jest to dla niego wygodne do dalszego prowadzenia fabuły . Szczególnie dziwi to wtedy, kiedy kamera w boskim spowolnieniu pokazuje sceny, gdzie śpiący herosi wprost latają w bezwładzie. I mimo to śpią nadal! Albo zryw we śnie - też ciekawy sposób na wybudzanie. I zupełnie niezgodny z zasadami, które przedstawia Nolan na samym początku filmu. Może się Wam wydawać, że czepiam się szczegółów. Faktycznie. Jednak tych szczegółów jest tak dużo, że razem stanowią poważną wadę. Jak obejrzycie, to z pewnością zrozumiecie. Ale dajmy temu spokój. W końcu do wakacyjny film akcji. Nie ma sensu go analizować. Ma być po prostu kolorowy, dużo się błyskać, efektownie wybuchać i hałasować. I tutaj oczywiście Nolan nie ma sobie równych. Szczególnie, kiedy wystawia na front Leonarda DiCaprio i piękną Marion Cotillard. Ten pierwszy zrobił już dobre wrażenie w "Sieci Kłamstw" Ridley'a Scotta. Tej drugiej natomiast nigdy nie widziałem w roli postaci negatywnej, ale tutaj wypada naprawdę zachwycająco i tajemniczo. A co do hałasu, to duża w tym zasługa Hansa Zimmera. Muzyka jest ostra, zbudowana na głębokich i ciężkich instrumentach dętych z dodatkiem szybkich agresywnych smyczków. Aż skrzy się od syntezatorów i perkusji (przede wszystkim silnego kicka i elektronicznego basu - każdą częścią ciała się tą muzykę słyszy) i oczywiście elektrycznej gitarki, która dodatkowo urozmaica ścieżkę i nadaje jej świetnego klimatu.
Dwa przykłady:
http://www.youtube.com/watch?v=dr1gJ2B90GE
http://www.youtube.com/watch?v=S7ob5aj5HdE
Jednak czegoś mi w tej muzyce brakuje. Jest taka... Na pewno nie jest nudna, w końcu pisana pod film akcji. Ale brakuje mi tu takich charakterystycznych, silnych Zimmerowskich tematów. Są, ale w mniejszej ilości i jakby ukryte, nie takie efekciarskie jak dotychczas. W filmie wszystko wypada świetnie, jednak na soundtracku po jakimś czasie się nudzi i zostawia niedosyt. Chciałoby się więcej. A może po prostu to ja wymagam za dużo, szczególnie po Sherlocku Holmsie... Zimmer różni się od tego sprzed laty. Odchodzi od pompatycznych, wzniosłych motywów. Skupia się raczej na szczegółach, drobnostkach cieszących ucho. W sumie to i lepiej. Niemniej duży minus za utwór zamykający film. Rewelacyjnie komponuje się z obrazem i całkiem miło się słucha, ale to powtórka Tennessee z Pearl Harbour.
Z filmu Nolana:
http://www.youtube.com/watch?v=-xeHiTmx5AU
Z filmu Bay'a
http://www.youtube.com/watch?v=uVbwaHTuLvE
Najnowsze dzieło Zimmera niekiedy gryzie lekko w ucho i nie jest zbyt oryginalne. Ale to wciąż Zimmer. Gdybym powiedział, że nie kocham tej muzyki - skłamałbym.
EDIT: O, zabrakło podsumowania
Ogólnie rzecz ujmując, Incepcja to kolejny gniot, niczym filmy Bay'a. Kino komercyjne takie już jest. Reżyser próbuje Ci coś wcisnąć, tak w charakterze make money, a Ty albo wyłączasz mózg, kupujesz to i przez ponad dwie godziny cieszysz się jak dziecko, albo wygwizdujesz i wychodzisz przed końcem. "It's your choice" - jak wspólnie mówi Milla Jovovich i Olatunde Osunsanmi pod koniec "Czwartego Stopnia" (przyznam się, że tego drugiego musiałem wygooglować. Nigdy nie zapamiętam jego nazwiska).