Oglądałem Telefon. Świetny film, naprawdę.
Za to ostatnio widziałem maksymalnie stereotypowy i chałowy film "o ratowaniu USA poprzez prezydenta/ który jest uosobieniem cnót wszelakich". Air Force One, czy coś w tym stylu.
Leci samolot z prezydentem, jego dzielną żoną i na oko 13-letnią córką oraz dyplomatami. W tym rosyjskimi. Nagle ci ?LI (Rosjanie) łapią za broń i bez problemu rozwalają całą elitarną ochronę prezydenta, nie tracąc nikogo a zabijając wszystkich w kilka minut (liczyłem z ojcem- w kilku zabili 14 ochroniarzy bez problemu...).
A przez resztę filmu prezydent- bohater, uosobienie cnót wszelakich!- w pięknym stylu pokonuje terrorystów (których ofc nie mogła pokonać cała świetnie wyszkolona ochrona), ratuje żonę i córeczkę (córeczka z oczami maślanymi wzrusza widza, żona podnosi na duchu męża obrońcę kraju... ).
Oczywiście, wygłasza przy tym ze trzy niesamowicie patriotyczne monologi (Boże święty...), dochodzi do bitwy powietrznej między samolotami rosyjskich terrorystów a samolotami USA, podczas której jeden z pilotów bez wahania poświęca się w imię Ameryki.
Potem giną wszyscy z samolotu, zdrajcy i ocalała załoga, przeżywa tylko szczęśliwa rodzina prezydenta. I happy end.
Masakra po prostu...